Jedyny podejrzany, Jan Król, zanim zmarł, był uwikłany w śmierć innej kobiet.
W kwietniu minęły 32 lata od zabójstwa Jadwigi Król – polskiej imigrantki, właścicielki salonu paznokci w Jefferson Park. W 1989 r. jej ciało znaleziono w bagażniku płonącego samochodu w dzielnicy Bucktown. Jedynym podejrzanym był jej eksmąż, Jan Król, lecz nigdy nie postawiono mu zarzutów. Trzy lata od zdarzenia został deportowany w związku z innym przestępstwem. Zanim popełnił samobójstwo w 2013 r., był podejrzany w sprawie innego morderstwa – swojej partnerki, z którą mieszkał w Zakopanem.
W kwietniu „Chicago Sun-Times” opublikował dwa obszerne artykuły przywołujące głośną sprawę morderstwa polskiej imigrantki z 1989 roku. Po ponad trzech dekadach śledztwo w sprawie zostało zamknięte przez chicagowską policję w związku ze śmiercią jedynego podejrzanego – przebywającego w Polsce byłego męża kobiety. Przy okazji na powierzchnię wypłynęło inne zabójstwo, tym razem w Polsce, w którym mężczyzna był podejrzany.
Płonące ciało w bagażniku
Jan i Jadwiga pobrali się w Polsce w 1974 roku. Małżeństwo było skomplikowane – cztery lata później para wzięła rozwód. W 1980 r. Jan Król pierwszy przyleciał do Chicago. Pięć lat później dołączyła do niego była żona, a rok po niej – ich dwoje dzieci Kinga i Józef.
Choć Jan i Jadwiga byli rozwiedzeni i on miał już za sobą rozpad drugiego małżeństwa, para zamieszkała razem w domu w rejonie 5500 N. Central Ave. w chicagowskiej dzielnicy Jefferson Park, gdzie otworzyła prowadzony przez Jadwigę salon paznokci. Jadwiga była lubiana przez klientów, często pracowała długie godziny. W ostatnich miesiącach życia skarżyła się jednak znajomym na byłego męża. Klienci nieraz byli świadkami kłótni.
Jan lubił wypić i bywał agresywny. Niecały rok przed śmiercią byłej żony Król miał strzelać w jej stronę w kuchni – sprawa została umorzona, bo Jadwiga nie przyszła do sądu. Król stracił pracę na sprzątaniu, bo podobno spał w godzinach pracy. Był również zazdrosny o nowy związek byłej żony i oskarżał ją, że ukradła mu pieniądze, by zapłacić za podróż na Florydę z nowym partnerem.
10 kwietnia 1989 r. o 5.50 rano strażacy odpowiedzieli na zgłoszenie dotyczące płonącego samochodu w rejonie 2300 N. Lister Ave. – niedaleko byłej pracy Króla w dzielnicy Bucktown. W bagażniku pojazdu znaleziono zwęglone ciało 35-letniej Jadwigi. Sekcja zwłok wykazała, że przed śmiercią kobieta została uduszona.
Podejrzany bez zarzutów
Tego samego dnia aresztowano 50-letniego Jana Króla. Na przesłuchaniu powiedział policji, że ostatni raz widział Jadwigę w niedzielę 9 kwietnia, przed zabraniem dzieci do kościoła św. Jacka. Po mszy miał zostawić je na lekcji religii, a sam pojechał zawieźć pudła do magazynu, który wynajmował w Portage Park. Po religii odebrał dzieci i zabrał je na obiad do restauracji Grota. Gdy wrócili do domu, nie zastał tam byłej żony. Rodzina szukała jej u znajomych – nie zgłosiła zaginięcia, gdyż nie podejrzewała, że mogło stać się jej coś złego. Prokuratura powiedziała policji, że potrzebuje więcej dowodów, żeby postawić Królowi zarzuty. Mężczyzna został zwolniony z aresztu.
Parę dni później, podczas kolejnego spotkania z detektywami, Król powiedział policji, że nie ma nic wspólnego ze śmiercią byłej żony i zasugerował, że w zabójstwo może być zamieszany jej partner. Ten z kolei poddał się badaniu poligrafem, które potwierdziło, że mówił prawdę, deklarując, że nie ma nic wspólnego z morderstwem.
Policja dowiedziała się później, że Jadwiga Król wykupiła na siebie ubezpieczenie na życie i ustanowiła dzieci beneficjentami. Według śledczych, powiedziała agentowi ubezpieczeniowemu, że ma przeczucie, że stanie się jej coś złego.
Parę dni przed śmiercią, 6 kwietnia 1989 r. Jadwiga Król zgłosiła kradzież swojego samochodu. Zniknął on z ulicy, gdy kobieta była w barze. Według raportu policyjnego, który przywołuje „Chicago Sun-Times”, Król miał wyznać znajomemu, że to on zabrał samochód byłej żony.
Po śmierci matki nastoletnie dzieci Króla skarżyły się gazecie „Chicago Tribune”, że policja nie daje im spokoju i naciska, by zeznawały przeciwko ojcu. Sam Król skarżył się na prowadzącego sprawę detektywa, Michaela Fleminga, że zmusza go do przyznania się do winy.
Miesiąc po śmierci matki, w maju 1989 r. 14-letnia córka Królów trafiła do szpitala z poważnymi poparzeniami wskutek wypadku przy gotowaniu. Według policyjnego raportu, powiedziała służbom zdrowia, że nie chce wracać do domu, gdyż boi się ojca.
Latem tego roku prokuratura ponownie odmówiła oskarżenia Króla o morderstwo byłej żony.
