Po niedawnej premierze w Polsce, swoją premierę w Chicago będzie miał film „Wyszyński – zemsta czy przebaczenie”. Obraz stworzony przez braci Syków pokazuje nieznaną dotąd historię Prymasa Tysiąclecia, który jako młody ksiądz w randze porucznika uczestniczy w powstaniu warszawskim. Akcja rozgrywa się w założonym przez matkę Różę Czacką Ośrodku Szkolno-Wychowawczym dla Dzieci Niewidomych w Laskach – wtedy szpitalu polowym. O tym, jak powstawał film, opowiadają nam – reżyser i scenarzysta Tadeusz Syka, producent Maciej Syka oraz odtwórczyni jednej z głównych ról Małgorzata Kożuchowska.
Daniel Bociąga: Jak trudnym wyzwaniem było podjęcie się stworzenia obrazu w tym samym czasie, gdy w Polsce obchodzono rok Stefana Wyszyńskiego, a wszystko odbywało się przed beatyfikacją kardynała oraz matki Róży Czackiej? Czy to powodowało jakąś dodatkową presję?
Maciej Syka, producent: – Przyjechaliśmy do Chicago z niezwykłym filmem, który tworzyliśmy w bojowych warunkach. To jest właśnie ten paradoks – film wojenny, który powstaje w bojowych warunkach.
Tadeusz Syka, reżyser: – Ten film to 700 dni bardzo ciężkiej pracy. Nie jest łatwo robić film wojenny, gdzie jest bardzo dużo scen pirotechnicznych, gdzie pokazujemy Powstanie Warszawskie od zupełnie innej strony. I nie jest łatwo realizować w czasie pandemii. Mieliśmy całe mnóstwo wyzwań, począwszy od pogody – bo należy pamiętać, że w czasie Powstania Warszawskiego tylko raz, historycznie padał deszcz – a skończywszy na dostosowaniu pracy do wymogów sanitarnych. Niestety nie udało się nam, pandemia nas dopadła. Dopadła głównego aktora, ale wyszliśmy z tego obronną ręką. To, że ten film powstał, to jest cud, nie boję się tego powiedzieć. Ja jestem rocznik ’84, więc Wyszyńskiego nie znałem. Ale kiedy przeczytałem, że on był kapelanem w czasie Powstania Warszawskiego, że nosił rannych na plecach, że świetnie znał niemiecki, co wykorzystał i wyprowadzał Niemców w pole, to jak obok tego przejść obojętnie. Ten film musiał powstać.
Także po to, abyśmy mogli poznać tę nieznaną historię Stefana Wyszyńskiego?
TS: – Absolutnie. Ten film to nie jest nawet film o księdzu. To jest film o człowieku, który w obliczu potężnego cierpienia, wojny, musi sobie odpowiedzieć na pytanie – jakiego wyboru dzisiaj dokonać. Widzi, kiedy jego wychowankowie są mordowani i co on ma zrobić. I to jest fantastyczna puenta też dla nas, gdyż my w naszym codziennym życiu też musimy tych wyborów dokonywać.
MS: – Wyczytaliśmy w tajnych dokumentach i zapiskach, że Wyszyński nie był tylko prymasem, którego znamy, takim w purpurze, który chodził ubrany jak ksiądz, a później kardynał. Okazuje się – o czym milczały biografie, a nie wiedzieli biskupi czy też zwykli ludzie – że brał czynny udział w Powstaniu Warszawskim.
TS: – Wszyscy znamy wielkiego hierarchę, prymasa, część z was pamięta go, jak jeszcze opuszczała Polskę, ale mało kto wie, że Wyszyński był kapelanem Armii Krajowej, skromnym księdzem, który pomagał powstańcom z grupy Kampinos. Do nas przyszli biskupi, którzy powiedzieli nam, że wiedzieli, iż był biskupem lubelskim i wiedzieli, co się z nim działo od 1946 roku, ale nie zdawali sobie sprawy, że był żołnierzem.
MS: – Nasz film „Wyszyński – zemsta czy przebaczenie” to efekt pracy tysięcy ludzi. Mamy doskonałą rolę Małgosi Kożuchowskiej, mamy Ksawerego Szlenkiera, który gra Wyszyńskiego, mamy Adasia Fidusiewicza, Marcina Kwaśnego, Idę Nowakowską, Wojtka Sukiennika. To jest tak naprawdę produkcja wojenna ukazująca działalność szpitala polowego w Laskach pod Warszawą w dniu wybuchu Powstania Warszawskiego.
A jakim wyzwaniem była praca z aktorami znanymi do tej pory z zupełnie innych ról, którzy mierzyli się z takimi kreacjami po raz pierwszy?
MS: – Małgosia Kożuchowska zagrała niezwykłą rolę. Sama nigdy wcześniej nie grała siostry zakonnej, a tutaj musiała się wcielić w rolę matki Róży Czackiej, ziemianki która przed wojną posiadała majątki i spadła z konia. Nagle po paru miesiącach okazało się, że traci wzrok. W tym momencie dochodzi do wniosku, że może załamać ręce i lamentować, bo nie widzi, albo może zacząć pomagać innym. Tak powstał zakład dla ociemniałych w Laskach, a także szpital polowy, gdy wybuchła wojna, w którym Róża Czacka pomagała powstańcom wraz z Wyszyńskim. My kręciliśmy na tych oryginalnych łóżkach. Proszę sobie wyobrazić, że przez ponad 70 lat przeleżały łóżka, na których powstańcy umierali, mieli amputowane ręce, nogi. Kręciliśmy w oryginalnym szpitalu. Jest to film o wielkiej nadziei, o wielkiej miłości, o wielkim poświęceniu dla wszystkich. To jest film, w którym brało udział Wojsko Polskie, grupy rekonstrukcyjne, harcerze, młodzież.
TS: – W trakcie tworzenia scenariusza odkryłem, że matka Róża Czacka, która urodziła się pod koniec XIX wieku w pewien sposób też wychowała Wyszyńskiego, który urodził się w 1901 roku. Wyszyński z kolei miał niebagatelny wpływ na kształtowanie się Karola Wojtyły. Więc my dziś widzimy łańcuch kreacji świętych. Ten film to pokazuje. Małgosia fenomenalnie wcieliła się w rolę Róży Czackiej. Dla niej wielkim wyzwaniem było zagrać niewidomą zakonnicę.
Czy wcielenie się w rolę Matki Czackiej wiązało się z jakimś szczególnym przygotowaniem? Czy była to trudna rola?
Małgorzata Kożuchowska: – Zawsze granie postaci autentycznych, takich, które są postaciami historycznymi, jest jakimś wyzwaniem, ponieważ nie są to postacie fikcyjne, wymyślone, tylko takie, które kiedyś żyły, chodziły między ludźmi i zazwyczaj są to osoby niezwykłe, nietuzinkowe. Każdy zazwyczaj ma jakieś swoje wyobrażenie na temat tych osób. Podejmując się takiej roli, trzeba się liczyć z tym, że będzie ona oceniana nie tylko przez pryzmat tego, jak ja ją zagram, ale też przez pryzmat pewnych wyobrażeń, które ma widz i pewnych oczekiwań. Drugie wyzwanie wiązało się ze świadomością, że ta osoba ma być wyniesiona na ołtarze, bo już gdy dostałam propozycję roli, mówiło się, że matka Róża Czacka zostanie ogłoszona błogosławioną razem z kardynałem Wyszyńskim. Aktor zawsze stara się znaleźć w odgrywanej przez siebie postaci człowieka, a tutaj na pewno wyzwaniem była świadomość niezwykłości bohaterki, w którą się wcieliłam.
Czy Pani zdaniem historia opowiedziana w filmie pozwala odbiorcy zapoznać się z ośrodkiem w Laskach oraz jego założycielką – matką Czacką?
