Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 16 listopada 2024 13:52
Reklama KD Market

Opowieści nie z tego świata

Na Ziemi ludzie każdego dnia doświadczają rzeczy dziwnych, niewytłumaczalnych. Kiedy spotkamy się z czymś, co przeczy znanej nam logice, co się rządzi nieznanymi nam prawami, jesteśmy przerażeni. Czasem mimo woli uświadamiamy sobie, że obok nas toczy się inne życie na niezrozumiałych dla nas zasadach. Co gorsze, bywa, że to coś zdaje się wrogie człowiekowi. Viktor Farkas, który prowadzi archiwum zjawisk niewyjaśnionych, zna tysiące takich groźnych przypadków...

Niewidzialny drapieżnik

Filipiny odzyskały niepodległość sześć lat po wojnie. W Manili, stolicy Filipin, najlepiej było widać, jak straszne skutki spowodowała japońska okupacja. Nędza, głód, choroby. Na ulicach gromady zdanych na siebie nastolatków, którzy walczą o przetrwanie. Krwawe bójki są na porządku dziennym.

W tym przedsionku piekła tumult, jaki dobiega do policjantów patrolujących ulice, nie jest niczym nadzwyczajnym. Policjanci podchodzą bliżej. Widzą grupę ludzi tłoczącą się wokół młodej dziewczyny, która tarza się na ziemi i krzyczy, jakby ją mordowano. Gapie śmieją się. Policjanci zrozumieli z okrzyków dziewczyny, że jest gryziona. I stwierdzili, że jest najwidoczniej wariatką albo narkomanką. Zabrali z ulicy osiemnastoletnią Claritę Villaneuvę. Doprowadzili na posterunek, żeby doszła do siebie.

Gdy zamknęły się za nią drzwi celi, Clarita klęka i błaga mundurowych o pomoc. Wyciąga ręce i pokazuje głębokie ugryzienia. Krzyczy, że ugryzło ją „to coś”. Policjanci odwracają się, żeby odejść, kiedy dziewczyna zaczyna histerycznie krzyczeć, że „to coś” jest z powrotem. I w tej samej chwili, na oczach funkcjonariuszy, na ramionach i barkach Clarity pojawiają się nowe, wyraźnie widoczne ugryzienia. Rany otoczone są czymś, jakby śliną. Jeden z policjantów biegnie do komendanta posterunku. Ten wzywa lekarza śledczego, doktora Larę. Doktor jest wściekły, że w środku nocy wyrywa się go z łóżka, by zbadał oczywistą epileptyczkę.

Na posterunku na doktora Larę, oprócz komendanta, czeka także burmistrz Manili, już powiadomiony o tym dziwnym wydarzeniu. Rozzłoszczony doktor, ledwie patrząc na Claritę, stwierdził padaczkę połączoną z samookaleczeniem, po czym odjechał do domu. Po jego odejściu komendant i burmistrz jeszcze raz obejrzeli rany na ciele dziewczyny. Doszli do wniosku, że samookaleczenie to jawny nonsens. Kpili z doktora – niech im kiedyś pokaże, jak samemu ugryźć się w kark i za barkami.

Clarita resztę nocy spędziła na ławce na posterunku policji. Płacząc, usnęła. Następnego dnia wszystko potoczyłoby się rutynowo: oskarżenie o włóczęgostwo i kilka dni aresztu. Kto by sobie zaprzątał głowę nikomu nieznaną osiemnastolatką. Ale ktoś sobie zaprzątał – „to coś”.

Dziewczyna doprowadzona do sądu znowu zaczęła krzyczeć. Policjanci mocno trzymali ją za ręce. Wówczas w obecności wielu reporterów sądowych – później o tym napisali – i przybyłego do sądu doktora Lary, niewidzialne kły wpijały się w ramiona, dłonie i kark Clarity. Napaść trwała całe pięć minut. Usiłowano, ale nikt nie mógł temu przeszkodzić. Wszystkich świadków ogarnęło poczucie bezradności i przerażenie. Osiemnastolatka straciła przytomność.

Doktor Lara okazał się uczciwym lekarzem. Dokładniej obejrzał rany Clarity i skorygował swoją nocną diagnozę. Nie było ani epilepsji, ani samookaleczenia. Rany od ugryzień były oczywiste i dziewczyna nie mogła w żaden sposób zadać ich sobie sama. Ponownie został powiadomiony burmistrz Manili i, jako autorytet od spraw pozaziemskich, arcybiskup.

Burmistrz towarzyszył cierpiącej w drodze do szpitala. Wtedy po raz kolejny „to coś” napadło dziewczynę. W szpitalu te niewidzialne napaści ustały. Burmistrz powiedział reporterom: – Mamy do czynienia ze zjawiskiem, którego w żaden sposób nie da się wytłumaczyć.

To nie był pojedynczy atak niewidzialnego drapieżcy. Rzekomo atakują one na wszystkich kontynentach. Równie dobrze jak ten w Manili udokumentowany jest atak „tego czegoś” w White River w RPA. Dwudziestoletni Jimmy de Bruin był całymi dniami, na oczach detektywów, kaleczony niewidzialnym nożem. Na Coventry Street w Londynie „to coś” zadźgało nożem kilku przechodniów. Dokumenty z XIX wieku wyliczają wiele przypadków niewidzialnych ataków na dzieci.

Śmiercionośne obrazy

Andre Marcellin malował portrety w pierwszej połowie XX wieku. Chociaż lepiej było stwierdzić, że chciał je malować. Jakieś fatum, klątwa, nie wiadomo co, wisiało nad namalowanymi przez niego portretami.

Zaczął malować w Paryżu w 1907 roku. Pierwszym namalowanym przez niego portretem była podobizna znanego magnata prasowego. Znaczyło to, że Marcellin, choć początkujący malarz, musiał być uznawany za dobrze zapowiadającego się artystę. Magnat był zadowolony z portretu. Zapłacił, zabrał obraz z pracowni artysty i dwa dni później zmarł. Lekarze nie potrafili orzec, co było przyczyną śmierci zdrowego, czterdziestoletniego mężczyzny. Ale zdarza się, umierają zdrowsi i młodsi. Nikomu nawet do głowy by nie przyszło, że śmierć magnata może mieć jakikolwiek związek z namalowanym przez Marcellina portretem.

Taka sama sytuacja powtórzyła się przy następnym zamówieniu. Dyrektor jednego z paryskich banków odebrał z pracowni, przez gońca, swój portret. Dwa dni później już nie żył. A był to mężczyzna bardzo dbający o zdrowie.

Wówczas Marcellin przestraszył się. Uznał, że tego, co się przydarzyło, nie można zaliczyć do przypadków. I postanowił, że nie będzie malował osób żyjących. Skoncentrował się na malowaniu postaci historycznych i pejzaży, choć tego rodzaju obrazy przynosiły mniej pieniędzy. Tym bardziej że już zaczął sobie wyrabiać markę dobrego portrecisty.

Odmawiał malowania portretów, nie tłumacząc, dlaczego. Dziwiło to tych, którzy chcieli zamówić u niego portret. Ale skoro nie, to nie, pewnie myśleli i zawiedzeni wychodzili z pracowni Marcellina. Młody artysta wytrwał w swym postanowieniu przez kilka lat. Aż trafił się wyjątkowo uparty klient. Zależało mu, żeby Marcellin namalował jego portret i nie chciał słyszeć o odmowie.

Zaproponował za obraz pieniądze, o jakich Marcellin mógł dotychczas jedynie pomarzyć. Wówczas Marcellin wyjawił mu, że dwie osoby, którym namalował portrety, zmarły niedługo po ukończeniu obrazów. Klient wyśmiał artystę i dalej nalegał, klątwa nie klątwa, aby namalować jego portret. Po długich namowach i kolejnym podwyższeniu stawki za portret, artysta zgodził się. Zamawiający zmarł dwa dni po odebraniu obrazu.

Na wiosnę 1913 roku Marcellin świętował zaręczyny z piękną Françoise Noel. Jego wybranka chciała, aby Andre koniecznie ją sportretował. Nie wiedziała o tym, co stało się z mężczyznami sportretowanymi wcześniej przez Marcellina. Nie chciał jej tego mówić, poza tym sam chciał o tym zapomnieć. Ale w końcu powiedział. Inaczej nie mógł wyjaśnić, dlaczego nie chce namalować jej portretu. I prosił, żeby nie nalegała, ponieważ nie chce jej narażać. Na to Françoise zagroziła, że albo portret, albo rozstanie.

Marcellin kochał Françoise. Tak przyparty do muru, zgodził się ją namalować. Noel zmarła jeszcze przed ukończeniem portretu. Przyczyna śmierci nieznana. Artysta załamał się. Postanowił popełnić samobójstwo. I zrobił to chyba w najoryginalniejszy sposób na świecie: namalował autoportret. Zmarł cztery dni po ukończeniu obrazu, 3 stycznia 1914 roku.

Czy za śmiercionośnymi portretami kryła się jakaś nieświadoma, parapsychologiczna zdolność artysty? Tego nigdy się nie dowiemy. Być może te destrukcyjne skłonności tkwiły w jakiś niewytłumaczalny sposób w samych obrazach? Po śmierci Marcellina nie skończyła się czarna seria. Rzymski biznesman kupił pejzaż Marcellina na licytacji w mediolańskim domu aukcyjnym. Powiesił go w domowym gabinecie i miesiąc później zmarł, a zaraz po nim jego żona. Przyczyny śmierci, jak we wcześniejszych przypadkach, pozostały nieznane.

W 1912 roku spłonął w Turynie dwupiętrowy dom aż po fundamenty, kilka osób zginęło. Z niewyjaśnionego powodu ogień wybuchł w pokoju, gdzie właściciel urządził sobie małą galerię obrazów. Ogień zniszczył wszystkie znajdujące się tam dzieła. Poza jednym: portretem świętego Krzysztofa namalowanym przez Andre Marcellina.

Na świecie znajduje się nadal około 20 obrazów tego artysty…

Marcin Nowak


death-g6c38d2bec_1920

death-g6c38d2bec_1920

home-g8af1e409d_1920

home-g8af1e409d_1920

money-g3d67451a5_1920

money-g3d67451a5_1920

Sean_Penn_fot_Etienne_Laurent_EPA_Shutterstock

Sean_Penn_fot_Etienne_Laurent_EPA_Shutterstock

SexPistolsNorway1977_Wikipedia

SexPistolsNorway1977_Wikipedia

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama