Warszawa - Oblicza się, że jeszcze przed śmiercią Jana Pawła II stało w Polsce ok. 200 Jego pomników - pokaźna liczba dla oddania czci osobie żyjącej. Teraz po Jego odejściu do wieczności spodziewany jest prawdziwy wysyp. Powstaje pytanie: czy w ten sposób zmarły niedawno Ojciec święty pragnąłby upamiętnić swój pontyfikat?
W całym kraju, przy parafiach i w samorządach lokalnych powstają różne inicjatywy w tym kierunku. Zawią-zują się komitety, fundacje, stowarzyszenia, ogłasza się konkursy, poszukuje się zamożnych sponsorów i organizuje się zbiórki. Gdzieniegdzie ambicje są dość nadęte.
Na razie wszystko jest jeszcze w sferze dyskusji, ale w Warszawie np. słychać głosy, że Janowi Pawłowi II należałoby zbudować gigantyczny monument, który swymi rozmiarami może nawet dorównywałby olbrzymiej figurze Chrystusa górującej nad Rio de Janeiro w Brazylii. Jest to prawie taka sama wizytówka tego miasta jak dla Paryża wieża Eiffla czy dla Nowego Jorku Statua Wolności. W Warszawie oczy władz najpierw skierowały się na Plac Piłsudskiego. To tu przecież podczas pierwszej swojej pielgrzymki do Ojczyzny Papież-Polak wypowiedział pamię-tny i proroczy apel: "Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze Ziemi... tej Ziemi". Stąd w wymiarze symbolicznym wyszedł głos, który pokrzepił serca, dodał otuchy i duchowo uzbroił rodaków do zmierzenia się z narzuconym z zewnątrz zniewoleniem.
Ale istniejące realia ostudziły wstępny zapał ojców miasta pragnących uczcić pamięć o Wielkim Rodaku. Taki pomnik powinien stać na miejscu, na którym z platformy ołtarzowej przemawiał do wiernych Papież, ale taką koncepcję utrudnia jeden z owoców niepodległości. Tuż obok tego miejsca stoi pomnik znanego antykomunisty marszałka Piłsudskiego, którego rzecz jasna nie było, kiedy Ojciec święty wygłaszał swą pamiętną homilię w roku 1979. Czy papieski pomnik-gigant nie przytłaczałby "Dziadka"? Gdyby był tej samej wielkości to czy nie wywołałby zgrzytu, ponieważ ogólnoświatowy wpływ Jana Pawła wielokrotnie przewyż-szał wielkie, acz jednonarodowe dokonania Piłsudskiego? Można by oczywiście przenieść Piłsudskiego i nadać jego placowi imię Jana Pawła II.
A może na Placu tylko pozostawić krzyż, pod którym Ojciec święty pokrzepiał serca rodaków, a pomnik-gigant zbudować gdzie indziej? Na razie nic konkretnego nie wiadomo, ale ze stołecznego ratusza napływają pewne sygnały o zamiarze rozpisania konkursu na duże rozwiązanie urbanistyczne upamię-tniające Papieża-Polaka. W skład tego układu wchodził-by dyskutowany pomnik, ale jakie inne elementy by włączał: nową uczelnię, archiwum dokumentujące Jego pontyfikat, czy jeszcze co innego? Na razie są to tylko luźne idee wymagające przemyślenia i szczegółowego przestudiowania.
Tradycyjnie rywalizujący z Warszawą Kraków oczywiście nie może być gorszy. Tam z kolei mówi się o olbrzymim kopcu, któremu istniejące by nie dorównały. Budowanie kopców dla upamiętnienia nadzwyczajnych osobistości jest dawnym zwyczajem starosłowiańskim. Usypano kopiec takim legendarnym postaciom jak Wanda i Krak, a znacznie później ku czci Tadeusza Kościuszki i Józef Piłsudskiego. Swoich wielkich bohaterów Polacy uczcili, przynosząc workami ziemię z najdalszych zakątków kraju. łatwo przewidzieć, że taki zwyczaj szybko by się przyjął. Na pewno powstałaby tradycja pielgrzymowania do megakopca papieskiego pod Krakowem i dosypywania choćby symbolicznej szczypty ziemi z własnych stron.
Ale czy taki kopiec-gigant, czy megapomnik ze spiżu czy inna konkstrukcja, odnotowana w "Księdzie rekordów Guinnessa" jako najwyższa na świecie naprawdę oddałaby to, czym był i co czynił Jan Paweł II. Był to przede wszystkim Papież-Pielgrzym, który chodził po świecie i kołatał do ludzkich serc. Był to człowiek, który w przeciwień-stwie do większości polityków, nie tylko powtarzał zawołanie "nie lękajcie się", ale wcielał je w życie, nieustraszenie pielgrzymując i głosząc miłość i pokój także w krajach objętych wojną domową, rewolucją czy stanem wojennym. To Papież z "dalekiego kraju" przekształcił papiestwo z odległego i wyniosłego urzędu w coś przyjaznego, swojskiego, ojcowskiego.
Przede wszystkim Jan Paweł II lubił prostotę i osobiście wolał przyrodę aniżeli nadmierny rozwój cywilizacyjny, który tę przyrodę niszczy. Prowadził raczej spar-tański tryb życia, unikał zbytków i narzucał sobie ostre rygory naznaczone wielką pracowitością, gorliwą modlitwą i wczesnym wstawaniem. Jego prosta drewniana trumna i wola, aby pochowano go w grobie ziemnym bez sarkofagu, odzwierciedlają Jego preferencje. I kto wie, czy w ten sposób nawet zza grobu chciał przekazać nam ostatnią naukę, abyśmy zbytniej wagi nie przywiązywali do przedmiotów, kosztowności i błyskotek służącej własnej próżności.
Czy to oznacza, że Jan Paweł II nie życzyłby sobie żadnych pomników? Na podstawie jego 26-letniej ewangelizacji nietrudno się domyślić, że bardziej by pragnął, aby pomnikiem Jego życia i pracy stało się Jego nauczanie, a nie marmurowe czy spiżowe statuy. Pomnikiem wystawionym Mu za życia było Dzieło Nowego Tysiąclecia, doroczna kwesta na stypendia dla biednej acz zdolnej młodzieży, przeprowadzana 16 października w rocznicę wyboru na Tron Piotrowy. Ostatnio jedna z tych stypendystek, nastoletnia Ewelina Klimczuk powiedziała reporterowi Telewizji Polskiej, że dzięki stypendium może się dalej kształcić, bo jej rodzina z ledwością wiąże koniec z końcem. Stypendium w wysokości 350 złotych (ok. $110) miesięcznie to niedużo, ale wielu młodym Polakom umożliwia kupno ksią-żek, podłączenie do Internetu czy dojazdy do szkoły.
Wielkim, częściowo zrealizowanym pomnikiem było wypełnienie przepowiedni Prymasa Stefana Wyszyń-skiego, że to Jan Paweł II wprowadzi Kościół w nowe trzecie milenium chrześcijań-stwa. Przez cały pontyfikat było to Jego wielkie dążenie, a gdy pod koniec lat 90. coraz bardziej podupadał na zdrowiu, wyglądało na to, że swego celu nie osiągnie. W końcu dożył i otworzył historyczne drzwi Bazyliki św. Piotra na znak przejścia Kościoła do kolejnego, trzeciego już tysią-clecia. Ale nie na symbolice miało się skończyć. Wielkim marzeniem Ojca świętego było ponowne połączenie chrześcijaństwa, w którym na przestrzeni wieków dokonały się liczne, większe i mniejsze rozłamy, a wzajemne zwalczanie się poszczególnych wyznań siało gorszenie wśród niechrześcijan.
Po upadku światowego komunizmu zarysowała się u Papieża-Polaka koncepcja, aby nowowyzwolone kraje stały się natchnieniem dla zmaterializowanego, zdemoralizowanego Zachodu. W 1989 r., kiedy jego Ojczyzna jako pierwsza zrzuciła z siebie więzy zniewolenia, Jan Paweł II powiedział do dziennikarzy: "Ex Oriente Lux (światło ze Wschodu)". Po raz pierwszy w życiu przeleciał nad terytorium Związku Sowieckiego w drodze na Daleki Wschód.
W środkowoeuropejskim katolicyzmie jak i we wschodnim prawosławiu, odżywających po latach antyreligijnego terroru, Papież dopatrywał się głębszej duchowości i nowej religijności, które moralnie mogą uzdrowić prze-żartych konsumeryzmem, wy-godnictwem i niewiarą syte, zamożne społeczeństwa zachodnie. Był to pogląd zbliżony do głoszonego przez znanego rosyjskiego kontestatora Aleksandra Sołżenicyna, który także uważał, że "czysta słowiańska dusza" powinna stać się wzorem dla dekadenckiego Zachodu. Tymczasem po upadku komunizmu w Rosji rozszalały się postawy konsumpcyjne, korupcja i gangsterstwo, a Cerkiew nie odzyskała dawnego przedrewolucyjnego znaczenia i autorytetu.
Jan Paweł II także zauważył w swojej Ojczyźnie, że po upadku PRL-owskiego reżimu, kojarzonego z brakami, szarzyzną i siermięgą, rodacy byli bardziej wyposzczeni materialnie i ochoczo garnęli się do wszelkich zachodnich gadżetów i błyskotek. Nieporównywalnie więcej myślano o tym, jak wypchać portfel aniżeli jak pogłębić duchowość, wzbogacić demokrację i zbudować autentycznie sprawiedliwe społeczeństwo. W Polsce i innych krajach postkomunistycznych Ojciec święty przestrzegał przed "wirusami" sekularyzmu, obojętności religijnej, konsumeryzmu, hedonizmu, materializmu i praktycznego ateizmu, ale wielu te właśnie rzeczy, zwłaszcza nowe produkty, udogodnienia, frywolną rozrywkę i brak wszelkich hamulców moralnych, utożsamiało z wolnością. Nic dziwnego, że zawiedziony Papież raz po raz po ojcowsku grzmiał: "Coście z tą waszą wolnością zrobili?"
Tym niemniej jednak ziarna zostały zasiane i nowy Papież znajdzie chrześcijań-stwo bardziej pogodzone niż było przed pontyfikatem Jana Pawła II, który dla jedności kościołów zrobił więcej niż wszyscy Jego poprzednicy. Z okazji Jubileuszu 2000 nie udało się Mu doprowadzić do zakończenia trwającej od XIII wieku wielkiej schizmy, w wyniku której Kościół ostatecznie podzielił się na wschodni (prawosławie) i zachodni (katolicyzm). Ale w sensie duchowym Jego pontyfikat nadal trwa, a Jego testament może inspirować całe pokolenia. Czyż znacznie lepszym pomnikiem niż te wznoszone z kamienia i metalu nie będzie branie Jego nauk do serca i wcielanie ich w życie?
Robert Strybel