Nazywają ją „stara dusza”, gdy zarządza Kliniką Global i chce wykorzystać 100% życiowego czasu. Anna Vinikov, mistrzyni szermierki, matka, pasjonatka życia, uczy się kolejnych języków i podróżuje. Nie dba o marki, ale cieszy ją nowa szminka.
Tatiana Kotasińska: Skąd tak naprawdę pochodzi multikulturowa Ania Vinkov?
Anna Vinikov: – Urodziłam się w Mińsku, w zwykłej rodzinie kucharki i taksówkarza. Ale ponieważ moi rodzice oddaliby swojemu dziecku wszystko, co mają, mama zapłaciła ogromne pieniądze za moje letnie lekcje angielskiego, tak bym zaliczając 3 lata jednocześnie, dostała się do prestiżowej szkoły z językiem angielskim. Wpoili mi, że jak coś chcę osiągnąć, muszę dużo czytać i uczyć się.
Jaka była Twoja droga do szermierki?
– Przełomem był moment, gdy poprosiłam mamę, by zapisała mnie na szermierkę. A byłam przeciwieństwem sportowca – trochę tęższa, umuzykalniona artystyczna dusza… I znowu mama zapłaciła niebotyczną dla nas sumę za te lekcje szermierki, a wymagali płatności za rok z góry. A pieniędzy w tamtych czasach przecież nie było. Czułam jednak mocno, że podołam nowej fascynacji i obiecałam to mamie. Wkrótce bardzo polubiłam codzienne, nawet wielogodzinne ćwiczenia szermierki.
Zatem jak, jako 19-latka znalazłaś się w Ameryce?
– Szermierka poszła mi tak dobrze, że jako zawodniczka reprezentacji szermierki dostałam stypendium na studia do Stanów Zjednoczonych i tu przeprowadziłam się już sama. Mój główny trener, któremu zawdzięczam ten wyjazd, był Polakiem.
Ukończyłaś na Uniwersytecie w Detroid finanse i księgowość, i teraz zarządzasz kliniką Global. Czy wykształcenie i doświadczenie emigracyjne pomaga w karierze?
– Bardzo pomaga! Prawdopodobnie emigracja kończy się sukcesem przede wszystkim dla silnych jednostek. Nie ważne, jakiego pochodzenia jest emigrant, który się u nas pojawia w klinice, potrafię zawsze zrozumieć jego potrzeby i oczekiwania, a co najważniejsze, nawiązać z nim dialog.
Uprawiasz taką swoistą „szermierkę” z emigrantami?
– Z emigrantami dogaduję się nawet lepiej niż z Amerykanami… A dzięki szermierce siedzę dzisiaj przy tym biurku, bez niej nic bym nie osiągnęła. Pozwoliła mi podróżować, nauczyłam się stawiać sobie cele. Szermierka to bardzo techniczny sport, prawie jak szachy.
Jesteś managerem i współtwórczynią kliniki Global. Poznałaś męża 4 lata po otwarciu firmy, a on zapewnia, że choćby wydał miliony dolarów, nie osiągnąłby takiej jakości kliniki, jaką Global ma teraz. Uznał, że jesteś doskonałym spoiwem łączącym różne ogniwa. Czy to jest Twoje wymarzone miejsce pracy?
– Tak! I nie odbieram tego jako jedynie miejsca pracy. Działam tu z wielką ochotą. Uwielbiam pracować z ludźmi, bo nie ma stagnacji, jestem ciągle w centrum wydarzeń, w akcji.
Aż 80% Waszych pacjentów to Polacy i to zapewne nie tylko z powodu liczebności Polonii. Czym Global przyciąga Polaków?
– Ja zawsze lubiłam polską kulturę, odczuwam z wami szczególną więź. Zakochałam się w Polsce poprzez mojego polskiego chłopaka, który w Krakowie nauczył mnie polskiego. Tak poznałam mój piąty język. Polacy lubią przychodzić do Global, bo dostają tu profesjonalne, ale też indywidualne i ciepłe podejście. Polscy pacjenci najczęściej korzystają z fizykoterapii i rehabilitacji. A polscy fizykoterapeuci wykształceni w Europie mają świetne, skuteczne techniki, do których dokładamy podejście amerykańskie, serce i zaangażowanie. To doskonała kombinacja. Pacjenci dostają w Global bardzo dużo uwagi, nie ma w nas zgody na to, że stan zdrowia pacjenta się nie poprawia.
Wasza asystentka, Magda Będkowska opowiedziała, jak Twój mąż, główny lekarz w tej klinice, zaraz jak wrócił po urlopie, sprawdził stan zdrowia aż 80 osób w ciągu jednego dnia. Nie chciał nikogo zaniedbać! Czy oferujecie też naturalne metody leczenia?
– Gdy potrzeba, musimy podać zastrzyki na kontrolowanie bólu, ale staramy się stosować metody naturalne: zastrzyki z wyciągu z grzebienia koguta na kolana, kroplówki witaminowe, akupunkturę. Nasz sekret to mieszanka wielu metod. Zawsze podziwiam to, że Polacy są najbardziej z naszych pacjentów wytrzymali na ból. To ciężko pracujący ludzie, którzy niestety za późno zaczynają dbać o swoje zdrowie.
Magda powiedziała, że jesteś perfekcyjnym managerem, najbardziej intelektualnie i emocjonalnie rozwiniętą kobietą, jaką zna. A także super komunikatywnym, dobrym człowiekiem, który z szacunkiem traktuje pracowników. Kto Cię tego wszystkiego nauczył?
– Rozmawiam z personelem i pacjentami tak, jak ja chciałabym być traktowana. Gdy ktoś przychodzi z wielkim bólem, np. po wypadnięciu dysku, poświęcam mu dużo uwagi, bo wiem, że dla mnie taka sytuacja byłaby szokiem. Gdybym była niedobra dla personelu, oni przenosiliby to na naszych pacjentów i wytworzyłby się zły mechanizm.
Za co jesteś wdzięczna swoim pracownikom?
– Za serce, które wkładają w swoją pracę i ja to czuję, pacjenci zresztą też. Nie jest to dla nich tylko praca od dziewiątej do siedemnastej.
Słyszałam o niezwykłych przyjęciach świątecznych, jakie organizujecie…
– Staramy się, by święta były radosne, hojne, pełne zabawy i tańca. W ogóle kocham gościć, lubię gotować i karmić innych.
Niezwykła słowiańska uroda, piękne stroje, gdzie się ubiera ozdoba Global?
– Mąż czasem mówi, że w szafie już się więcej nie zmieści moich rzeczy. Nie muszę mieć markowych ciuchów, ale zdarzy mi się, że lubię założyć coś błyszczącego. Przyjemność jednak sprawia mi choćby kupienie nowej szminki.
A jak się odnajdujesz w grupie młodych milionerów, których znacie?
– Bardzo nie lubię, gdy ktoś patrzy na mnie przez pryzmat rzeczy zewnętrznych, potencjalnej niby wartości. Mogę z taką osobą pogadać, ale ona nigdy nie będzie moim przyjacielem. Pieniądze nie robią na mnie wrażenia. Zależy mi na tym, żeby dzieci miały dobrą edukację i wolę pieniądze wydawać na podróże. Nigdy nie chcę drogich urodzinowych prezentów.
Masz trzydzieści kilka lat, a mówisz jak osoba bardzo doświadczona. Skąd masz w sobie mądrość i spokój?
– Dużo nauczyła mnie emigracja i sport. Mój tato jest też bardzo wrażliwym człowiekiem, którego wszyscy kochają. Nie byłabym szczęśliwa, traktując ludzi źle. Nie zabroniłabym pracownicy zajrzeć do telefonu, jeśli tego potrzebuje. Staram się budować jak największe dobro w miejscu pracy. Staram się widzieć dobre rzeczy, a nie zwracam uwagi na mniej ważne drobiazgi.
Asystentka w ciągu 10 lat pracy tylko raz widziała Cię zdenerwowaną. I wiedziała, że nie są to żarty. Jak to wygląda, gdy dopada Cię złość?
– Ludzie często nie doceniają potencjału innych, których zazwyczaj uważają tylko za dobrych i poczciwych. Gdybym była tylko taka miękka i uległa, nie zdobyłabym medali na międzynarodowych mistrzostwach. Jest wielka mądrość w stwierdzeniu, że jest czas na wszystko: by rzucić kamieniem i by go podnieść…
Większość kobiet sukcesu, z którymi rozmawiałam, nie potrafiło połączyć kariery i macierzyństwa. Jak jest u Ciebie?
– Staram się jak najbardziej efektywnie spędzać czas z dziećmi, nawet gdy jest to tylko pójście na plażę. Liczy się jakość wspólnego czasu. Ale też mocno wierzę, że dzieci muszą wiedzieć, że mama ma swoje pasje i sprawy. Moje koleżanki, które zajmują się tylko dziećmi, nie mówią, że są całkiem spełnione. Teraz, jak dzieci są większe, cały czas się ze mną komunikują, ale zdarzają się dni, że ich praktycznie nie widzę. Znam kobiety, które podróżują… I czy to oznacza, że są złymi matkami? Niekoniecznie.
