Do swojego 31. sezonu ligowego przygotowuje się zawodnik ZKż Zielona Góra Andrzej Huszcza, który 10 marca skończy 48 lat. Początki kariery miał jednak trudne - już w pierwszym meczu złamał nogę.
"Huszcza to fenomen polskiego speedwaya. Nikt inny nie był w stanie tak długo utrzymywać wysokiej formy. Ostatnio kupił nowy silnik GM i przygotowuje się do sezonu. Trenuje tak, jak o trzydzieści lat młodsi od niego zawodnicy, a może nawet bardziej. W Zielonej Górze jest legendą. Nawet jak zespół przegrywa w kiepskim stylu, to Huszcza nigdy nie jest wygwizdywany. Kibice wiedzą, że zawsze daje z siebie wszystko" -mówi dziennikarz "Radia Zachód" Marek Staniszewski.
Kibice doceniają klasę Huszczy. W tradycyjnym plebiscycie "Gazety Lubuskiej" na najlepszego sportowca regionu zajął w 2004 roku trzecie miejsce, a wyprzedzili go tylko medaliści olimpijscy z Aten - wioślarz Tomasz Kucharski i kajakarka Beata Sokołowska- Kulesza. Od 1977 roku Huszcza znajduje się nieprzerwanie w pierwszej dziesiątce tego plebiscytu.
W historii sportu żuzlowego w Polsce tylko jeden zawodnik jeździł dłużej od Huszczy. 32 sezony spędził na torze Paweł Waloszek, który dla Huszczy jest... wujkiem. Do pobicia tego "rekordu świata" zawodnikowi z Zielonej Góry brakuje jeszcze dwóch lat. "To jego skryte marzenie" - uważa Staniszewski. Sam Huszcza nie chce mówić o rekordach. "Wcale o tym nie myślę. Po prostu będę jeździł tak długo, dopóki będzie mi to sprawiało przyjemność".
Huszcza podkreśla, że jego sportowa długowieczność jest możliwa dzięki wsparciu najbliższych. żona Małgorzata doskonale rozumie pasję męża, bo sama pochodzi z żużlowej rodziny - zawodnikami byli jej ojciec i brat. Razem z trzema córkami chodzi na każdy mecz w Zielonej Górze.
Andrzej i Małgorzata poznali się w 1978 roku na stadionie w Chorzowie. "W 1978 roku było tam zgrupowanie przed mistrzostwami świata par. Jancarz i Proch razem sobie trenowali, a ja byłem rezerwowym i miałem dużo czasu. Moja przyszła żona pracowała na stadionie jako sekretarka i ...tak to się zaczęło" - wspomina.
Losy Huszczy mogły się jednak potoczyć inaczej. Matka nie chciała, by jej syn zajmował się czymś tak niebezpiecznym jak jazda na motocyklu. Niepełnoletni Andrzej nie miał szans na uzyskanie jej zgody na uczęszczanie do szkółki żużlowej, więc zamiast rodziców podpis złożyła jego siostra.
"Rodzice bardzo się o mnie bali. Mama w końcu zaakceptowała mój wybór i nawet przyszła na pierwszy mecz. Niestety już w pierwszym wyścigu uderzyłem w bandę i złamałem nogę. Później mama już nie przychodziła na stadion" - opowiada Huszcza.
Złamanie nogi w 1975 roku było najpoważniejszą kontuzją w karierze Huszczy. "Niektórzy koledzy nawet żartowali, że co ze mnie za żużlowiec, jeśli nie miałem złamanego obojczyka. No i w końcu po piętnastu latach startów złamałem obojczyk. W sumie jednak zdrowie mi dopisywało".
Huszcza od początku kariery związany jest z klubem z Zielonej Góry. Zdobył z nim cztery tytuły drużynowego mistrza Polski (1981, 1982, 1985, 1991). Za największy sukces uważa jednak jedyny w karierze złoty medal indywidualnych MP, wywalczony w 1982 roku w Zielonej Górze.
"22 lipca 1982 roku był chyba najwspanialszym dniem w moim życiu. Rano urodziła mi się córka, a po południu zostałem mistrzem Polski. To było niewiarygodne". Co ciekawe, niewiele brakowało, by Huszcza w ogóle nie wystąpił w turnieju finałowym. Był tylko rezerwowym i dopiero na kilka godzin przed startem dowiedział się, że zastąpi jednego z zawodników. W dodatkowym wyścigu o złoty medal, niesiony dopingiem tysięcy kibiców, pokonał Leonarda Rabę z Kolejarza Opole.
Kariera Huszczy to nie tylko sukcesy. Były także porażki, i to dotkliwe. Jego niespełnionym marzeniem pozostaje udział w finale indywidualnych mistrzostw świata. Kilkakrotnie był tego bliski, a raz przeszkodził mu wyjątkowy pech. W 1983 roku był jednym z faworytów turnieju eliminacyjnego w Rybniku. Jeździł świetnie, wygrał dwa wyścigi, a raz był drugi. Później jednak dwa defekty pozbawiły go niemal pewnego awansu. Gdy schodził z toru, płakał. "Do dzisiaj bardzo żałuję tej niewykorzystanej szansy. Tym bardziej, że finał w Norden odbywał się na ciężkim, przyczepnym torze, a ja lubię takie warunki".
Szczyt kariery Huszczy przypadł na lata osiemdziesiąte, gdy bariera technologiczna sprawiła, że polscy żużlowcy stracili kontakt ze światową czołówką. Jak duże znaczenie odgrywa sprzęt Huszcza przekonał się po wyjeździe w 1980 roku do Anglii. "Po pierwszych meczach chciałem wracać do Polski, bo nie mogłem zdobyć punktu. Nasz menedżer widział co się dzieje i przywiózł nam nowe silniki. To była rewelacja" - wspomina zielonogórzanin, który w latach 1980-81 reprezentował barwy Leicester, Reading i Hackney.
Mimo zaawansowanego jak na żużlowca wieku Huszcza nadal jest w dobrej formie. W ubiegłym roku udało mu się awansować do finału mistrzostw Europy. W tym roku dwa turnieje Grand Prix indywidualnych mistrzostw świata odbędą się w Polsce - we Wrocławiu i w Bydgoszczy. Być może organizatorzy jednego z nich spełnią marzenie 48-letniego zielonogórzanina i przyznają mu "dziką kartę".
Największe sukcesy Andrzeja Huszczy:
IMP - złoty medal 1982, srebrny 1980, brązowe 1983, 1984
DMP - złote 1981, 1982, 1985, 1991, srebrny 1989, brązowe 1979, 1984
MPPK - złote 1979, 1982, 1983, srebrne 1993, 2003, brązowy 1986 DMś - brązowe 1978, 1980