Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 13 października 2024 07:20
Reklama KD Market

Euro 2020 - Chorwacja - Hiszpania 3:5 po dogrywce. Grad bramek w Kopenhadze

Chorwaci wreszcie mogli liczyć na doping sporej grupy własnych kibiców, którzy z powodu obostrzeń sanitarnych nie mogli licznie wybrać się do Wielkiej Brytanii, gdzie zespół trenera Zlatko Dalica grał w fazie grupowej. W poniedziałek na trybunach stadionu Parken zasiadło ok. ośmiu tysięcy Chorwatów.

Zespół wicemistrzów świata był natomiast osłabiony brakiem pauzującego za kartki Dejana Lovrena i zakażonego koronawirusem Ivana Perisica. Po raz drugi w podstawowym składzie znalazł się obrońca Legii Warszawa Josip Juranovic.

Szkoleniowiec Hiszpanów Luis Enrique z kolei dał tym razem szansę obrońcy Jose Gai, który zastąpił Jordiego Albę. W ataku trójkę stworzyli natomiast Ferran Torres, Alvaro Morata i Pablo Sarabia.

Pierwsze fragmenty dla Hiszpanów, ale bez większego zagrożenia dla Dominika Livakovica, choć Sarabia trafił w boczną siatkę. W 16. minucie świetnie wbiegł w pole karne Koke, ale przegrał pojedynek oko w oko z chorwackim bramkarzem.

Gdy wydawało się, że przewaga mistrzów kontynentu z 1964, 2008 i 2012 roku może wkrótce przynieść efekt, prowadzenie objęli Chorwaci.

A gol padł kuriozalny, będący przeciwieństwem choćby pięknego uderzenia Czecha Patricka Schicka z niemal połowy boiska do szkockiej bramki. Tym razem Pedri spod środkowej linii wycofał piłkę do bramkarza, ale Unai Simon próbując ją przyjąć zrobił to na tyle niedokładnie, że potoczyła się wprost do siatki. Ostatecznie UEFA "swojaka" zapisała 18-letniemu pomocnikowi Barcelony. To już dziewiąte samobójcze trafienie w tym turnieju. W podobny sposób gola wbili sobie na spółkę Michał Żewłakow i Artur Boruc w spotkaniu eliminacji mundialu w 2009 roku w Belfaście.

Hiszpanie potrzebowali kilku minut, żeby się otrząsnąć, a Chorwaci, choć zaatakowali z większym rozmachem, nie wykorzystali konsternacji w szeregach rywali.

Po kilku chwilach obraz gry wrócił do normy z początku meczu i Hiszpanie znowu nadawali ton wydarzeniom na boisku. Wyrównali w 38. minucie, kiedy urządzili prawdziwy ostrzał chorwackiej bramki, uderzył m.in. Gaya, a wreszcie piłka trafiła do Sarabii, który potężnym kopnięciem nie dał szans Livakovicowi. Do przerwy 1:1.

Od początku drugiej odsłony dalej przeważali piłkarze z Półwyspu Iberyjskiego. W 52. minucie po podaniu Torresa Sarabii zabrakło dokładności przy zgraniu piłki do środka pola karnego. Pięć minut później już wszystko przebiegło po ich myśli - Ferran Torres precyzyjnie podał na środek pola karnego, a wbiegający Cesar Azpiliqueta wyprzedził Josko Gvardiola i głową pokonał Livakovica. To pierwszy gol w drużynie narodowej 31-letniego obrońcy Chelsea Londyn.

Przegrywający Chorwaci musieli zmienić sposób gry, jeśli nie chcieli, by ostatnie pół godziny meczu było ich pożegnaniem z ME. W 67. minucie przedarł się lewą stroną Gvardiol, ale jego strzał obronił instynktownie Simon, odkupując część win za błąd z pierwszej połowy.

W 77. przy linii bocznej był opatrywany Gaya i na boisku zrobiło się trochę zamieszania, m.in. niektórzy piłarze podbiegli do trenerów po wskazówki. Po zejściu z boiska obrońcy Valencii, rozpoczynający rzutem wolnym Pau Torres posłał bardzo długie podanie po prxekątnej na drugą stronę boiska, gdzie Ferran Torres wyprzedził Gvardiola, który jeszcze się poślizgnął, i w sytuacji sam na sam nie dał szans chorwackiemu bramkarzowi.

Chorwaci nie zamierzali rezygnować i rzucili się do ataku. W 85. minucie po raz kolejny w tym turnieju w roli głównej wystąpiła technologia. Tym razem jednak nie system VAR, ale goal-line. W zamieszaniu pod bramką Hiszpanii kilku zawodników z Bałkanów próbowało wbić piłkę do siatki, ale rywale wybijali. W pewnym momencie tę kanonadę przerwał turecki arbiter, który odgwizdał zdobycie gola i pokazał piłkarzom, że dostał sygnał na zegarek, iż piłka przekroczyła linię. Potwierdziły to powtórki telewizyjne. Bramkę zdobył rezerwowy Islav Orsic.

Ostatnie minuty regulaminowego i doliczonego przez sędziego czasu gry to desperackie ataki Chorwatów, które przyniosły efekt w postaci dogrywki. W akcji rezerwowych Orsic świetnie dośrodkował do Mario Pasalica, który strzałem głową wyrównał na 3:3. To czwarty taki rezultat w historii Euro, ale pierwszy w fazie pucharowej.

W dogrywce podbudowani przebiegiem ostatnich minut Chorwaci starali się pójść za ciosem, ale najpierw Orsic przestrzelił, a później Simon efektownie obronił strzał z bliska Andreja Kramarica.

Hiszpania niczym osłabiony, ale doświadczony bokser przeczekała kryzys schowana za podwójną gardą i w setnej minucie wyprowadziła cios - Dani Olmo dośrodkował w pole karne, piłka minęła źle ustawionego Josipa Brekalo, a Alvaro Morata zgrabnie ją opanował i huknął pod poprzeczkę nie do obrony.

Trzymając się terminologii bokserskiej trzy minuty później nastąpił nokaut - znowu podawał Olmo, a tym razem egzekutorem okazał się rezerwowy Mikel Oyarzabal. 3:5. Więcej goli w jednym meczu w historii mistrzostw Europy padło tylko w półfinale w 1960 roku, kiedy Francja uległa Jugosławii 4:5.

Po meczu powiedzieli:

Zlatko Dalic (trener reprezentacji Chorwacji): "Zagraliśmy dobrze, zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy, by awansować do ćwierćfinału. Wróciliśmy do gry, doprowadzając do remisu 3:3, na początku dogrywki mieliśmy kolejne okazje. Ostatecznie górą byli rywale. Wracamy do domu po zrealizowaniu celu minimum, jakim był awans do fazy pucharowej. Chcieliśmy więcej, ale świetnie dysponowana Hiszpania nam na to nie pozwoliła. Z takim przeciwnikiem w meczu o taką stawkę strata każdego podstawowego piłkarza jest znacząca, a nam brakowało dwóch - Dejana Lovrena i Ivana Perisica. Więcej zrobić nie mogliśmy"

Luis Enrique (trener reprezentacji Hiszpanii): "Jestem gotowy na takie mecze, jeśli będą się kończyć, jak dziś. Sądzę jednak, że rodzina moja, kibice mają podobne odczucia. Stworzyłem zespół, który jest gotowy na takie wielkie spektakle. Poza stratą pierwszej bramki nie dostrzegam nic złego w naszej postawie. Koniec był tak piękny, że cieszę się, iż właśnie w takich okolicznościach wygraliśmy. My nie chcemy i nie będziemy się bronić, wybijając piłkę. Nasza obrona polega na tym, że posiadamy piłkę, rozgrywamy ją i staramy się zdobyć pierwszego czy kolejne gole. Morata? Nie sądzę, aby był jakiś selekcjoner na świecie, który nie ceniłby takiego piłkarza i tego, co robi dla drużyny. Walczy w powietrzu, jest silny, strzela gole. Jesteśmy szczęściarzami, że mamy takiego napastnika"

(PAP)


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama