Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
wtorek, 19 listopada 2024 08:49
Reklama KD Market

Monika Wiela: Give Back Box to spełnienie marzenia o pomaganiu innym

Monika Wiela: Give Back Box to spełnienie marzenia o pomaganiu innym
Monika Wiela fot. Artur Partyka

Monika Wiela, założycielka Give Back Box, firmy, której celem jest pomaganie potrzebującym, od ponad 10 lat z pasją realizuje swoje „amerykańskie marzenie”. Pomysł na Give Back Box narodził się z potrzeby serca, a dzięki entuzjazmowi Moniki Wieli partnerami w jej programie są największe handlowe przedsiębiorstwa, od Amazona przez Nordstrom po Lego. Mieszkająca obecnie w Los Angeles Polka robi w swoim życiu to, co kocha, w kraju, który jak uważa, jest najlepszy do odniesienia sukcesu. Wiela była 30 października jednym z zaproszonych gości drugiej konferencji „NEXT – Talks for the Future Generations”, adresowanej polonijnej młodzieży.  

Joanna Trzos: Podczas konferencji „NEXT” mówiła Pani dużo o swoim entuzjazmie i pozytywnym nastawieniu do życia. Czy takie podejście pomogło Pani odnieść sukces w Stanach Zjednoczonych? 

– Od dziecka czułam się bardzo szczęśliwą osobą, ale muszę przyznać, że tutaj (w Stanach Zjednoczonych) zetknęłam się bardzo szybko z dużą ilością pozytywnej energii. Bardzo szybko dotarłam do książek o pozytywnym myśleniu, takich mentorów jak Tony Robbins, których tutaj jest naprawdę wielu, a do tego w Polsce w tamtych czasach nie miałam dostępu. Przyleciałam nie tak dawno, bo w 2006 r., a Chicago było pierwszym miastem, w którym zamieszkałam. 

Co wpłynęło na Pani decyzję o emigracji?

– W Polsce żyło mi się bardzo dobrze. Pracowałam jako przedstawicielka handlowa, miałam dobrą pracę, dobrych znajomych, wiodłam udane życie. Natomiast przyjechałam do Ameryki, żeby spełnić marzenie mojej mamy, która zawsze chciała wyjechać tutaj, ale nie udawało jej się dostać wizy. Zakochałam się w Ameryce od pierwszego wejrzenia, dosłownie po 15 minutach wiedziałam, że to jest kraj, w którym zostanę i tak się stało.

Jakie były pierwsze lata? Czy z takim pozytywnym nastawieniem łatwo było Pani przystosować się do życia w nowym kraju?

– Myślę, że tak jak w przypadku wielu innych osób, największą barierą był język. Uczyłam się języka angielskiego w Polsce, ale jak przyleciałam tutaj, trudno było mi się porozumieć. Język zawsze był dla mnie bardzo ważnym narzędziem. Chciałam bardzo szybko pokonać barierę językową. Stwierdziłam, że muszę szybko nauczyć się angielskiego. Postanowiłam więc, że będę się trzymać z dala od Polaków, by przestawić się szybko na język angielski. Nie miałam żadnych polskich przyjaciół przez długi okres. Nauczyłam się języka dość szybko i wtedy poczułam, że mogę myśleć o biznesie. 

I jaki był Pani pomysł? Od czego Pani zaczynała? 

– Pamiętam, jak po przylocie do Stanów Zjednoczonych do rodziny, której wcześniej nie znałam, ciocia zabrała mnie na zakupy. Poszłyśmy do sklepu Payless z butami, które w ogóle uwielbiam. Byłam w szoku, że był tu taki wybór, super kolory, wzory i rozmiary, i to w cenie 20 dol.  za parę. Więc od razu kupiłam sobie pięć par tych butów. Zakładałam, że jak pojadę do domu do Polski, dam je koleżankom w prezencie. Potem okazało się, że jednak zostanę na dłużej, więc wystawiłam te buty na aukcji na Allegro w Polsce. Na drugi dzień rano okazało się, że te pięć par butów sprzedałam i tak znalazłam pomysł na super biznes. Przez dwa lata siedziałam w domu i to robiłam, kupowałam i sprzedawałam buty na Allegro i wysyłałam je Polamerem do Polski. Ten mój domowy biznes tak się rozrósł, że zaczęłam jeździć nawet na targi do Las Vegas, by kupować buty naprawdę w dużych ilościach. Kupowałam to, co mi się podobało i to się podobało innym. Przez kilka lat był to rewelacyjny biznes. 

Czy wtedy powstały Pani firmy StyleUpGirl i Bucikowo.pl?

– Tak, to były moje pierwsze firmy w Stanach Zjednoczonych, ale w Polsce też miałam biznes, bo już wtedy miałam taką żyłkę przedsiębiorcy. Już nie zajmuję się handlem butami i chociaż z sentymentem do tego okresu mojego życia powracam, to jest już to przeszłość.  

Monika Wiela fot. Artur Partyka

A jak narodził się pomysł na Give Back Box?

– To jest moje dziecko, z którego jestem najbardziej dumna. Give Back Box to firma, która zajmuje się pozyskiwaniem dotacji od ludzi/firm i przekazywaniem ich potrzebującym, do fundacji. Jesteśmy firmą-pośrednikiem między darczyńcami a osobami, które potrzebują pomocy. O takiej firmie zaczęłam myśleć, kiedy rozkręciłam mój biznes z butami, bo zawsze chciałam zrobić coś większego, by mieć pozytywny wpływ na życie innych. To zawsze było moim marzeniem. Zaczęłam więc myśleć, jak mogę pomóc bezdomnym, których widziałam na ulicach w centrum Chicago. No i wymyśliłam, że za każdym razem, kiedy będę wysyłać buty do klientów włożę opłaconą etykietę adresową z prośbą, aby włożyli do tego samego pudełka swoje stare buty lub odzież  i wysłali je do fundacji. Wymyśliłam, że taką działalność charytatywną będzie prowadzić moja firma z butami przy okazji zamówień od klientów w Stanach Zjednoczonych. Po około dwóch tygodniach dostałam telefony od fundacji, że przyszły pierwsze paczki z donacjami. Było to niesamowite uczucie i wiedziałam, że chcę coś podobnego robić. Wiedziałam, że muszę z tym pomysłem dotrzeć do Amazona i do innych firm handlowych w Ameryce, bo wtedy będziemy mogli pomóc milionom ludzi. I tak w 2012 r. narodziło się Give Back Box. 

Jak rozwinęła się Pani firma przez ostatnie 10 lat i jak dzisiaj działa Give Back Box?

– Obecnie Give Back Box działa w Stanach Zjednoczonych, w Kanadzie i w Europie. Pracuje z nami ponad 50 różnych dużych firm handlowych, w tym Amazon, Lego, Lewis,  Nordstrom, Neiman Marcus. Współpracujemy z ponad 150 fundacjami tutaj w Stanach Zjednoczonych, które otrzymują od nas dotacje. W ciągu dziesięciu lat działalności firma się rozrosła i dzięki nam przekazano ponad milion pudełek z donacjami.

Pani kolejnym dzieckiem był program dla Lego?

– Tak, w międzyczasie udało mi się stworzyć program dla Lego. Jesteśmy w ogóle pierwszą firmą, która coś takiego zrobiła. Za pomocą Give Back Box można wysłać do nas klocki Lego, które czyścimy, dezynfekujemy, pakujemy do pudełek, do szkół i placówek edukacyjnych, które mają programy Lego. Jestem bardzo dumna z tego programu, bo jak byłam dzieckiem, to zawsze marzyłam o klockach Lego, a teraz współpracuję z tą znaną na całym świecie firmą. A co najważniejsze, tysiące dzieci dzięki temu otrzymuje od nas klocki, z czego najbardziej się cieszę. Po prostu czuję, że zrobiłam coś dobrego.

W jaki sposób możemy udzielić pomocy, korzystając z Give Back Box?

– Jest to bardzo proste. Wystarczy wejść na stronę internetową GiveBackBox.com, z której można pobrać darmowe etykiety do wysyłki albo płatne za 15 dol., jeżeli chcemy wybrać jakąś konkretną fundację. Oferujemy wysyłki donacji do 150 różnych fundacji. Potrzeby są specyficzne, bo na przykład schroniska dla zwierząt potrzebują koce, poduszki i pościel. Mamy fundację, która wspiera Native Indians w Dakocie i prosi o przekazywanie książek dla dzieci i pomocy szkolnych. Jeżeli ktoś z państwa ma fundację i chce ją zgłosić do naszego programu, co jest zupełnie bezpłatne, to bardzo prosimy o kontakt z Give Back Box.

Give Back Box ma już swoją pozycję i wsparcie wielu korporacji, ale jak wyglądała droga do tej współpracy? 

– Pamiętam, jak poszłam na swoje pierwsze spotkanie do Amazona. Nie miałam wtedy ani nazwy firmy, ani strony internetowej czy przygotowanej prezentacji w PowerPoincie. Zajęło to następne dwa lata i dopiero Amazon przyłączył się do akcji. Z Lego rozmawiałam przez cztery lata, ale udało się i jest to ogromny sukces.

Czyli po drodze usłyszała Pani: „dziękujemy, ale nie jesteśmy zainteresowani”?

– Tak, oczywiście, ale nigdy mnie to nie zatrzymuje, bo zawsze idę do przodu. Zawsze w głowie mam kolejny projekt. Obecnie także pracuję nad kolejnym programem, by pomagać ludziom, którzy zaczynają swój własny biznes, czy samotnym matkom, czy komuś, kto stracił pracę w okresie pandemii COVID-19. Pracujemy nad takimi projektami, które będą działać pod parasolem Give Back Box.

Ile osób pracuje w Give Back Box?

– Mamy sortownie w stanie Maryland i w Alabamie. Ponad 100 osób zajmuje się dziennie operacjami związanymi z sortowaniem donacji i przesyłkami. Chciałabym mieć jedną sortownię u siebie w Kalifornii, ale stan ten nie jest najtańszym do prowadzenia biznesu. 

Wspomniała Pani o Kalifornii. Proszę opowiedzieć nam o tej przeprowadzce.

– Stało się to zupełnie impulsywnie, ale myślałam o tym już po przylocie do Chicago, że po jakimś czasie będę chciała się stąd wyprowadzić. Chociaż naprawdę kocham je z całego serca, to jednak nie lubię zimna. Więc planowałam, że kiedyś przeprowadzę się tam, gdzie jest ciepło. Byłam pomiędzy Florydą a Kalifornią. Wybrałam jednak Los Angeles, bo lubię duże miasta.

Życzę Pani dalszych sukcesów i dziękuję za rozmowę.

Joanna Trzos[email protected]

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

ReklamaDazzling Dentistry Inc; Małgorzata Radziszewski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama