Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
niedziela, 24 listopada 2024 03:09
Reklama KD Market

Udana wstepna kontrola

Warszawa - Urzędujący w Warszawie od niedawna nowy ambasador USA w Polsce, Victor Ashe, uznał działający od trzech miesięcy tzw. Doradczy Program Imigracyjny (angielski skrót IAP od "Immigration Advisory Program") za sukces i oznajmił, że zostanie przedłużony na czas nieokreślony.

Program ten został wspólnie opracowany przez władze USA i Polski w celu zmniejszenia liczby przypadków zawracania podróżnych polskich z USA z powodu nieważnej lub nieaktualnej wizy. Dzięki sprawdzaniu obywateli polskich odlatujących do Stanów Zjednoczonych już na warszawskim lotnisku Okęcie przez inspektorów amerykańskich, pasażerowie, co do których istnieje prawdopodobieństwo odmowy wjazdu do USA mają jeszcze możliwość zrezygnowania z planowanego lotu.

Program ten jest owocem rozmów odbytych na początku br. w Białym Domu między prezydentem Bushem a prezydentem Kwaśniewskim. Oprócz kontraktów dla polskich firm w Iraku, kwestia zwolnienia polskich turystów wybierających się do Ameryki z obowiązku wizowego była najważniejszym punktem styczniowego polskoamerykańskiego miniszczytu.

W Waszyngtonie powtórzono Kwaśniewskiemu po raz nie wiadomo który, że Polacy sami sobie winni, bo nie zasługują na bezwizowe podróżowanie do USA skoro strona amerykańska odmawia wiz ok. jednej trzeciej ubiegających się. Polacy dojrzeją do tzw. "visa waiver program" (program odstąpienia od obowiązku wizowego) dopiero wówczas, kiedy odsetek odmów spadnie aż dziesięciokrotnie i nie przekroczy trzech procent.

Jednocześnie, jak zawsze, tłumaczono stronie polskiej, że kwestii polskoamerykańskiego braterstwa broni w Iraku nie należy łączyć z przepisami imigracyjnymi. Jedno nie ma nic wspólnego z drugim, a odmawianie Polakom wiz, opłaty konsularne i inne niedogodności nie są żadnym afrontem czy przejawem niedoceniania Polski, lecz zwykłym przestrzeganiem istniejących przepisów. Tym, niemniej jednak, chyba nie ulega kwestii, że Doradczy Program Imigracyjny (czyli wstępna kontrola podróżnych polskich na Okęciu) pomyślany został na otarcie łez Polaków, ochoczo chwalonych przez Waszyngton jako "najwierniejszych sojuszników Ameryki". Polaków po obu stronach oceanu bolało to, że za tymi słownymi pochwałami pod adresem "dzielnych, lojalnych Polaków" nie szło w parze żadne konkretne działanie. To drobne ułatwienie najwyraźniej miało być osłodą dla gorzkiej pigułki utrzymywania w mocy obowiązku wizowego dla obywateli RP.

"Z zadowoleniem pragnę powiedzieć, że program IAP naszym zdaniem okazał się pełnym sukcesem i zamierzamy go kontynuować" powiedział reporterom ambasador Ashe.

Sukces ten zawdzięczamy pracy i fachowości zespołu realizującego program jak również ogromnemu wsparciu ze strony władz lotniska, Polskiej Straży Granicznej i Urzędu Celnego oraz polskich linii lotniczych LOT. Dziękuję pracownikom tych instytucji za dobrą wolę i podjęte starania".

Między 15 września a 30 listopada zespół IAP dokonał wstępnej odprawy 144 lotów do USA na łączną liczbę 31.322 pasażerów. Rozmowę wstępną przeprowadzono z 341 pasażerami. Tylko wobec 35 osób z tej grupy zaszło podejrzenie, że mogą nie zostać wpuszczone na terytorium USA i zostaną zawrócone do Polski.

Na podstawie tego zalecenia 25 osób podjęło decyzję o rezygnacji z lotu i dzięki temu uniknęło niepotrzebnych kosztów, kompromitacji i niedogodności związanych ze szlabanem na amerykańskiej granicy. Do nich należy nocleg w areszcie lotniskowym, do którego kieruje się przeznaczonego do deportacji pasażera, jeżeli nie ma od razu samolotu odlatującego do Polski. Wprawdzie pobyt w areszcie nic nie kosztuje, ale dla większości Polaków chyba niezbyt ciekawą perspektywą jest przebywanie w towarzystwie różnych nielegalnych emigrantów i innych podejrzanych o przemyt, handel kontrabandą, sfałszowanie dokumentów podróży czy nawet skłonności terrorystyczne. Dodajmy, że pozostałych dziesięć osób, które wbrew zaleceniu postanowiły zaryzykować podróż w ciągu ostatnich trzech miesięcy, po wylądowaniu w USA zostały natychmiast wychwytane z tłumu pasażerów i zawrócone do Polski. Stąd wniosek, że lepiej nie ryzykować, bo zainstalowany system nie da się przechytrzyć. W dobie informatycznej przekroczenie granicy USA po dyskwalifikacji pasażera w Warszawie staje się prawie niemożliwe. Przecież urzędujący na Okęciu amerykańscy urzędnicy imigracyjni przekazują drogą elektroniczną wszelkie informacje, w tym także negatywne oceny niekwalifikujących się ich zdaniem pasażerów, do kolegów na chicagowskim lotnisku OHare, nowojorskim JFK czy Newark International. Zanim wyląduje samolot ze zdyskwalifikowanym pasażerem na pokładzie, urzędnicy "imigrejszin" już na niego czekają.

Obecnie program wstępnej kontroli imigracyjnej (czyli IAP) obejmuje loty bez międzylądowania do wyżej wymienionych trzech lotnisk amerykańskich. W ub. roku (2003), ogólna liczba obywateli polskich wpuszczonych na terytorium USA wyniosła: 170. 772. Z tej liczby z Warszawy wyleciało 140.000 pasażerów. W sumie wjazdu odmówiono i zawrócono od granicy 518 Polaków.

Podane powyżej cyfry świadczą o marginalności zjawiska zawracania podróżnych od granicy USA, które dotyczyło niespełna 1% polskich podróżnych odlatujących do Stanów. Tym samym jest to gest o znikomym, symbolicznym wręcz znaczeniu zwłaszcza jako ustępstwo wobec "najbardziej lojalnego sojusznika USA".

Ambasador USA Victor Ashe jest jednak dobrej myśli i uważa, że dodatkowym atutem programu jest bliższa współpraca polskich i amerykańskich służb granicznych. "Dzięki programowi IAP wypracowano również nowe sposoby komunikacji i współpracy między USA i Polską. Obie strony współdziałają ściśle w zakresie sprawnej deportacji poszukiwanych osób, wykrywania fałszywych dokumentów, w tym wiz oraz stempli wjazdu i wyjazdu; korzystają również na wymianie informacji poprzez organizowanie szkoleń oraz codzienne robocze kontakty". Ashe dodał, że IAP to pierwszy tego rodzaju program w świecie.

Kiedy program był montowany we wrześniu z udziałem komisarza Służby Celnej iĘOchrony Granic USA, Robertem C. Bonnerem, świeżo przybyły do Polski ambasador Ashe nazwał go "dowodem na rosnącej skali polskoamerykańskiego partnerstwa na wielu płaszczyznach i jest znaczącym krokiem w kierunku ułatwienia podróżowania do USA.Ę Wspólnie z naszymi polskimi kolegami będziemy dokładać starań, by program pomyślnie się rozwijał i mógł być rozszerzany".

Przypomnijmy do szczególnych napięć między Warszawą a Waszyngtonem doszło rok temu, i to z dwóch przyczyn. Z jednej strony Polacy uważali, że jako "najlepszy sojusznik" zasługują na bezwizową turystykę do USA. Jednocześnie strzegący Stanów przed terroryzmem amerykański Departament Bezpieczeństwa Krajowego (Department of Homeland Security) właśnie w tym czasie wprowadzał niezwykle rygorystyczne procedury na lotniskach.

Przybywających do USA pasażerów zaczęto fotografować, pobierać od nich odciski palców i nakazywać zdejmowanie obuwia i marynarek, a w szczególnych przypadkach nawet dokonywać pełnej rewizji osobistej. Jako obywatele najbardziej proamerykańskiego kraju na świecie Polacy byli oburzeni, że są traktowani jak przestępcy czy potencjalni terroryści. Władze USA rozwiązały ten problem w ten sposób, że obecnie każdy cudzoziemiec, także obywatel Europy zachodniej, pragnący przekroczyć granicę jest fotografowany i musi zostawić w komputerze obraz swoich linii papilarnych.

Początkowo władze RP przebąkiwały o możliwości retorsji, czyli wymagania od podróżnych z USA wiz turystycznych oraz wprowadzenia takich samych rygorów (fotografowanie, odciski palców, rewizje), jakim podawani są Polacy lecący do Stanów. Tak zareagowały wobec przybywających Amerykanów rządy m. in. Brazylii i Turcji. W Warszawie jednak o takiej reakcji już się nie mówi. Taki krok nie uderzyłby w administrację Waszyngtońską, lecz przede wszystkim w naszą Polonię. Polacy zamieszkali w Ameryce oraz Amerykanie polskiego pochodzenia bowiem nadal stanowią lwią część turystów z USA odwiedzających "stary kraj".

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama