Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 17:41
Reklama KD Market

Wołanie o pomoc

Tegoroczny okres świąteczny w USA jest inny niż zwykle, z oczywistych powodów. Więcej jest niepokoju, niestabilności i zwykłego strachu. Więcej jest też samotności w czasie celebracji związanych z Bożym Narodzeniem. Być może najsmutniejsze jest jednak to, że wielu Amerykanów znalazło się w sytuacji, w której muszą liczyć na pomoc innych... W kolejce po żywność W całym kraju istnieją tzw. banki żywnościowe, które w normalnych czasach zaopatrują w jedzenie ludzi praktycznie pozbawionych środków do życia. Chętnych do otrzymywania darmowej żywności nigdy nie brakowało, ale w tym roku placówki te biją wszelkie rekordy popularności. Nie może to specjalnie dziwić. Z sondażu organizacji Household Pulse Survey wynika, że 26 milionów mieszkańców USA, czyli 12 proc. całej dorosłej ludności kraju, nie jest w stanie zaopatrywać się w wystarczającą ilość produktów żywnościowych. Wskaźnik tzw. food insecurity jest dwa razy wyższy niż był przed rokiem i najwyższy od 22 lat. 30-letnia Karla Candelario mieszka wraz z mężem i dwójką dzieci w mieście Loudoun w stanie Wirginia. Jeszcze do niedawna pracowała w zakładzie opieki dla osób starszych, a jej partner był zatrudniony w budownictwie. Jednak w wyniku pandemii, która doprowadziła do zapaści gospodarczej, oboje stracili pracę i zostali w ten sposób bez środków do życia. Dziś Karla regularnie stoi w kolejkach do banku żywnościowego, mimo że nigdy przedtem nie musiała tego robić. Przyznaje, że gdyby nie ta pomoc, w jej domu nie byłoby co położyć na stół. Tegoroczne święta w rodzinie Candelario odbędą się wyłącznie dzięki darowiznom i pomocy społecznej. Karla twierdzi, że bank żywnościowy zaopatruje ją w dość bogaty zestaw spożywczy: drób, wołowinę, warzywa, jajka, ser, chleb, płatki śniadaniowe, ryż kawę, herbatę, etc. Każda wyprawa do banku daje jej zapasy pozwalające na przyrządzenie trzech posiłków dziennie przez 14 dni. Do supermarketu jeździ bardzo rzadko, głównie po takie artykuły jak mydło, szampon i proszek do prania. Dysponuje niezwykle ograniczonymi funduszami, a zatem musi zakupy robić bardzo ostrożnie. Przyznaje, że miała początkowo skrupuły z powodu tego, że zaczęła korzystać z darmowej żywności. Dziś jednak wie, że nie było innego wyjścia. Bank żywnościowy w Loudoun, który zwie się Loudoun Hunger Relief, żywi dziś prawie tysiąc rodzin tygodniowo, czyli ponad dwa razy więcej niż przed rokiem. Dyrektorka tej placówki, Jennifer Montgomery, twierdzi, że nigdy przedtem nie widziała u siebie tylu ludzi, którzy jeszcze przed kilkoma miesiącami nie potrzebowali żadnej pomocy i nigdy o nią nie prosili. Ten ostry kryzys żywnościowy dotyczy dziś nie tylko obszarów tradycyjnie ubogich. Loudoun Hunger Relief znajduje się w niezbyt dużej odległości od klubu golfowego należącego do prezydenta Donalda Trumpa. Tradycyjnie w okolicach tych nikt nigdy nie cierpiał z powodu głodu, ale dziś sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Walka o przetrwanie San Francisco-Marin Food Bank działa w dwóch powiatach Kalifornii, które należą do najzamożniejszych w kraju. Jednak dziś placówka ta zaopatruje w darmową żywność ponad 60 tysięcy domostw. Jeszcze w niedawnej przeszłości klientela tego banku żywnościowego składała się głównie z emerytów i ludzi najmniej zarabiających. Począwszy od połowy tego roku dramatycznie wzrosło zapotrzebowanie na żywność wśród setek ludzi, którzy stracili pracę w restauracjach, branży hotelarskiej, itd. Do zaostrzenia tego kryzysu przyczyniło się to, że po zamknięciu wielu szkół dzieci straciły dostęp do darmowych posiłków, oferowanych przez poszczególne okręgi szkolne. Oznaczało to natychmiastowy wzrost kosztów utrzymania rodziny. – Czasami w nocy muszę popłakać, bo moje dzieci poszły do łóżka głodne – mówi 38-letnia Maria Rojas, mieszkanka Hollywoodu. Do niedawna wraz z mężem mieli godziwe zarobki, prowadząc uregulowane życie z pięciorgiem dzieci. Posiłki, które pociechy dostawały w szkole, również pomagały, dopóki szkoła nie została zamknięta z powodu pandemii. Maria pracowała jako fryzjerka, jej mąż jako rzemieślnik. W marcu nagle wszystko się zmieniło. Zatrudnienie zniknęło, a przez pandemię do Hollywoodu i okolic przestali przyjeżdżać turyści. Dziś miejsce, które często nazywa się fabryką snów, jest znane również z czegoś zupełnie innego. W centrum miasta budowany jest wielki stadion SoFi, którego powstanie ma kosztować 5 miliardów dolarów. Jednak obecnie na placu budowy roi się od ludzi w żółtych kamizelkach, którzy rozdają pudła z żywnością osobom stojącym w długiej kolejce samochodów z otwartymi bagażnikami. Michael Flood, szef regionalnego banku żywnościowego, nie kryje, że jest poważnie zaniepokojony: – Wołanie o pomoc, które dociera do nas od głodujących ludzi, wzrosło dramatycznie. Zakładamy, że sytuacja nie poprawi się tak szybko. Kto wie, może będzie o wiele gorzej. Sytuacja w okolicach Los Angeles po raz ostatni była tak zła w roku 1929. Dziś co druga osoba w mieście twierdzi, że ma kłopoty finansowe, a przecież jest to konglomeracja licząca 13 milionów mieszkańców. Być może przyszły rok przyniesie pewną poprawę, w miarę jak coraz powszechniej ludzie w całym kraju będą szczepieni. Jednak specjaliści przestrzegają, że wiele milionów Amerykanów musi się liczyć z kilkoma niezwykle chudymi latami i nieustającą walką o finansowe przetrwanie. Natomiast pomysłu na zlikwidowanie w Stanach Zjednoczonych, najbogatszym kraju świata, problemu głodu, w dalszym ciągu nikt nie ma, łącznie z czołowymi politykami. Andrzej Malak
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama