Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
poniedziałek, 25 listopada 2024 23:52
Reklama KD Market

Po najbardziej krwawym weekendzie roku władze przerzucają winę jedni na drugich

Po najbardziej krwawym weekendzie roku władze przerzucają winę jedni na drugich
fot. JOSHUA LOTT/EPA-EFE/REX/Shutterstock

Ponad stu postrzelonych, wśród ofiar dzieci i policjanci

Ponad sto osób postrzelonych, w tym 18 śmiertelnie, rannych 13 dzieci oraz dwaj policjanci – to bilans minionego świątecznego weekendu Dnia Niepodległości w Chicago. Od weekendu nie minęły dwa dni, a w Chicago postrzelono trzech stróżów prawa i zabito kolejne osoby. Aktywiści biją na alarm, a różne organy władzy obwiniają siebie nawzajem.

Choć we wtorek rano różne źródła podawały nieznacznie różniące się od siebie statystyki, jeden fakt pozostawał niezmienny: miniony wydłużony weekend Dnia Niepodległości okazał się najbardziej krwawym jak do tej pory weekendem roku.

Ponad sto osób zostało postrzelonych, z czego 18 śmiertelnie. Według dziennika „Chicago Sun-Times”, który prowadzi własne statystyki strzelanin, do poniedziałku o 5 po południu licznik strzelanin w Wietrznym Mieście od początku roku wskazał już dwa tysiące.

Dzieci, policjanci, żołnierz

Wśród rannych po weekendzie jest co najmniej 13 dzieci oraz dwóch policjantów. Tylko w nocy z niedzieli na poniedziałek postrzelono pięcioro dzieci.

Jednym z nich jest 15-latek, który został krytycznie ranny, gdy pod wieczór w dzielnicy Woodlawn ktoś otworzył ogień w jego stronę z przejeżdżającego auta. W strzelaninie w dzielnicy Washington Park raniono 12- i 13-latka. Dzieci były w dużej grupie wraz z dorosłymi na parkingu budynku apartamentowego, gdzie świętowano i zapalano fajerwerki. Strzały padły z przejeżdżającego samochodu. Dzieci trafiły do szpitala. W dzielnicy West Pullman strzelano w stronę kobiety i 6-letniej dziewczynki, które stały w grupie na ulicy. Obie zostały ranne.

W poniedziałek dwóch chicagowskich policjantów zostało rannych, gdy rozpędzało tłum w dzielnicy Austin. Około 1:30 am ktoś z tłumu pieszych otworzył ogień – komendantka została ranna w stopę, a sierżant draśnięty kulą w nogę.

Kule świstały nie tylko na zachodzie i południu Chicago. W dzielnicy Old Town przy ulicy Division w niedzielę tuż po 6:00 rano ktoś podszedł do mężczyzny przechodzącego przez ulicę i po krótkiej wymianie zdań zaczął strzelać. Trafiona w klatkę piersiową ofiara zmarła w szpitalu.

Wśród śmiertelnych ofiar weekendu jest również 19-letni żołnierz Gwardii Narodowej zastrzelony w sobotę w dzielnicy Belmont Cragin. Według rodziny i policji, młody mężczyzna był na przyjęciu ze swoją dziewczyną, gdy w którymś momencie poszedł po coś do samochodu. Wtedy padły strzały. 19-letni Carvajal wstąpił do Gwardii Narodowej w zeszłym roku, zaraz po skończeniu liceum. Ostatni rok spędził w bazie w Riverside. Do Chicago wrócił na wakacje pod koniec maja. Marzył o pracy w chicagowskiej policji i miał zamiar wstąpić do niej po ukończeniu 21 lat. Carvajal w piątek skończyłby 20 lat.

W nocy z niedzieli na poniedziałek chicagowska policja rozpędzała około stuosobowy tłum nastolatków zakłócających spokój w śródmieściu w rejonie ulic Wabash, State i Madison. Aresztowała około 60 osób, w przeważającej większości nastolatków.

Ciemne uliczki

W miniony weekend chicagowscy policjanci pracowali na 12-godzinnych zmianach. Odwołane zostały wszystkie urlopy, a część dzielnicowych funkcjonariuszy została przekierowana do pilnowania porządku w centrum miasta.

Podsumowując krwawy weekend we wtorek po południu, szef chicagowskiej policji David Brown winę za przelew krwi w Chicago zrzucił na sądy, które jego zdaniem wypuszczają na wolność zbyt wielu przestępców, polegając na systemie elektronicznego monitoringu. Kolejną przyczyną wysokiej przestępczości w Chicago jest, jego zdaniem, zbyt łatwy dostęp do broni, która trafia w ręce kryminalistów.

Brown bronił chicagowskich funkcjonariuszy i chwalił ich za bohaterstwo i odwagę. Zaznaczał, że „nikt inny nie chce wchodzić w te ciemne uliczki”. Dwukrotnie przywołał statystyki zabójstw w innych wielkich amerykańskich miastach. Wynika z nich, że wzrost morderstw w Chicago jest niewielki. W Nowym Jorku liczba zabójstw wzrosła o 8 proc., w Los Angeles o 24, a w Houston o 40 proc. – wyliczał Brown. Porównując z 2020 rokiem, wzrost liczby zabójstw w Chicago jest „tylko” na poziomie 0,56 proc. – tłumaczył Brown.

Stan kryzysu

Porównania z zeszłym rokiem nie mają sensu – odpowiadają chicagowscy działacze na rzecz zaprzestania przemocy, w tym ksiądz Michael Pfleger, który od ponad czterech dekad działa na rzecz zapobiegania przemocy na południu Chicago. Rok 2020 r. był bezprecedensowy ze względu na pandemię i niepokoje społeczne wywołane zabiciem George’a Floyda, a przez to – rekordowy pod względem przemocy z bronią palną. Jeśli porównywać z danymi za rok 2019, liczba zabójstw w Chicago wzrosła o ponad 40 procent.

Pfleger powiedział, że „jakakolwiek jest strategia policji, to ona się nie sprawdza” i wezwał gubernatora Pritzkera do ogłoszenia stanu kryzysu związanego z przemocą z bronią palną w Illinois. Do tego głosu przyłączyli się inni liderzy działający na rzecz postawienia kresu strzelaninom. „Wskazywanie się nawzajem palcem musi się skończyć” – dodał pastor Jesse Jackson, aktywista i lider Rainbow PUSH Coalition.

Prezes sądów powiatu Cook, sędzia Timothy Evans, odparł zarzuty przypisujące winę za przemoc w Chicago systemowi sprawiedliwości. W wydanym oświadczeniu cytuje badanie Uniwersytetu Loyola, według którego nie ma dowodów na to, że oskarżeni monitorowani opaskami elektronicznymi lub oczekujący na proces sądowy pod innym nadzorem, popełniają więcej przestępstw. Jego zdaniem nie można uogólniać sprawy i bazować na indywidualnych incydentach.

Prokurator stanowa powiatu Cook Kim Foxx we wtorkowym tweecie napisała, że aby ukrócić przemoc z użyciem broni palnej, potrzebna jest ścisła współpraca społeczności, organów ścigania oraz sądów. Jej zdaniem, policja powinna aresztować większą liczbę groźnych przestępców.

Postrzeleni federalni

Z kolei burmistrz Chicago Lori Lightfoot po raz kolejny wezwała Kongres do zaostrzenia przepisów dotyczących broni palnej. Zapowiedziała, że będzie o tym rozmawiać z odwiedzającym w środę przedmieścia Chicago prezydentem Joe Bidenem. W środę, witając prezydenta na płycie lotniska O’Hare, mieli omówić tę kwestię w krótkiej rozmowie.

Tymczasem właśnie w środę rano, w dniu wizyty prezydenta Bidena w Crystal Lake, na południu Chicago postrzelono trzech funkcjonariuszy – dwóch agentów federalnych oraz chicagowskiego policjanta.

Funkcjonariusze pracowali pod przykryciem i wjeżdżali na autostradę I-57 nieoznakowanym pojazdem w rejonie Morgan Park. Jeden z agentów Biura ds. Alkoholu, Tytoniu, Broni Palnej i Materiałów Wybuchowych (ATF) został postrzelony w rękę, a drugi draśnięty kulą w głowę, natomiast chicagowski policjant został ranny w ramię. Cała trójka trafiła do szpitala Advocate Christ. Lekarze stwierdzili, że ich obrażenia nie zagrażają życiu.

„Prezydent Biden wyraził swoje osobiste wsparcie dla dwóch urzędników ATF i policjanta z Chicago, którzy zostali dziś postrzeleni”– powiedziała rzecznik prasowa Białego Domu Jen Psaki. „Powtórzył swoje zobowiązanie do współpracy z burmistrz i liderami w Chicago w walce z przestępczością z użyciem broni i przekazał, że Departament Sprawiedliwości wkrótce skontaktuje się w sprawie ogłoszonej kilka tygodni temu grupy zadaniowej, która będzie współpracować z miastami takimi jak Chicago”.

Według szefa chicagowskiej policji Davida Browna, to już 36. raz w tym roku, kiedy strzały padają w stronę chicagowskich funkcjonariuszy.

Do końca lata pozostało jeszcze wiele weekendów, a pomysłów na skuteczne zapobieganie przelewowi krwi w Wietrznym Mieście nadal brak. Według policyjnych statystyk i analiz gazety „Chicago Sun-Times”, w pierwszej połowie 2021 r. w ulicznych strzelaninach w Chicago życie straciło ponad 330 osób.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama