W roku 1655 paulini z klasztoru na Jasnej Górze nie mogli świętować Bożego Narodzenia. Nie mogli w skupieniu i ciszy, jak to zawsze czynili, przygotować się do dnia narodzin Jezusa Chrystusa. Wokół klasztoru stały wojska szwedzkie. Strzelały działa. Zakonnicy, na czele z przeorem Augustynem Kordeckim, przemienili się w żołnierzy. Czterdzieści dni trwało oblężenie jasnogórskiego sanktuarium. Szwedzi byli przekonani, że łatwo go zdobędą. Ale musieli wycofać się spod murów 27 grudnia, w pierwszy dzień po święcie Bożego Narodzenia...
Wojna polsko-szwedzka
W 1655 roku nastąpił jeden z najbardziej krytycznych momentów w dziejach państwowości polskiej. Zagrożony został sam byt Rzeczypospolitej. Od roku trwała wojna polsko-rosyjska – Rosjanie opanowali większość ziem Księstwa Litewskiego. Na Ukrainie od siedmiu lat toczyło się antypolskie powstanie wzniecone pod dowództwem hetmana Bogdana Chmielnickiego. I wtedy do Polski wkroczyło doskonale wyszkolone wojsko szwedzkie, wspomagane dodatkowo niemieckimi oddziałami zaciężnymi. Sytuacja wydawała się beznadziejna.
Szwedzi weszli do Polski 19 lipca 1655 roku. W ciągu trzech miesięcy opanowali tereny Rzeczypospolitej. 4 września zdobyli Warszawę, 17 października Kraków. Trzeba przyznać, że niezwykle pomocna była w tym poddańcza postawa polskiej szlachty i duchowieństwa. Oczywiście nie całej szlachty i nie całego duchowieństwa, czego dowodem są paulini z Jasnej Góry.
Prawie wszystkie polskie województwa porzuciły króla Jana Kazimierza i przeszły na stronę króla Szwecji, Karola X Gustawa. Jan Kazimierz musiał ze swoim dworem i wiernymi żołnierzami opuścić granice Rzeczypospolitej. Schronił się na zamku w Głogówku, koło Prudnika, w księstwie opolsko-raciborskim. Przebywał tam przez dwa miesiące, do końca grudnia 1655 roku. Wtedy to, po udanej obronie Jasnej Góry, nastąpił zwrot w działaniach wojennych. Polacy z chaotycznej obrony przeszli do ataku na Szwedów.
Klasztor i Obraz
Początki istnienia jasnogórskiego klasztoru sięgają końca XIV stulecia. Wówczas książę Władysław Opolczyk sprowadził paulinów z ich macierzystego klasztoru na Węgrzech. Osadził ich na wzgórzu w pobliżu wsi Stara Częstochowa. Oddał im też drewniany kościół parafialny pod wezwaniem Najświętszej Panny Maryi Dziewicy i Rodzicielki. Pierwszych szesnastu zakonników węgierskich zamieszkało w murowanej strażnicy, obok kościoła.
Dwa lata po ufundowaniu klasztoru książę Władysław powierzył paulinom przywieziony z ziemi halickiej obraz Matki Boskiej z Dzieciątkiem. Wkrótce obraz zasłynął szczególnymi łaskami i cudami. Zaczął być znany jako obraz Matki Boskiej Częstochowskiej.
Legenda mówi, że namalował go sam św. Łukasz Ewangelista, w Jerozolimie, na desce stołu. W rzeczywistości obraz powstał w XIV wieku i jest dziełem nieznanego artysty włoskiego. Ten sam nieznany artysta namalował też szramy na policzku Matki Boskiej. Wykazały to szczegółowe badania obrazu, które zostały przeprowadzone w XX wieku.
Kolejna legenda, która głosi, że szramy pochodzą od miecza, bierze się z 1430 roku, kiedy to rycerze-rabusie napadli na klasztor i go splądrowali. Byli to Ślązacy, Czesi, Morawianie i Polacy, a wśród tych ostatnich starosta sanocki, Jan Kuropatwa. Nie spodziewał się starosta, że jego nazwisko będzie przez wieki wspominane z powodu tego haniebnego czynu.
Rabusie wyrwali obraz z ołtarza, okradli z kosztowności, cisnęli na ziemię i posiekali szablami. Po tej profanacji obraz został poddany renowacji w Krakowie. Cztery lata później, ozdobiony srebrnymi blachami, został uroczyście przeniesiony z powrotem na Jasną Górę.
W obawie przed tego rodzaju napadami rabunkowymi, królowie Zygmunt III Waza i Władysław IV kazali otoczyć klasztor ziemskimi wałami i przekształcili go w niewielką twierdzę: cztery bastiony, baszta ze zwodzonym mostem, suche fosy. To się bardzo przydało w 1655 roku, kiedy Szwedzi podeszli pod jasnogórski klasztor. Ale zaważyła postawa paulinów, a przede wszystkim ich przeora, Augustyna Kordeckiego.
