Siódmy mecz wyłoni mistrza
Broniący tytułu mistrzowskiego koszykarze Detroit Pistons wyrównali na 3:3 stan rywalizacji w finale ligi NBA. "Tłoki" pokonały w szóstym meczu na wyjeździe San Antonio Spurs 95:86.
Decydujący mecz zostanie rozegrany w czwartek wieczorem także w San Antonio. Ostatni raz siódme spotkanie rozstrzygało losy mistrzostwa w 1994 roku.
Najważniejszą rolę w zespole Pistons odegrał Richard Hamilton, zdobywca 23 punktów. O dwa punkty mniej zapisał na swoim koncie Chauncey Billup.
Zwycięstwo "Tłoków" było niespodzianką, bowiem przegrali oni ostatnie dziesięć spotkań na parkiecie w San Antonio, w tym dwa pierwsze mecze tegorocznego finału.
Zresztą Spurs to jeden z najlepiej grających zespołów NBA na własnym parkiecie. W tym sezonie zasadniczym oraz fazie play off dwukrotni mistrzowie ligi (1999 i 2003) wygrali przed własną publicznością 46 razy i ponieśli tylko pięć porażek.
"Pracuję z tymi zawodnikami od dwóch lat i jeszcze nigdy mnie nie zawiedli. Jestem dla nich pełen szacunku i respektu, bo to naprawdę fantastyczna drużyna, która potrafi sobie radzić nawet w najtrudniejszych momentach" - powiedział trener Pistons, Larry Brown, który odnotował 100 wygrany mecz w karierze w fazie play off.
Wtorkowy mecz był bardzo emocjonujący, bowiem aż 23 razy drużyny zmieniały się na prowadzeniu w trzech pierwszych kwartach.
Przed ostatnią kwartą Detroit prowadziło 71:67 i do końca nie pozwoliło gospodarzom na zmniejszenie różnicy poniżej jednego punktu.
"Siódmy mecz gramy u siebie. W czwartek wszystko i wszyscy będą nam pomagać, więc wygramy go i będziemy mistrzami" - powiedział najlepszy zawodnik meczu w ekipie Spurs, Tim Duncan, który zdobył 21 punktów i miał 15 zbiórek.
Tyle samo punktów, ale o pięć zbiórek mniej miał Argentyńczyk Manu Ginobili.
Koszykarze z Detroit mogą w czwartek przejść do historii NBA jako pierwszy zespół, któremu udało się w finale ligi wygrać dwa ostatnie mecze na wyjeździe.
"Możemy tu wygrać jeszcze raz. Już przed dzisiejszym meczem wiele osób nas skreśliło i mówiło, że nie odrobimy straty z pechowego piątego meczu. I co? Wygraliśmy na wyjeździe dzisiaj i zrobimy to także w czwartek" - powiedział Rasheed Wallace, który we wtorek zdobył dla Pistons 15 punktów.