Każdy amerykański stan posiada swoje stanowe zwierzę, a czasami jest ich nawet kilka, np. ulubione ssaki, ptaki, psy, ryby oraz owady. Zresztą cała Ameryka ma narodowego ptaka, orła bielika, oraz ssaka, bizona. W Illinois stanowym ssakiem jest mulak białogłowy, czyli jeleń z białą kitą. Psa nigdy u nas żadnego nie wybrano, natomiast stanowym ptakiem jest kardynał (choć nie Richelieu). No i mamy też stanową rybę w postaci niebieskiego bassa, oraz owada – motyla monarszego.
Przyznam, że niektóre inne stany mają znacznie bardziej egzotycznych patronów ze świata fauny. W przypadku Alabamy jest to czarny niedźwiedź amerykański, co jest o tyle dziwne, że zwierzęta te praktycznie tam nie występują. Na Alasce postawiono na renifera, a w Oregonie – na bobra. Południowej Dakocie patronuje kojot, a w stanie Tennessee rządzi jenot. Jest jeszcze nietoperz uszaty (Wirginia) oraz pancernik (Teksas).
Choć w Illinois stanowego psa nie ma, w kilku innych stanach jest, przy czym wyróżnia się na tym polu Georgia, która swoim psim patronem w 2016 roku wybrała „psa do adopcji”, by w ten sposób uhonorować pracę schronisk dla zwierząt. Podobny krok ma zamiar podjąć stan Kalifornia.
Wybieranie zwierzęcych patronów stanowych jak dotąd dotyczyło wyłącznie gatunków nadal istniejących, ale zwyczaj ten właśnie naruszył Jack Lewis, stanowy senator z Massachusetts, który postanowił zapytać wyborców, czy nie chcieliby przypadkiem, by ich zwierzęcym symbolem stał się dinozaur. Nie chodzi mu o jakieś ogólnikowe, prehistoryczne zwierzę, lecz o bardzo konkretny gatunek, przy czym wyborcy mają do wyboru jednego zwierzaka z dwójki kandydatów.
Jednym z dinozaurów jest kolega Podokesaurus holyokensis (co dokładnie znaczy „zwinna jaszczurka z Holyoke”). Po polsku zwierzę to nazywa się podokezaur, a mieszkało w Ameryce Północnej w okresie jurajskim, mimo że nie posiadało ważnej wizy wjazdowej. Po raz pierwszy szczątki tego dinozaura odkryła w 1910 roku w pobliżu góry Holyoke niejaka Mignon Talbot, która dokładnie opisała swoje znalezisko, choć 6 lat później jej dokumentacja została zniszczona przez pożar. Tak czy inaczej, potencjalny patron stanu Massachusetts miał od 1 do 2 metrów długości, ważył ok. 40 kilogramów i potrafił się poruszać z oszałamiającą szybkością 20 kilometrów na godzinę.
Drugim kandydatem do stanowej glorii jest Anchisaurus polyzelus, czyli anchizaur, również z okresu jurajskiego, którego szczątki znaleziono w 1855 roku w okolicach miasta Springfield, MA. On też nie był zbyt dużym facetem, bo ważył nie więcej niż 35 kilogramów, natomiast jego zdolności do biegania nie są znane, choć paleontolodzy sądzą, że zwykle chodził na czterech łapach, a jedynie w obliczu niebezpieczeństwa uciekał na dwóch.
Z paru powodów pomysł Lewisa jest dość niebezpieczny. Po pierwsze, trzeba założyć, że ogromna większość mieszkańców stanu Massachusetts nic nie wie o rodzimych dinozaurach. Gdy zatem stawią się do wyborów i na kartach do głosowania zobaczą pytanie typu „czy chcesz, żeby stanowym zwierzęciem był podokezaur czy anchizaur?”, reakcje mogą być nieprzewidywalne, w tym niektóre mogą zawierać przekleństwa. Równie dobrze można by zapytać wyborców, czy przedkładają chirurgię mikroskopową nad chirurgię mikrograficzną albo szczepionkę Pfizera nad szczepionkę Moderny. Po drugie, nawet jeśli któregoś dinozaura wybiorą, skąd będą wiedzieć, co wybrali?
Jednak dzielny prawodawca Lewis nie ustępuje i twierdzi, że po dinozaurzym referendum zaproponuje odpowiednią ustawę. Jest też przekonany, iż jego inicjatywa spowoduje, że sprawą zainteresuje się młode pokolenie, przez co wzrośnie ogólna wiedza o prehistorycznych zwierzętach. Ja jednak obawiam się również negatywnych skutków, czyli eksplozji prehistorycznego nazewnictwa. Na Alasce znaleziono na przykład szkielety mamutów włochatych, a to potencjalnie oznacza, że jest to kandydat do roli zwierzęcia stanowego.
Przed 10 tysiącami lat wymarł indyk kalifornijski, który był znacznie większy od indyków dzisiejszych i pałętał się po znacznych obszarach południowo-zachodnich części USA. Święta Dziękczynienia wtedy jeszcze nie było, ale naukowcy są zdania, iż gatunek ten został skutecznie wytrzebiony przez Indian. A skoro tak, to indor też zasługuje na status stanowego patrona. Zresztą byłych lokatorów Ameryki, których już od dawna nie ma, jest znacznie więcej. Kiedyś istniały na przykład camelopsy z rodziny wielbłądowatych, które występowały na zachodzie kontynentu, od Alaski aż po Meksyk. Był też amerykański niedźwiedź krótkomordy (sorry, ale to nie ja wymyśliłem tę nazwę), który strzelił kopytami (łapami) 8 tysięcy lat temu. Na terenie dzisiejszych Stanów Zjednoczonych żył też wielki kot zwany Homotherium, który wyglądał nieco jako skrzyżowane Mruczka z tygrysem.
Jeśli zatem pomysł Lewisa się przyjmie, będziemy mogli mieć do czynienia z prawdziwą epidemią prehistorycznych patronów poszczególnych stanów. Nawet pozycja orła bielika może zostać zagrożona. Jeśli naród się dowie, że ptaki prawdopodobnie wykształciły się przed milionami lat z gadów i że po raz pierwszy zaczęły latać 100 milionów lat temu, będzie to szok. A kilkadziesiąt milionów lat temu pojawili się przodkowie orłów, którzy mieli zęby, choć – tak jak dzisiejsze orły – polowali głównie na ryby. Nasz ptasi narodowy symbol, już bezzębny na szczęście, pojawił się na Ziemi milion lat temu, choć wtedy nie miał go jeszcze kto umieszczać na państwowych emblematach.
Zwrot w kierunku prehistorii może doprowadzić do poważnych przetasowań nazewniczych. Może jednak lepiej pozostać przy jeleniach, niedźwiedziach i bizonach.
Andrzej Heyduk