Już dziś porównuje się ją do Meryl Streep. I nie tylko dlatego, że obie zaczęły swoje aktorskie życie po trzydziestce. Głównie z tego powodu, że żadna z nich, nawet jeśli zagrała w nienajlepszym filmie, nigdy nie położyła swojej roli. Ponadto obie aktorki mają te same życiowe priorytety: najpierw macierzyństwo, potem rodzina, a dopiero na trzecim miejscu kariera zawodowa...
Choć Amy Adams w każdym wywiadzie podkreśla, że jest zwykłą dziewczyną z Kolorado, to urodziła się w miasteczku Vicenza na północy Włoch. Było to 20 sierpnia 1974 roku. Jej ojciec, Richard Adams, pracował dla amerykańskiej armii i przez kilka lat wraz z rodziną mieszkał w europejskich bazach. Matka, Kathryn, zajmowała się półzawodowo kulturystyką, a także rodzeniem dzieci. Amy ma bowiem troje starszego i troje młodszego rodzeństwa. – Byłam czwartym dzieckiem, w samym środku siódemki, nikt nie okazywał mi uwagi – wspominała w jednym z wywiadów. Aktorka uważa jednak, że dzięki temu nauczyła się samodzielności i dbania o siebie.
Pierwsze siedem lat swojego życia Amy spędziła z rodziną w pobliżu włoskiej bazy wojskowej Caserma Ederle. Rodzina Adamsów nie mieszkała w samej bazie, tylko w położonym po sąsiedzku cywilnym miasteczku. Ojciec Amy pracował dla wojskowego szpitala. Kiedy dziewczynka miała 8 lat, wrócili całą rodziną do miasteczka Castle Rock w Kolorado. W 1985 roku małżeństwo Adamsów rozpadło się. Matka odeszła do kochanki – lesbijki, ojciec został sam z siódemką dzieci. Ponieważ trudno mu było utrzymać rodzinę, dzieci porozdzielano wśród zaprzyjaźnionych rodzin. Spotkało to również 11-letnią wówczas Amy.
Droga na scenę
Przyszłą gwiazdę Zaczarowanej zawsze ciągnęło na scenę, ale była pewna, że zostanie tancerką albo piosenkarką. Miłość do muzyki zaszczepił w niej ojciec, który po odejściu z wojska skoncentrował się na swojej pasji – śpiewaniu. – Mój ojciec śpiewał dla USO, a później w restauracjach. To jedne z moich najmilszych wspomnień z dzieciństwa: oglądanie, jak występuje – wspomina aktorka.
Kiedy w 1992 roku Amy ukończyła Douglas County High School w Castle Rock, rozważała karierę tancerki baletowej. Podjęła nawet pracę w teatrze muzycznym Boulder’s Dinner Theatre. Przed kamerę trafiła przypadkowo wygrywając casting do niewielkiej roli w czarnej komedii Michaela Patricka Janna Zabójcza piękność. Był rok 1999. Amy nie zamierzała zostać aktorką, po prostu potrzebowała pieniędzy na nowy samochód, a to była okazja do szybkiego zarobku.
Poza tym w tańcu nabawiła się kontuzji, która na jakiś czas wykluczyła ją z pracy na scenie. Amy chciała też jakoś zagospodarować nadmiar wolnego czasu. Na planie poznała kobiety, które dostrzegły w niej „iskrę bożą”: Kirsten Dunst, Denise Richards i przede wszystkim Kirstie Alley. Ta ostatnia powiedziała jej wprost: – Jesteś piękna, zabawna, utalentowana i pracowita. Spróbuj szczęścia w Los Angeles. I Amy spróbowała.
Aktorka z zasadami
Jej pierwsze role nie były zbyt wymagające. Najczęściej grała naiwne i zagubione dziewczyny z prowincji. Dla prawdziwego kina odkrył ją Steven Spielberg, obsadzając ją w roli Brendy Strong w szpiegowskiej komedii Złap mnie, jeśli potrafisz. Do dziś aktorka uważa, że było to największe zaskoczenie jej życia.
– Nie zastanawiałam się wtedy poważnie nad swoją przyszłością, szłam na żywioł i podobało mi się, że mogę stać przed kamerą. A nagle ktoś mi proponuje rolę u Spielberga, w której całuję Leonardo DiCaprio. Tego Leonardo DiCaprio! – opowiadała po latach dziennikarzom. Po tej roli poczuła, że patrzy na nią cały świat. Premiery, podróże, wywiady, słowa uznania od ludzi kina, ale też plotki, paparazzi i nieprzychylne komentarze na internetowych forach. Na szczęście wpojone od dzieciństwa zasady spowodowały, że nie dała się zwariować.
Adamsowie byli mormonami. I choć po rozwodzie rodziców Amy odeszła ze wspólnoty, wychowanie w tym nurcie spowodowało, że żyje świadomie w świecie wartości ogólnoludzkich, co wpływa również na wykonywany zawód. – Religia, w której zostałam wychowana, wyszła mi na zdrowie. Owszem, piję kawę i alkohol, czyli łamię zasady, ale uważam, że religia ma fundamentalne znaczenie dla postaci, które gram. Zawsze zaczynam od zastanowienia się, czy są wierzące i w co dokładnie – mówiła dziennikarzom.
Najlepsza, choć nienagradzana
Za swoje role otrzymała 13 nagród. Łącznie Amy Adams była nominowana do 78 wyróżnień, w tym pięć razy do najważniejszych – Oscarów. Po raz pierwszy Amerykańska Akademia Filmowy zauważyła ją w 2005 roku, kiedy to aktorka zagrała ciężarną małomiasteczkową piękność w niezależnym komediodramacie Świetlik w reż. Phila Morrisona. Później Akademia nominowała Amy do Oscara jeszcze pięć razy; za: Wątpliwość, Fightera, Mistrza i Vice. Za każdym razem jednak statuetki odbierał ktoś inny.
Przełomem w wyścigu do Oscara miała być jej najnowsza rola w Elegii dla bidoków („Hillbilly Elegy”) w reż. Rona Howarda. W ekranizacji bestsellerowej autobiograficznej powieści Jamesa Davida Vance’a, emitowanej aktualnie w sieci Netflix, Amy partnerowała Glenn Close. To historia trzech pokoleń rodziny wyjątkowo ciężko doświadczonej przez los, ich drogi do przetrwania, wzlotów i bolesnych upadków. Niestety, jeśli wierzyć pierwszym recenzjom krytyków, tym razem Amy nie ma na złotą statuetkę większych szans.
Adams nie ma (jeszcze) Oscara, ale ma za to na koncie dwa Złote Globy za „najlepszą rolę żeńską w filmie komediowym lub musicalu”. Pierwszą statuetkę zdobyła w 2013 roku za American Hustle w reż. Davida O. Russella. Jej bohaterką jest Sydney Prosser, femme fatale, która wyłudza pieniądze od wpływowych mężczyzn. Amy partnerowali m.in. Christian Bale i Bradley Cooper. Kolejną statuetkę odebrała dwa lata później za rolę Margaret Keane w filmie Tima Burtona Wielkie oczy. Aktorka zagrała słynną portrecistkę dzieci i kobiet, charakteryzujących się wielkimi oczami. Przez lata autorstwo obrazów przypisywał sobie jej mąż (w tej roli Christopher Waltz).
Rodzina na pierwszym miejscu
Aktorka rzadko opowiada o swoim życiu rodzinnym i ciężko wyciągnąć ją na pogaduszki. W wywiadach opowiada czasem o swoim zamiłowaniu do szybkiej jazdy samochodem czy motocyklem lub kolejek górskich. – Uwielbiam czuć, jak krew buzuje mi w żyłach. Boję się, ale tylko trochę, bo wiem, że ostatecznie mam wszystko pod kontrolą – wyznała kiedyś dziennikarzom.
Amy ma ustabilizowane życie rodzinne. Swojego męża, Darrena Le Gallo, zna od dwudziestu lat. Poznali się na zajęciach z aktorstwa. Małżeństwem są od pięciu lat, wychowują dziesięcioletnią córkę Avianę Oleę Le Gallo. W jednym z wywiadów Amy przyznała, że była o krok od decyzji, by rzucić karierę aktorską: – Patrzyłam na mojego męża i córkę i myślałam, że muszę wymyślić sposób, żeby to łączyć. Muszę albo zrezygnuję z pracy. Dałam radę. Pomogło jej przekonanie, że przede wszystkim jest matką, a dopiero później aktorką. – Z tej roli nie wychodzę nawet wtedy, kiedy pracuję. Nie chcę tego robić. Ja i moje postaci to zupełnie inne osoby, zostawiam je na planie, by nie przynosić złych emocji do domu. Nie wiedziałam tego jednak od razu, musiałam się tego na przestrzeni lat nauczyć – wyjaśniała dziennikarzom.
Wciąż marzy
Ponieważ jej pierwszą miłością była muzyka, Amy wciąż marzy o roli w musicalu. Co prawda ma już na koncie tytułową rolę w disnejowskiej produkcji Zaczarowana z 2007 roku. Adams była jedną z 300 aktorek marzących o roli księżniczki Giselle. Podczas castingu reżyser Kevin Lima nie miał jednak wątpliwości, kto go „zaczarował”. Ale bajka to nie to samo co musical dla dorosłych. Aktorka w najbliższym czasie chce zrealizować swój kolejny plan i otworzyć własną firmę produkcyjną. Jeśli trafi na scenariusz dobrego musicalu, zapewne znajdzie tam rolę dla siebie.
Amy Adams jest piękna, utalentowana, ma kochającego męża i córkę. Jedyne czego żałuje to zaniechania edukacji, którą ukończyła na szkole średniej. – Cóż, nigdy nie byłam jedną z tych osób, którym podobało się chodzenie do szkoły – przyznała w wywiadzie dla The Hollywood Reporter. Ale nikt nie wypomina jej braku dyplomu ukończenia szkoły aktorskiej. Bo diamentowy talent Amy sam się oszlifował.
Małgorzata Matuszewska
Reklama