Sąd powiatu Lake zmienił zakres kary dla Marka Josko, ekstradowanego z Polski mężczyzny oskarżonego o spowodowanie śmiertelnego wypadku na północnych przedmieściach w 1995 roku. Z powodu czynnika alkoholu mężczyźnie grozi nie od 2 do 5 lat więzienia, lecz od 3 do 14. Oskarżony nadal domaga się szybkiego procesu z udziałem ławy przysięgłych.
W poniedziałek 19 kwietnia podczas przesłuchania, które odbyło się w formie wideokonferencji na platformie Zoom, sędzia powiatu Lake, Daniel Shanes, poinformował oskarżonego Marka Josko, że w razie uznania go winnym grozi mu od 3 do 14 lat więzienia, a nie jak wcześniej podawano – od 2 do 5 lat.
Różnica wynika z faktu, że powodując wypadek w 1995 r. Marek Josko miał być pod wpływem alkoholu. W marcu prokuratura powiatu Lake wyjaśniła nam, że Josko musi być karany zgodnie z prawem obowiązującym w 1995 r., kiedy popełniony czyn był w 3. kategorii przestępstw (class 3 felony) i karany od 2 do 5 latami więzienia.
W poniedziałek prokuratorzy powiedzieli jednak sądowi, że ponieważ późno objęli sprawę, nie dopatrzyli się czynnika związanego z alkoholem i w rzeczywistości Josce grozi od 3 do 14 lat więzienia. Sędzia Shanes osobiście sprawdził przepisy, po czym potwierdził nowy zakres kary grożącej Josce.
W odpowiedzi Marek Josko, który przysłuchiwał się dyskusji prokuratora i obrony z sędzią, kręcąc głową, dwukrotnie przeczytał z kartki z mocnym akcentem swoje żądanie wyznaczenia dokładnej daty rozprawy z udziałem ławy przysięgłych.
Przypomnijmy, że Josko odrzucił ofertę ugody z prokuraturą, która zaproponowała mu 4 lata więzienia w zamian za przyznanie się do winy. W marcu data rozprawy została ustalona na 17 maja.
Prokurator Scott Hoffert powiedział, że dokumenty w sprawie rekonstrukcji wypadku nie zostały jeszcze sfinalizowane i wystąpił o odroczenie rozprawy. Obrona argumentowała, że o szybki proces domaga się już od 5 marca, na co prokuratura odpowiedziała, że oskarżony ukrywał się przez wiele lat przed wymiarem sprawiedliwości, a namierzenie świadków sprzed ćwierćwiecza zajmie trochę czasu.
Do wypadku doszło 9 grudnia 1995 r. nad ranem. 42-letni wówczas Marek Josko miał wjechać pod prąd na US Highway 41 w Lake Forest na dalekich północnych przedmieściach. Następnie zderzył się czołowo z pickupem, którego kierowca doznał tylko niewielkich obrażeń. Jednak tą samą drogą jechał 26-letni Dennis Bourassa z Waukegan, który zderzył się z pojazdem Josko i zmarł na miejscu.
Początkowo, z uwagi na brak świadków oraz dowodów, policja oskarżyła Joskę jedynie o jazdę pod wpływem alkoholu. Został zwolniony za kaucją wyznaczoną na 50 tys. dolarów. Po odtworzeniu przebiegu wypadku zarzuty zostały rozszerzone o nieumyślne zabójstwo. Jeszcze w grudniu Polak wsiadł na pokład samolotu do Warszawy.
Sprawa ucichła na blisko 20 lat. Ponownie nabrała obrotu w 2014 roku, gdy z prokuratorem powiatu Lake skontaktowały się służby federalne posiadające nowe informacje na temat Joski. W lutym 2020 r. Josko został aresztowany przez przemyskich policjantów. Ze względu na pandemię jego ekstradycja opóźniła się o trzy miesiące.
Marek Josko od chwili, kiedy w czerwcu 2020 r. stanął przed amerykańskim wymiarem sprawiedliwości, utrzymuje swoją niewinność. Twierdzi, że jest jedynym świadkiem wypadku i że nie ma dowodów świadczących o jego winie. Polak podważa również legalność swojej ekstradycji do Stanów Zjednoczonych. Od chwili ekstradycji przebywa w areszcie śledczym powiatu Lake w Waukegan.
Kolejne przesłuchanie odbędzie się pod koniec maja. Sędzia Shanes wyraził nadzieję, że wyznaczony zostanie wówczas ostateczny termin rozprawy.