Pracownicy Global donoszą, że gdy dzieci pojawiają się w firmie, nie odstępują mamy na krok, a córka naśladuje Cię we wszystkim. Czy wychowujesz je pod kloszem?
– Nie, bo sama nie byłam tak wychowywana i to najlepsze, co mogę im dać. Gdy do firmy przychodzi pacjent z bólem, ja dzieciom tłumaczę, że mamy ludzki obowiązek pomagać. One rozumieją, że muszą chwilkę poczekać i uczą się otwartości na świat.
Twoi rodzice też nie trzymali jedynaczki pod kloszem…
– Gdy dostałam stypendium, mama nie chciała pozwolić dziewiętnastolatce pojechać samej do Stanów, ale w końcu się zgodziła. Nie znałam tu zupełnie nikogo, pisałam tylko e-maile do nowego trenera, ale nie wiedziałam, jak on wygląda. Pamiętam, jak szłam na lotnisku w Detroit w ciężkim kożuchu z Białorusi i zastanawiałam się, co zrobię, gdy nikt po mnie nie przyjedzie na to lotnisko!
Czy wyobrażałaś sobie, że od początku małżeństwa będziesz tak dużo pracować wraz z mężem?
– Nigdy w życiu nie zgodziłabym się pracować z mężem, bo zawsze chciałam być niezależna. Ale „gdy Bóg chce, żebyś coś zaplanowała, zaplanuje tak, że będziesz zaskoczona”.
Czy to jest trudne?
– Oczywiście, i nie będę udawać, że zawsze jest pięknie. Trudno jest nie przynosić pracy do domu. Ja mam czasem mocne przekonania, a Piotr bywa emocjonalny…
Jak z tego wychodzicie?
– Zajęło mi to wiele lat, by wypracować mądrą strategię. Kobieta musi być mocna i słaba w tym samym czasie, wtedy ma najwięcej siły. Jak wiem, że będzie konflikt, mówię mężowi: Ty jesteś szefem i możesz zrobić, co chcesz, a ja będę Cię wspierać, ale ja jestem przekonana, że to powinno być tak a tak zrobione. I daję mu kilka dni, by o tym pomyślał… To zwykle pozwala osiągnąć kompromis.
Twój mąż wyraźnie wspomina Wasze pierwsze spotkanie: Zobaczyłem ją i wiedziałem „This is it”… Czy tak rozpoczęła się historia państwa Slavin?
– To był bardzo silny moment, którego nie zapomnę. Wchodziłam z jego przyjaciółką po schodach u niego w domu, a Piotr schodził w dół. Zobaczyłam jego bardzo piękne oczy i od razu wiedziałam. Dodam, że nie jestem osobą bardzo romantyczną, stoję mocno na Ziemi. Ziemia tylko raz osunęła mi się spod nóg, gdy mieliśmy ostatnio wypadek samochodowy.
Co było potem?
– Piotr parę tygodni później zabrał mnie do siebie do Chicago i nigdy nie wypuścił. Myślałam, że zostanę na chwilę, a minęło wiele lat. Po studiach dostałam wymarzoną pracę w music production company w Detroit. Myślałam, że pomogę Piotrowi i tylko trochę w lobby kliniki. I pomagam mu do tej pory….
Powróćmy do kliniki Global. Otworzyliście właśnie supernowoczesny, spektakularny architektonicznie budynek kliniki Global przy Dempster i Greenwood w Niles. Czy to prawda, że jesteście najnowocześniejszą kliniką w okolicy?
– W nową siedzibę przy ulicy Dempster w pobliżu Greenwood, zainwestowaliśmy oprócz mnóstwa pieniędzy, wiele planów i marzeń. Tak, by było lepiej pacjentom, pracownikom i nam. Zawsze staramy się iść do przodu. Ostatnio np. zrobiłam specjalny certyfikat z dziedziny biologii, w którą nigdy się wcześniej nie zagłębiałam. To było trudne, myślałam, że nie skończę tego kursu, bo miałam długą przerwę w edukacji. Ale zafascynowało mnie to, że jak się na coś otworzysz, to twój mózg ma nieograniczoną pojemność.
Życzę Ci dużo siły i dalszych osobistych sukcesów oraz rozwoju waszej kliniki…
– Dziękuję bardzo!
A ja dziękuję Ci za rozmowę.
Rozmawiała: Tatiana Kotasinska
(Artykuł sponsorowany)