Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
wtorek, 15 października 2024 03:17
Reklama KD Market

Kandydat na burmistrza Nowego Jorku: Musimy znowu być miastem, które nigdy nie śpi

Republikański kandydat na burmistrza Nowego Jorku Curtis Sliwa spotkał się z polonijnymi dziennikarzami. Piętnował obecne władze za ich politykę. Akcentował, że Nowy Jork musi stać się miastem, które "nigdy nie śpi".

Sliwa, który jest polskiego pochodzenia, poruszył najważniejsze problemy z którymi zmaga się miasto podczas pandemii Covid-19. Od bezpieczeństwa, gospodarki, bezrobocia po mało znaczącą, jego zdaniem, rolę społeczności polsko-amerykańskiej.

Krytykował Demokratów, którzy rządzą miastem, m.in. za katastrofalny program gospodarczy.

"Burmistrz odejdzie, a mnie zostawi z bałaganem z trzema miliardami długu" – mówił Sliwa.

Zarzucał władzom kreowanie histerii i strategię zastraszania ludzi w trakcie kryzysu koronawirusa.

„Piorą okropnie mózgi, a trzeba zachować trochę normalności życia (...) Nie możemy sobie pozwolić na kompletny lockdown. Dewastuje to gospodarkę" - argumentował.

Według Sliwy władze federalne nie mogą już więcej oferować pakietu pomocowego. Zarzucił drukowanie pieniędzy, podczas gdy za spłatę długu odpowiedzialne będą następne generacje, dzieci i wnuki.

"Powinniśmy się sami tego wstydzić" – ocenił, obwiniając zarówno obecnego prezydenta Joe Bidena, jak i poprzedniego, Donalda Trumpa.

W nawiązaniu do bezrobocia wskazywał na to, że bardzo niewielu kandydatów na burmistrza kiedykolwiek było w przeznaczonych dla ludzi bez dachu nad głową schroniskach i nie wiedzą, co się tam dzieje, a on odwiedzał wiele z nich. Akcentował, że niezależnie od tego, jak są bezpieczne można w nich przebywać tylko od godz. 22 do 7 rano.

"Co robisz przez cały dzień, od 7 do 22? Pijesz, zażywasz narkotyki, nabawiasz się kłopotów" – wytykał, zapowiadając, że jako burmistrz wprowadzi programy rehabilitacyjne, szkoleniowe itp. poza Nowym Jorkiem, gdzie jest dużo wolnej przestrzeni i nie ma pokus miasta.

Sliwa pod koniec lat 90. stworzył organizację Guardian Angels (Aniołowie Stróże). Zwerbował głównie młodych czarnoskórych, Latynosów oraz przedstawicieli innych grup etnicznych do patrolowania metra i ulic niebezpiecznego miasta.

Zwrócił uwagę, że demokratyczni kandydaci na burmistrza chcą redukcji wydatków na policję, a jeśli nawet kilku powiada, by je zwiększyć, nie precyzuje, jak to zrobić.

"Ja nie tylko mówię, żeby zwiększyć fundusze, ale jestem konsekwentny. Twierdzę, że powinniśmy zatrudnić trzy tysiące więcej policjantów i mam dokładny program jak to sfinansować. W mieście Nowy Jork są olbrzymie instytucje, które nie płacą podatków od nieruchomości. Zero" – argumentował Sliwa.

Za przykład podał m.in. salę sportowo-widowiskową Madison Square Garden, Uniwersytet Nowojorski (NYU), czy Uniwersytet Columbia. Wskazywał na ich miliardowe zasoby. Uzasadniał, że pieniądze pochodzące z ściągniętych z nich podatków byłyby przeznaczone na zaangażowanie i szkolenie dodatkowych trzech tysięcy funkcjonariuszy.

Sliwa stawał w obronie policjantów. W jego opinii w związku z obecną polityką władz i podjętymi reformami są osłabieni, nieskuteczni i bezsilni. Nie zgadzał się z pozbawieniem ich immunitetu.

W kontekście turystyki zasilającej gospodarkę miasta Sliwa przekonywał, że jeśli nie będzie bezpieczne nie wrócą krajowi ani zagraniczni goście. Krytykował władze miejskie i stanowe za zbyt opieszałe przywracanie działalności gospodarczej, w tym klubów nocnych.

"Musimy znowu stać się miastem, które nigdy nie śpi. Obecny burmistrz Bille de Blasio na to nie pozwoli i (gubernator stanu) Andrew Cuomo nie pozwoli. Ja jako burmistrz wszystko pootwieram, ale bez publicznego bezpieczeństwa ludzie nie wrócą" – ostrzegał Sliwa.

Uważa, że Polacy w Nowym Jorku są ludźmi bez znaczenia. Za przykład dawał Paradę Pułaskiego, jedną z największych na świecie.

"Jaką uwagę ona przyciąga? Żadnej. Czasem pokażą się politycy, kiedy ubiegają się o urzędy. W momencie, gdy już na nich zasiadają – do widzenia" - podkreślał.

Uzasadniał to tym, że Polacy nie są głośni, nie narzekają, nie protestują. Wychowują rodziny, płacą podatki oraz przestrzegają prawa.

"Nie wychodzą na ulicę, krzycząc: +nie ma sprawiedliwości, nie ma pokoju+. Kiedy ostatni raz widzieliście polską demonstrację? (...) Lepiej uwierzcie, że (gdy zostanę) pierwszym polsko-amerykańskim burmistrzem przede wszystkim wszyscy będą się musieli dowiedzieć, że jestem Polakiem" – zapowiadał.

Spotkanie było częścią powołanego ostatnio przez społeczność polonijną programu "Polish-American Vote" mającego zachęcić do aktywności politycznej, w tym głosowania.

Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama