Dwie osoby zginęły, a co najmniej 12 innych odniosło obrażenia - to bilans strzelaniny w nocy z soboty na niedzielę w Fairfield w stanie New Jersey. Jedna osoba jest w krytycznym stanie.
Według policji stanowej do tragedii doszło na krótko przed północą w dużym domu w wiejskim powiecie Cumberland na zalesionym obszarze. Na przyjęciu urodzinowym zgromadziło się co najmniej 100 osób w różnym wieku. Strzały padły z lasu. Nie jest jeszcze jasne, kto otworzył ogień i nie są znane motywy zbrodni. Policja przeszukuje teren z psami.
Gubernator New Jersey Phil Murphy złożył kondolencje rodzinom ofiar. Nazwał strzelaninę "nikczemną i tchórzliwą".
"Nie ma wątpliwości: ten nikczemny i tchórzliwy akt przemocy z użyciem broni tylko wzmacnia nasze zaangażowanie, by zapewnić, że New Jersey będzie liderem w kraju w uchwalaniu i egzekwowaniu rozsądnych przepisów dotyczących użycia broni. (…) Żadna społeczność nie powinna doświadczyć tego, co wydarzyło się ostatniej nocy w Fairfield" – głosi oświadczenie Murphy’ego cytowane przez NBS.
Od kul zginęli 25-letnia kobieta i 30-letni mężczyzna, którzy rzucili się do ucieczki. Kilkanaście osób odniosło różne obrażenia, w tym jedna jest w krytycznym stanie.
NBC przytacza wypowiedzi kilku osób, których krewni lub znajomi byli na przyjęciu m.in. Melissy Helmbrecht zaangażowanej w działalność grupy wsparcia dla młodych ludzi „Hopeloft”.
„To były setki ludzi, naszych sąsiadów, którzy po prostu zebrali się razem, ponieważ była to pierwsza naprawdę ciepła, miła noc. W całej społeczności było wiele imprez i spotkań, a ta prawdopodobnie największa" - wyjaśniła Helmbrecht.
Z kolei John Fuqua opowiadał NBC, że w przyjęciu brali udział członkowie jego rodziny. Gdy z lasu rozległy się strzały, siostrzeniec musiał uciekać, aby ratować życie.
"Mój siostrzeniec powiedział, że dobrze się bawił, lecz następną rzeczą, którą usłyszał, była strzelanina. (…) Musiał się czołgać na ziemi. Natrafił na martwe ciało" – relacjonował Fuqua.
Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)