Przeor Kordecki
Kiedy Szwedzi stanęli pod murami Jasnej Góry, przeor paulinów liczył sobie 52 wiosny. Od ponad dwudziestu lat był zakonnikiem. Nigdy wcześniej nie zajmował się polityką ani rzemiosłem wojennym. Sytuacja zmusiła go do jednego i drugiego.
Obowiązkiem przeora było dbać o klasztor i zakonników. W momencie, gdy cała Rzeczpospolita została zalana przez obcych żołdaków, którzy bez skrupułów palili domy i zabijali domowników, Augustyn Kordecki zrobił to, co zrobiła większość ówczesnej szlachty polskiej. Podporządkował się królowi szwedzkiemu – podobnie jak późniejszy król Jan Sobieski. W zamian przeor wynegocjował, że w murach klasztoru nie mogą stacjonować żadne oddziały wojskowe – ani polskie, ani szwedzkie. Dokładnie: żadne nowe oddziały, ponieważ klasztor miał własną żołnierską załogę.
Tłumaczy Sławomir Kopeć: „Postawa Kordeckiego nie powinna nikogo specjalnie dziwić. Początkowo szwedzki potop był, dla większości wykształconych obywateli Rzeczypospolitej, przede wszystkim sporem dynastycznym pomiędzy dwoma przedstawicielami rodu Wazów”.
Kiedy faktyczny król Szwecji, Karol Gustaw, najechał Polskę, Jan Kazimierz wciąż był tytularnym królem Szwecji. Jednak historycy uważają, że prawdziwym powodem napadu na Polskę był brak pieniędzy w kasie Karola Gustawa. Utrzymywał on liczne wojsko, a nie miał środków na żołd dla niego. Bogata Polska akurat nadawała się do łupienia. Zwłaszcza że z powodu wojen na wschodzie od strony morza była niemal bezbronna.
Podporządkowanie się paulinów królowi szwedzkiemu nie oznaczało jednak, że zakonnicy zgodzą się na zajęcie klasztoru przez Szwedów. Przeor Augustyn Kordecki, choć otrzymał od Karola Gustawa list żelazny gwarantujący bezpieczeństwo klasztoru, nie dowierzał Szwedom. Cudowny obraz Matki Boskiej Częstochowskiej został wywieziony do Mochowa koło Głogówka, gdzie także znajdował się klasztor paulinów. Na ołtarzu na Jasnej Górze umieszczono kopię obrazu.
Jedynym wyjściem była gra na przetrwanie, oczekiwanie na mroźną zimę i liczenie na to, że niedługo losy wojny się odwrócą. Przeor Kordecki zaczął więc przygotowywać się do oblężenia klasztoru.
Przygotowania do obrony
Licząc się z możliwością ataku, zakonnicy kupili 60 nowych muszkietów. Już trzy lata wcześniej – do czego zobowiązywała ich ustawa sejmu – wzmocnili załogę wojskową do 160 żołnierzy. Ale największą siłą obronną Jasnej Góry była artyleria: 24 działa, w tym 12 ciężkich. Do tego 70 zakonników i kilkunastu okolicznych szlachciców. Jednocześnie przeor Kordecki szukał pomocy u króla Jana Kazimierza i dowódców wojskowych, którzy nie przeszli na stronę Szwedów.
Jasna Góra nie była twierdzą z prawdziwego zdarzenia. Nie miała większego znaczenia strategicznego, nigdy nie znajdowała się w systemie granicznych umocnień. Nie znaczy to jednak, że jasnogórski klasztor był bezbronny.
Położony był na wzniesieniu, skąd roztaczał się dobry widok na nieprzyjacielskie wojsko. Otoczony murami, na których stały działa. Żołnierze byli dobrze wyszkoleni i uzbrojeni. W klasztorze znajdowały się wystarczające do długiej obrony zapasy jedzenia, wody i amunicji. Jak się okazało, klasztor miał także zdolnego dowódcę. Został nim sam przeor Augustyn Kordecki, zakonnik bez żadnego doświadczenia żołnierskiego.
Oblężenie
Szwedzi grabili w Polsce na ogromną skalę. Łupy wywozili galarami, Wisłą, do Gdańska. Rezydencje magnackie ogałacali do czysta. Nie zostawiali nawet pieców kaflowych, posadzek, marmurowych schodów. Nigdy nie zostały odzyskane zagrabione przez Szwedów dobra kultury polskiej. Dwa lwy z brązu, które znajdowały się przy warszawskim zamku, do dziś zdobią siedzibę królewską w Sztokholmie.
Najeźdźcy postanowili więc złupić także jasnogórski klasztor, najważniejsze sanktuarium maryjne Rzeczypospolitej. Spodziewali się ogromnych skarbów. Inicjatywa ograbienia Jasnej Góry wyszła od marszałka Wittenberga, który rezydował w Krakowie. Zadanie miał wykonać generał szwedzkiej kawalerii Müller. Zdobycie klasztoru paulinów nie wydawało się Szwedom trudnym zadaniem. Może nawet liczyli – skoro zakonnicy podporządkowali się wcześniej Karolowi Gustawowi – że wystarczy im tylko nakazać otwarcie bram, a jasnogórscy obrońcy opuszczą most zwodzony.
Szwedzi przybyli pod klasztor 8 listopada i zażądali natychmiastowego poddania twierdzy. Spotkali się ze zdecydowaną odmową przeora Kordeckiego. Nie mając wówczas jeszcze odpowiednich sił do ataku, wycofali się.
18 listopada pod Jasną Górę podszedł trzytysięczny korpus szwedzki, który – znowu nie uzyskawszy zgody na wejście do klasztoru – przystąpił do oblężenia. Obrońcy mieli przewagę w artylerii. Szwedzi, nie spodziewając się większego oporu, przywieźli z sobą tylko 8 dział. 24 armaty obrońców Jasnej Góry doprowadziły do tego, że atak na klasztor się nie udał.
Gorzej zrobiło się 10 grudnia. Pod murami stanął doświadczony artylerzysta Fryderyk Getkant – uprzednio na służbie Jana Kazimierza. Z nim przyjechały ciężkie działa oblężnicze. Rozpoczęło się ostre bombardowanie twierdzy. Zostały częściowo zniszczone mury obronne od strony północnej i w rejonie bastionu św. Trójcy. Ale jasnogórskie działa czyniły prawdziwe spustoszenie wśród oblegających. Szwedzi nie mogli dostać się na mury. Twardy i skuteczny opór zakonników zdumiewał ich. Dotąd byli przyzwyczajeni do łatwych zdobyczy.
Szwedzi, którym zaczęło brakować amunicji do dział, zabrali się za kopanie tuneli pod murami. 20 grudnia grupa obrońców pod dowództwem Jana Zamojskiego dokonała brawurowego wypadu z twierdzy. Zagwoździli dwa działa i wybili co do nogi kopiących tunel olkuskich górników, których Szwedzi zmusili do tej pracy.
W samą wigilię Bożego Narodzenia, po dostawie amunicji, atakujący ponownie zbombardowali klasztor od strony północnej, gdzie mury były już naruszone. Ostrzał był tak intensywny, że Szwedom pękła armata oblężnicza. Na murach, oprócz dział, stali jasnogórscy obrońcy z muszkietami, dowodzeni bezpośrednio przez przeora Kordeckiego. Szwedzi bali się podejść blisko.
Choć oblegających było ponad 3000, a obrońców około 200, generał Müller zdał sobie sprawę, że nie zdobędzie Jasnej Góry. Była zima. Mróz, śnieg. Szwedom brakowało amunicji i jedzenia. By zachować twarz, Müller napisał do Kordeckiego list, w którym zaproponował, że odstąpi od oblężenia, jeśli dostanie od paulinów 60 tysięcy talarów. Przeor Kordecki odpisał, że zapłaciłby na początku oblężenia, ale teraz nie może, gdyż szwedzkie wojsko dokonało zbyt wielkich zniszczeń w klasztorze.
27 grudnia Szwedzi odeszli spod Jasnej Góry. Losy wojny, czego oczekiwał przeor Kordecki, odwróciły się. Na wieść o zwycięskiej obronie klasztoru jasnogórskiego w Polaków wstąpił nowy duch. Górale odbili z rąk szwedzkich Nowy Sącz. Hetmani Stanisław Rewera Potocki i Stanisław Lanckoroński zawiązali konfederację w Tyszowcach, aby podjąć ponowną walkę z najeźdźcą. Na Podlasiu poniósł klęskę sprzymierzony ze Szwedami hetman Janusz Radziwiłł – zdrajca umarł w oblężonym Tykocinie. To wszystko miało miejsce jeszcze w grudniu.
Obrona Jasnej Góry nie miała zbyt wielkiego znaczenia militarnego. Ale było to pierwsze jednoznaczne zwycięstwo nad armią szwedzką. Heroiczna obrona klasztoru miała za to wielkie znaczenie psychologiczne. Polacy obudzili się, stanęli do walki. Karol Gustaw musiał wycofywać się z Polski niemal tak samo szybko, jak ją zdobywał.
Przeor Augustyn Kordecki zyskał sławę w Polsce. Ówczesny wojewoda pomorski Stanisław Kobierzycki tak o nim napisał: „Zaprawdę dziwić się można, skąd takiego doświadczenia tak nagle nabył człowiek całe życie zamknięty w klasztorze. On wszystko do obrony przygotował, pozycję dla armat i stanowisk wyznaczył, szopy pod murami z ziemią zrównał, robotników i straż nocami doglądał, żołnierzy słowem i hojnością zachęcał, zakonników krzepił, szlachcie zniechęconej serca dodawał, kiedy w końcu strach i zwątpienie poddać się i bramę otworzyć radziły, on sił oparł i na swoim postawił”.
Ryszard Sadaj
Reklama