Kiedy Albert Einstein, po długiej chorobie, zmarł w wieku 76 lat, jego ciało miało zostać poddane kremacji. Jednak lekarz, który przeprowadzał sekcję zwłok geniusza, wyjął jego mózg z czaszki – mimo iż nie miał na to pozwolenia – i umieścił go w specjalnym słoju. Przez kolejne 43 lata przechowywał go i woził po Stanach Zjednoczonych...
Złodziej mózgu
17 kwietnia 1955 roku Albert Einstein trafił do szpitala w Princeton w stanie New Jersey z silnym bólem w górnej części brzucha. Od wielu lat cierpiał z powodu tętniaka aorty brzusznej. Guz bardzo się powiększył i doszło do wewnętrznego krwotoku. Lekarze chcieli natychmiast operować, ale Einstein nie zgodził się na zabieg. Miał wówczas powiedzieć: – Zrobiłem, co do mnie należało. Czas odejść. Następnego ranka zmarł.
Sekcję zwłok miał przeprowadzić dr Harry Zimmerman, osobisty lekarz Einsteina. W ostatniej chwili zastąpił go patolog Thomas Stoltz Harvey. Młody lekarz podjął wówczas decyzję, która ukształtowała całe późniejsze jego życie. Postanowił zachować mózg genialnego naukowca. Oprócz tego wyjął jego gałki oczne i przekazał Henry’emu Abramsowi, okuliście Einsteina.
Istnieją sprzeczne teorie na temat tego, czy rodzina wyraziła zgodę na poczynania lekarza. Dziennikarka Carolyn Abraham, autorka książki pt. Niezwykłe dzieje mózgu Einsteina, twierdzi, że mogła istnieć potajemna umowa pomiędzy Harveyem a bliskimi twórcy teorii względności, która upoważniała lekarza do zaopiekowania się mózgiem. Tej hipotezie zaprzecza jednak wnuczka Einsteina. Jej zdaniem patolog wyjmując mózg jej dziadka działał samozwańczo.
Dopiero kilka dni po fakcie patolog uzyskał aprobatę syna Alberta Einsteina. Syn zgodził się, choć niechętnie, na zakonserwowanie mózgu wielkiego ojca, pod warunkiem jednak, że zostanie on wykorzystany wyłącznie dla celów nauki, a wyniki badań trafią wyłącznie do poważnych wydawnictw, a nie żerujących na sensacji pseudonaukowych magazynów. Harvey przez resztę swojego życia usiłował wywiązać się z obietnicy danej synowi Einsteina, co okazało się trudniejsze niż mógł przypuszczać.
Z Einsteinem w bagażniku
Po pierwsze, kilka miesięcy po autopsji stracił pracę w szpitalu Princeton, prawdopodobnie z powodu tego, co zrobił. Jak również dlatego, że odmawiał oddania szpitalowi cennego nabytku. Wtedy Harvey zlecił laboratorium w Filadelfii fachową fragmentację mózgu na ponad dwieście kawałków. Proces ten zajął trzy miesiące. Kilka kawałków przekazał następnie Zimmermanowi, a resztę włożył do dwóch słoików wypełnionych formaliną i zachował dla siebie.
Zakonserwowany w ten sposób mózg wielkiego geniusza trafił do piwnicy prywatnego domu w Princeton. Lekarz następnie wyjechał z miasta w poszukiwaniu pracy. Kiedy jednak rozpadło się jego małżeństwo, a żona zagroziła, że pozbędzie się słojów z kontrowersyjną zawartością, Harvey przyjechał, by je odebrać. Tak rozpoczęła się bardzo długa tułaczka mózgu Einsteina po Stanach Zjednoczonych.
Pierwszym etapem była miejscowość Wichita w stanie Kansas, gdzie Harvey przez chwilę pracował jako kierownik medyczny laboratorium. Wówczas słoje z poćwiartowanym mózgiem fizyka przetrzymywał w pudełku pod chłodziarką piwa. Potem przeniósł się do Missouri. W wolnym czasie Harvey usiłował oddawać się badaniom nad zakonserwowanym organem, co nie było łatwe, ponieważ nie był z wykształcenia neurologiem. Co więcej, w 1988 roku przestał być nawet lekarzem, po tym jak stracił uprawnienia oblewając trzydniowy egzamin kompetencyjny.