MK: – To jest jednak niesamowite, że w Polsce matka Róża Czacka nie jest postacią tak dobrze znaną jak kardynał Wyszyński, natomiast myślę, że jest niewielu ludzi, którzy nie słyszeli o ośrodku w Laskach. Róża Czacka po tym, jak uległa wypadkowi i jak zapadł na nią wyrok, gdy lekarze powiedzieli, że będzie stopniowo tracić wzrok, wykorzystała cały ten czas na podróże po Europie i zdobycie wiedzy na temat tego, jak można pomagać osobom niewidomym, a następnie, przywożąc tę wiedzę do Polski, zdecydowała o założeniu ośrodka, który miała prowadzić już nie jako osoba świecka, a siostra zakonna. Ja przed zdjęciami czułam taki rodzaj odpowiedzialności, to nie była jakaś kolejna rola dla mnie do zagrania. Spędziłam cały jeden dzień u sióstr w tym ośrodku. Pojechałam tam prywatnie, siostry mnie ugościły, byłam w tym małym pokoiku, w którym przez lata matka Róża Czacka mieszkała i tam umarła. Tam dalej są wszystkie jej meble, klęcznik, modlitewniki, z których korzystała. Siostry pokazały mi też różne dokumenty, kaplicę, ale też mogłam obserwować tych, którzy jeszcze w tym ośrodku pozostali, bo to przypominam były czasy pandemii, więc nie było tam tylu osób, ile jest normalnie. Ale ponieważ matka Róża Czacka była niewidomą, było to kolejnym wyzwaniem – nigdy wcześniej nie grałam osoby niewidomej, więc mogłam napatrzeć się, jak się poruszają, zachowują osoby niewidome i tutaj siostry też okazały się pomocne, bowiem poprosiłam je, aby już w trakcie zdjęć obserwowały monitory i wytykały mi błędy, abym mogła je natychmiast skorygować.
Wspomniała Pani, że to była inna niż dotychczas rola. Jakim było to doświadczeniem i na ile pomogło ubogacić warsztat aktorski?
MK: – Ja uwielbiam takie zadania, które powodują, że muszę odegrać inne światy i wejść w zupełnie nowe role. Matka Róża Czacka nie była mi osobą nieznaną, ale jakoś szczególnie nie zagłębiałam się w historię jej życia, nie znałam też epizodu z życia kardynała Wyszyńskiego z okresu Powstania Warszawskiego i z ich wspólnego pobytu w Laskach, gdzie on był kapelanem. Owszem znamy jego późniejsze historie, jak internowanie w Komańczy, jego trudną rolę w czasach powojennych. Epizod z Powstania Warszawskiego nie jest znany, a jest niezwykle interesujący. Ja co prawda brałam udział tylko w zdjęciach w Laskach, ale tam są niesamowite wątki poświęcone młodym powstańcom, ludziom, którym udało się uciec z Warszawy i działać w lasach, w partyzantce. Film jest od początku do końca oparty na faktach, na przejmujących prawdziwych historiach z życia kardynała Wyszyńskiego i jest niezwykle interesujący, bo tłumaczy, skąd kardynał miał taką siłę, konsekwencję w działaniu i był zaprawiony w bojach. Ta historia właśnie wiele tłumaczy. Film się dobrze ogląda, ma wartką akcję, to nie jest rodzaj pomnika postawionego dwóm błogosławionym, a opowiada o prawdziwych ludziach, o prawdziwych emocjach, przeżyciach. Ja byłam tym filmem poruszona, jest świetnie zrealizowany, jest wciągający, daje dużą wiedzę o naszej przeszłości, o bohaterach w historii naszego kraju. Warto wybrać się na ten film i uzupełnić też swoją wiedzę historyczną. Ten obraz zostaje w pamięci i sercu.
Dziękujemy za rozmowę i zapraszamy Polonię na projekcję. Film będzie można zobaczyć w kinie Pickwick Theatre w Park Ridge w dniach 10, 11 i 12 grudnia.
Rozmawiał:
Daniel Bociąga[email protected][email protected]
Zdjęcia: Emilia Bąk, Tadeusz Syka, Maciej Syka