Osobą, która zgubiła na przystanku autobusowym prawie 50 stron tajnych dokumentów ministerstwa obrony, był kandydat na ambasadora Wielkiej Brytanii przy NATO, ale nie jest on już brany pod uwagę do objęcia tej roli - ujawnił w środę dziennik "The Times".
Pod koniec czerwca stacja BBC podała, że na przystanku autobusowym w hrabstwie Kent znaleziono prawie 50 stron tajnych dokumentów, które dotyczyły m.in. misji okrętu HMS Defender na Morzu Czarnym i brytyjskiej obecności wojskowej w Afganistanie.
Jak podał "The Times", dokumenty zgubił 51-letni Angus Lapsley, który w tym czasie był oddelegowany z ministerstwa spraw zagranicznych do ministerstwa obrony, a wcześniej pełnił rolę dyrektora generalnego w ministerstwie obrony, odpowiedzialnego za politykę obronną w NATO i obszarze euroatlantyckim. Był on również kandydatem na ambasadora Wielkiej Brytanii przy NATO.
Dziennik informuje, że według przeprowadzonego śledztwa nie ma dowodów, by zgubienie dokumentów było efektem działalności szpiegowskiej na rzecz obcego państwa, lecz stało się to w wyniku zwykłego błędu i Lapsley pracuje z powrotem w MSZ. Według źródeł rządowych, na które powołuje się "The Times", urzędnik dostał szansę na zrehabilitowanie się, ale jego nominacja na ambasadora jest teraz mało prawdopodobna.
Ze znalezionych dokumentów wynikało, że brytyjskie ministerstwo obrony brało pod uwagę agresywną odpowiedź Rosji na przepłynięcie HMS Defender przez ukraińskie wody u wybrzeży Krymu. Kilka dni przed znalezieniem tych dokumentów na Morzu Czarnym doszło do incydentu - Rosja, która uważa wody wokół anektowanego przez nią Krymu za swoje, poinformowała, że oddała strzały ostrzegawcze w kierunku brytyjskiego okrętu, zaś jej samoloty przelatywały nisko nad jednostką. Brytyjskie ministerstwo obrony zaprzeczało jednak, by w kierunku HMS Defender oddano strzały.
Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)