Po tej porażce Harvey spakował słoiki i znów wyjechał do Kansas, by zatrudnić się jako zwykły robotnik pracujący przy taśmie produkcyjnej w fabryce plastiku. Wtedy zawarł znajomość z amerykańskim poetą Williamem Burroughs, znanym m.in. z tego, że podczas pijackiej zabawy zastrzelił swoją żonę. Ci dwaj od czasu do czasu spotykali się na wspólne popijawy, które organizowali na werandzie literata. Między jednym drinkiem a drugim Harvey opowiadał o swojej pracy nad mózgiem Einsteina. Burroughs chwalił się potem znajomym, że gdyby tylko zechciał, mógłby wejść w posiadanie fragmentu ciała wielkiego geniusza.
Sytuacja sięgnęła szczytu absurdu, kiedy Harvey powrócił do Princeton, skąd w towarzystwie dziennikarza Michaela Paterniti wyruszył na wyprawę przez całe Stany Zjednoczone z mózgiem Einsteina w bagażniku swojego buicka. Miał zamiar złożyć wizytę wnuczce genialnego naukowca, która mieszkała w Kalifornii. Prawdopodobnie rozważał nawet podarowanie jej słoi, ale ona nie była nimi zainteresowana. Miała bardzo złe zdanie o Harveyu i uważała go najzwyczajniej w świecie za złodzieja.
Całą tę przedziwną podróż Paterniti opisał potem w książce pt. Driving Mr. Albert: A Trip Across America with Einstein’s Brain, za którą zdobył w 1998 roku nagrodę National Magazine Award. W tym samym roku dr Harvey dojrzał do decyzji, by przekazać mózg specjalistom i oddał go dr. Elliotowi Kraussowi, patologowi z University Medical Center w Princeton. Harvey miał 43 lata, kiedy dokonywał sekcji zwłok Einsteina, a 86, gdy rozstawał się ze słojami. Mózgowi wybitnego fizyka poświęcił połowę swojego dotychczasowego życia.
Badania bez rewelacji
Na dodatek większość tych peregrynacji nie zaowocowała żadnymi sensownymi badaniami. Tak było przez pierwsze 30 lat osobliwej tułaczki mózgu Einsteina. Co prawda Harvey przez cały czas szukał naukowców, którzy zechcieliby podjąć się wyzwania, ale zainteresowanie było nikłe, a odzew głównie ze strony dziennikarzy węszących sensację. W końcu 1985 roku z patologiem skontaktowała się Marian Diamond, neurolog z Kalifornii, która prowadziła obserwacje komórek glejowych.
Kiedy Diamond zajęła się mózgiem Einsteina i porównała go z mózgami 11 innych mężczyzn, zaobserwowała, że u wielkiego myśliciela stosunek komórek glejowych do neuronów był wyższy niż w pozostałych próbkach. Na początku wyniki jej badań zrobiły furorę. Jednak świat nauki wkrótce zorientował się, że badania zostały przeprowadzone w niewłaściwy sposób, na niereprezentacyjnej grupie, a autorka pospieszyła się z wyciąganiem wniosków.
Innym naukowcom udało się zaobserwować brak pewnych ośrodków w mózgu Einsteina. To doprowadziło ich do stwierdzenia, że dzięki temu neurony mogły się szybciej ze sobą komunikować. Jednak obserwacje robiono jedynie w oparciu o zdjęcia mózgu, które Harvey wykonał podczas autopsji. Dlatego też nie miały one większej wartości. Za to w 2013 roku naukowcom udało się zaobserwować ważną rzecz. Dzięki nowoczesnej technologii, która umożliwiła dokonanie bardzo dokładnych pomiarów gęstości włókien ciała modzelowatego, udało się ustalić, że u Einsteina były one bardziej rozbudowane niż w innych testowanych mózgach, zarówno starszych, jak i młodszych osób. Dlatego też komunikacja pomiędzy półkulami mózgu słynnego fizyka była dużo sprawniejsza.
Jednak jak dotychczas badania nad jednym z najtęższych mózgów w historii ludzkości nie przyniosły żadnych przełomowych odkryć. Tajemnica geniuszu pozostaje dla neurologii wciąż nieodkryta.
Emilia Sadaj