W USA od lat trwa dyskusja o nielegalnej imigracji, szczególnie przez południową granicę kraju. Przez ostatnie dekady liczba nieudokumentowanych przybyszów z Meksyku i innych krajów Ameryki Łacińskiej rosła w miarę, jak polityczna i gospodarcza sytuacja w tych państwach pogarszała się. Jednak od pewnego czasu obserwowane jest bezprecedensowe zjawisko. Coraz większa liczba Latynosów przebywających w USA nielegalnie decyduje się dobrowolnie na powrót do krajów macierzystych...
Niepokojące trendy
Wydawać by się mogło, że jest to pozytywny rozwój wydarzeń. Jednak w gruncie rzeczy tak nie jest. Jak wynika z badań organizacji UC Merced, w roku 2020 liczba imigrantów w Stanach Zjednoczonych – zarówno legalnych, jak i nielegalnych – zmalała o prawie 3 proc., co jest najwyższym tego rodzaju wskaźnikiem od dwóch dekad. W Kalifornii ten sam wskaźnik szacuje się na 6 proc., co oznacza, że niemal milion imigrantów wyjechało z tego stanu.
Nie są to liczby bez znaczenia, ponieważ kalifornijska gospodarka, a szczególnie sektor rolnictwa, w znacznej mierze opiera się na pracy imigrantów, w tym głównie nielegalnych. Ich obecność jest od lat tolerowana, ponieważ gdyby ich nie było, nie istnieliby pracownicy sezonowi, zajmujący się zbieraniem i obróbką płodów rolnych. Szacuje się, że 75 proc. wszystkich ludzi zatrudnionych w kalifornijskim rolnictwie to nielegalni imigranci. Być może jednak udział nielegalnych jest znacznie wyższy od szacowanego.
Dwa zjawiska powodują, iż imigranci decydują się na powrót do swoich krajów: pandemia koronawirusa oraz polityka imigracyjna prowadzona przez amerykańską administrację. Ludzie przebywający w USA nielegalnie nie mogą liczyć na jakiekolwiek świadczenia społeczne oraz na przyzwoitą opiekę medyczną. Przykładowo, pracownicy wielkich magazynów Inland Empire i Central Valley unikają szukania pomocy w lokalnych szpitalach i zgłaszają się – o ile to możliwe – do tzw. klinik społecznych. Wynika to z tego, że jeśli złożyli już podanie o zieloną kartę, a potem skorzystają w jakikolwiek sposób z federalnego lub stanowego wsparcia, mogą stracić szansę na stały pobyt w USA. Administracja prezydenta Trumpa wprowadziła bowiem przepis o nazwie public charge rule, który automatycznie wyklucza przyznawanie statusu stałego zamieszkania osobom, które nie są w pełni samodzielne finansowo.
Życie w strachu
Lokalni prawnicy imigracyjni próbują tłumaczyć imigrantom, że na razie wspomniany przepis nie obowiązuje, gdyż został zawieszony przez sąd federalny, ale niewiele to pomaga. Luz Gallegos, dyrektor organizacji Training Occupational Development Educating Communities Legal Center, twierdzi, że ostatnio, wbrew jego poradom, rodzina składająca się z dwójki dzieci oraz ich matki i babci przeprowadziła się na meksykańską stronę granicy. Mimo że dzieci urodziły się w Stanach Zjednoczonych i są w związku z tym obywatelami kraju. Dzieci nadal chodzą do szkoły w Ameryce, czyli codziennie przekraczają granicę, co stwarza skomplikowaną sytuację.
Javier Lua Figureo wrócił do swojego rodzinnego miasta Michoacán po ponad 10 latach spędzonych w Stanach Zjednoczonych. Mówi, że wielu jego przyjaciół i członków rodziny zdecydowało się na podjęcie tego samego kroku: – Sytuacja w Meksyku nie jest idealna, ale przynajmniej mam dostęp do opieki zdrowotnej oraz zasiłku dla bezrobotnych. W USA nie miałem nic i żyłem w ciągłym strachu przed deportacją.
41-letni Pedro (który zataił swoje nazwisko w obawie przed konsekwencjami) pracował przez kilka lat przy zbiorze kalafiorów na polu w okolicach Los Angeles. Jednak latem pracę tę stracił i rozważa możliwość powrotu do Meksyku, ponieważ nie posiada żadnego ubezpieczenia medycznego i nie może liczyć na jakąkolwiek pomoc ze strony władz. Nielegalni imigranci nie dostali czeków w ramach programu pomocowego zatwierdzonego przez Kongres w maju. Władze stanowe stworzyły natomiast dla nieudokumentowanych osób fundusz w wysokości 125 milionów dolarów i wielu imigrantów dostało jednorazową zapomogę w wysokości 500 dolarów. Jednak później gubernator Gavin Newsom zawetował ustawę, która dawałaby tym ludziom dodatkową wypłatę w wysokości 600 dolarów.
Nie ma rzetelnych statystyk, które pokazywałyby, ilu dokładnie ludzi zdecydowało się w roku 2020 wrócić z USA do Meksyku i innych krajów. Jednak profesor socjologii Edward Flores twierdzi, że po raz ostatni tak masowy exodus populacji imigracyjnej miał w Kalifornii miejsce w czasie ostrego załamania gospodarczego w 2009 roku. Wtedy jednak liczba imigrantów spadła tylko o 1,6 proc. i szybko ponownie wzrosła. Tym razem przewiduje się, że większość ludzi opuszczających Stany Zjednoczone już nigdy tu nie wróci.
Rodzi to uzasadnione obawy o poważny brak rąk do pracy w następnych latach. Kalifornia jest jednym z największych producentów płodów rolnych na świecie i odpowiada za mniej więcej dwie trzecie dostaw dziesiątków warzyw, owoców i orzechów na rynek amerykański. Znajduje się tam 77 tysięcy gospodarstw rolnych, zarówno małej i średniej wielkości, jak i wielkich farm oraz plantacji. Zwykle w sezonie zbiorów siłę roboczą stanowią imigranci, a jeśli ich zabraknie, znalezienie ich zastępców wśród rodowitych Amerykanów jest praktycznie niemożliwe.
Prezydent elekt Joe Biden zapowiada, że zmieni politykę imigracyjną i stworzy warunki bezpiecznej pracy dla robotników sezonowych. Jednak wszystkie tego rodzaju poczynania wymagają zgody Kongresu, gdzie sprawy imigracji pozostają przedmiotem nieustannych sporów, z których zwykle nie wynikają jakiekolwiek konkretne decyzje. Prawdziwym testem dla rolnictwa w Kalifornii stanie się najbliższy sezon zbiorów, a zatem już wiosną może się okazać, czy normalne żniwa będą możliwe do przeprowadzenia.
Krzysztof M. Kucharski