Podczas piątkowej konferencji zwołanej przez organizację non-profit Polską Misję Medyczną (PMM) dostarczającą pomoc humanitarną Syryjczykom, podsumowano dekadę krwawego konfliktu domowego w Syrii, którego rocznica wypada w marcu. Poinformowano m.in, że 80 proc. dzieci urodzonych podczas wojny nie umie ani czytać, ani pisać.
Dyrektorka programu pomocy humanitarnej PMM Małgorzata Olasińska-Chart wskazała, że analfabetyzm wśród najmłodszych rośnie. „Nie ma uczniów ani studentów. Brakuje młodej inteligencji. To źle rokuje dla odbudowy tego kraju po wojnie. Dwa pokolenia są już stracone” – powiedziała.
Z raportu Funduszu Narodów Zjednoczonych na rzecz Dzieci (UNICEF) wynika, że od początku konfliktu do 2021 r. 40 proc. syryjskich szkół zostało uszkodzonych lub zniszczonych. Dowody wskazują, że siły rządowe przeprowadzały umyślne ataki na placówki. Ponad 2,1 mln dziewcząt i chłopców w Syrii przestało z powodu wojny regularnie chodzić do szkoły.
Sytuację pogarsza epidemia koronawirusa, która także mocno dotknęła Syrię. Współpracujący z Polską Misją Medyczną lekarz z Idlibu Mansur al-Atrasz, założyciel Humanitarian Message Organization (HMO) powiedział podczas konferencji PMM, że w ramach programu szczepionkowego Covax do Syrii północno-zachodniej (terenów, które nie są pod kontrolą rządu Baszszara al-Asada) ma trafić 240 tys. dawek szczepionek. „Ale są one przeznaczone tylko dla personelu medycznego, osób starszych i cierpiących na choroby przewlekłe. To najwyżej 10 proc. populacji regionu” – dodał.
Dr Abdullah Charaf ad-Din, również pracujący w szpitalu w Idlibie, powiedział podczas spotkania, że pomimo pomocy, którą dostarcza ONZ i organizacje pozarządowe, w szpitalach brakuje leków i sprzętu. „Lekarze pracują niemal bez przerw, bo są niedostatki personelu. Wielu decyduje się na emigrację, by zapewnić swoim rodzinom lepszą przyszłość. Na północy Syrii na 10 tys. osób przypada jeden lekarz. Co więcej, niektórzy medycy nie mają wystarczających kwalifikacji” – dodał.
Zwrócił też uwagę, że w czasie pandemii Covid-19 szpitalom brakuje środków ochronnych, maseczek, rękawiczek, nie ma też wystarczającej liczby respiratorów, a ludzie, zwłaszcza z obozów dla uchodźców mają utrudniony transport do szpitali.
Ludność z północnej Syrii, która została zmuszona do opuszczenia swoich domostw, może już do nich wracać, ale nie korzysta z tej możliwości. „Boją się kolejnych ofensyw i bombardowań ze strony sprzymierzonych sił rządowych i rosyjskich. Rok temu naloty były przeprowadzane na dużą skalę. Uchodźcy wolą pozostać w obozach. Nie ma na razie szans na racjonalne polityczne rozwiązanie tego konfliktu. Ta fatalna sytuacja może trwać nawet kolejną dekadę. Jedyną nadzieją dla nas byłoby wsparcie ze strony Turcji” – powiedział dr ad-Din.
Wojna domowa w Syrii rozpoczęła się 15 marca 2011, kiedy na fali trwających od stycznia protestów w ramach Arabskiej Wiosny Ludów wszczęto antyrządowe powstanie. Opozycja dążyła do obalenia reżimu Baszszara al-Asada – prezydenta Syrii rządzącego z ramienia partii Baas od 2000 r.
Szacuje się – według danych podawanych przez organizacje humanitarne pracujące w Syrii – że w ciągu dziesięcioletniego konfliktu życie mogło stracić nawet 500 tys. osób. Miliony ludzi, jak wynika z danych ONZ, opuściło swoje domostwa - z czego 6,7 mln zostało zmuszonych do przesiedlenia się do innych części Syrii, a 5,6 mln opuściło kraj. Światowy Program Żywnościowy ONZ (WFP) alarmuje, że prawie 60 proc. populacji, czyli 12,4 mln Syryjczyków nie ma bezpiecznego dostępu do żywności.
Alicja Skiba (PAP)