Dariusz Cisowski
Rozstawione z numerem szóstym koszykarki Chicago Sky pokonały w Wintrust Arena w czwartym meczu Phoenix Mercury 80:74 i wygrywając serię 3:1, po raz pierwszy w historii klubu zdobyły mistrzostwo WNBA. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, by wygrał zespół z tak odległym numerem rozstawienia i z bilansem 16:16 w sezonie zasadniczym.
Ekipa z Phoenix ma w dorobku trzy tytuły mistrzowskie (2007, 2009, 2014). Natomiast Sky zdobyciem pierwszego trofeum, uświetniły jubileusz 25-lecie istnienia klubu.
Kluczem do niedzielnego triumfu była piątkowa wygrana Skay w Phoenix 86:50. Jeszcze nigdy Mercury nie przegrały na własnym parkiecie w tak druzgocących rozmiarach. 36-punktowa różnica w finałowym spotkaniu była również największą w historii ligi.
- Gorzej zagrać po prostu się nie da - skwitowała po meczu największa gwiazda Mercury Diana Taurasi, która trafiła tylko jeden z dziesięciu rzutów.
Jak się w niedzielę okazało, gorzej wprawdzie zespół z Phoenix już nie zagrał, ale roztrwonił 12-punktową przewagę, jaką osiągnął w trzeciej kwarcie.
W finałowej rządziły już koszykarki z Chicago, które nie tylko zniwelowały deficyt, również w końcówce potrafiły przeważyć szalę na swoją korzyść.
Pierwszoplanową postacią była Candence Parker, która w tym roku powróciła do rodzinnego Chicago. Zdobyła 16 punktów i dorzuciła 16 zbiórek. Imponowała pochodząca z Joliet Allie Quigley, zapisując do swojego dorobku 26 punktów i pięć rzutów za trzy punkty. O krok od triple-double była Courtney Vandersloot (10 punktów, 15 asyst, 9 zbiórek), która wspólnie z Quigley były w zespole Sky, zmiecionym w 2014 roku w finale WNBA przez...Mercury.
MVP finałów została Kahleah Copper. W niedzielę zdobyła wprawdzie “tylko” dziesięć punktów, ale w poprzednich meczach była siłą napędową Sky, kończąc finałową serię ze średnią 17 punktów i sześciu zbiórek.
Dariusz Cisowski