Od śmierci byłej żony minęły dwa lata. W kwietniu 1991 r. Król, który miał licencję pilota, przewoził pasażerów lotem wycieczkowym. Z powodu awarii silnika maszyna rozbiła się w pobliżu Gurnee, lecz wszyscy przeżyli. Detektyw Fleming odwiedził Króla w szpitalu i wypytywał po raz kolejny o zabójstwo żony. Mężczyzna miał odpowiedzieć, że o morderstwie żony rozmawia tylko z Bogiem, a nie z detektywami.
W tym samym roku Król został skazany w sądzie federalnym za fabrykowanie i sprzedaż fałszywych dokumentów imigracyjnych. Wraz z dziećmi w 1992 roku został deportowany do Polski.
Według „Chicago Sun-Times” córka Króla mieszka w Wielkiej Brytanii. Policji powiedziała, że cierpi na zespół stresu pourazowego w związku ze śmiercią matki, a jej brat większość życia spędził w więzieniu w Polsce.
Morderstwo, które uszło na sucho?
Detektyw Michael Fleming, dziś emerytowany już policjant, według „Chicago Sun-Times” był przekonany, że Król udusił byłą żonę, a następnie umieścił jej ciało w bagażniku samochodu, który podpalił. Jednak nigdy nie był w stanie przekonać prokuratury do postawienia mu zarzutów.
Według dokumentacji z policyjnego śledztwa, do której dotarł „Chicago Sun-Times”, przez wiele lat Król bił żonę i groził jej śmiercią nawet w obecności policjantów, którzy odpowiedzieli na zgłoszenie o przemocy domowej. Detektywi znaleźli u niego sznur do bielizny – według sekcji zwłok Jadwiga Król została uduszona. Przed śmiercią byłej żony Król miał wyznać znajomemu, że zabrał jej samochód. Samochód Króla miał śmierdzieć benzyną – ciało byłej żony znalezione w bagażniku płonącego samochodu było oblane benzyną.
Króla reprezentował adwokat polskiego pochodzenia, Richard Brzeczek, który w latach 1980-83 był szefem chicagowskiej policji. Jego zdaniem, detektyw Fleming w próbach oskarżenia Króla posuwał się za daleko – próbował namówić Króla do testu poligrafem, mimo że Polak był reprezentowany przez adwokata. Nasyłał też policjantów, by zatrzymywali Króla do kontroli drogowych.
W 1990 r. Fleming powiedział „Chicago Tribune”, że „lubi rozwiązywać zagadki” i „nie cierpi, gdy komuś coś uchodzi na sucho”.
W 2019 r., 30 lat od zbrodni, detektyw Fleming dowiedział się, że Jan Król popełnił samobójstwo. Miało to nastąpić w Zakopanem w 2013 roku. Król miał 74 lata. O śmierci ojca poinformowała detektywów w e-mailu córka Króla. Potwierdził to agent FBI z Warszawy. W obliczu tego faktu chicagowska policja zamknęła śledztwo w ramach wyjątku – klasyfikacji używanej w przypadkach, gdy jedyny podejrzany umiera lub istnieje zbyt wiele przeszkód nie do pokonania, aby go oskarżyć.
Śmierć w Zakopanem
Po opublikowaniu przez „Chicago Sun-Times” na początku kwietnia artykułu o zamknięciu sprawy morderstwa Jadwigi Król w związku ze śmiercią jedynego podejrzanego policji, Jana Króla, do gazety zgłosiła się dawna koleżanka Jadwigi, która doszukała się w Internecie, że Jan Król był w centrum uwagi innego morderstwa, do którego doszło w 2011 r. … w Zakopanem.
Według artykułu, który ukazał się w styczniu 2013 r. w „Gazecie Krakowskiej”, Jan Król spędził pół roku w więzieniu podejrzany o zabójstwo swojej partnerki w Zakopanem. Ciało 51-letniej Aliny Brasse-Tarwajnis, z urazami głowy, zostało odkryte w maju 2011 r. w pomieszczeniu magazynku w piwnicy pensjonatu Króla.
Jan Król podczas zaginięcia wieloletniej partnerki miał być w Rzymie na beatyfikacji Jana Pawła II. Po powrocie z Rzymu w domu nie zastał Aliny. Pięć dni później ciało kobiety zostało odkryte w magazynku w piwnicy.
Król został aresztowany na czas prowadzenia dochodzenia. W areszcie spędził około pół roku. W międzyczasie podejrzenie padło na 25-letniego Piotra L., którego Król zatrudniał do pilnowania pensjonatu i z którym wszedł w konflikt i którego oskarżał o kradzież.
Były pracownik Króla wielokrotnie zmieniał swoje zeznania, twierdząc najpierw, że zabił Alinę, później, że zrobił to na zlecenie Króla, a ostatecznie – że zrobił to sam Król.
Sąd okręgowy w Nowym Sączu nie uwierzył w zeznania Piotra L. obciążające Króla. Przekonał go fakt, że Król był w Rzymie w czasie śmierci kobiety. W ostateczności za zabójstwo Aliny skazano Piotra L. na 25 lat więzienia. Po apelacji wyrok zredukowano do 15 lat.
Kto zabił Jadwigę Król w Chicago? Kto zabił Alinę Brasse-Tarwajnis w Zakopanem? Być może tylko Jan Król znał odpowiedzi na te pytania, a tajemnicę zabrał ze sobą do grobu.
Jak podaje „Chicago Sun-Times”, w zeszłym roku ponad 130 spraw morderstw zostało zamkniętych w ramach wyjątku. Sprawa Króla była jedną z najstarszych.