Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 14:27
Reklama KD Market

Najsłynniejsza kochanka Europy

Na francuskim dworze za panowania króla Ludwika XV nie można było zdobyć żadnego urzędu, pensji ani łaski, jeżeli nie wstawiła się za tym jego metresa, madame de Pompadour. Nawet wielkie kraje mogły zawierać umowy międzynarodowe z Francją tylko wtedy, gdy była im ona przychylna. Podczas gdy inni europejscy władcy tego okresu utrzymywali metresy, we Francji to madame de Pompadour trzymała przy sobie króla... Przepowiednia Metresa już od lat była instytucją, która miała uprzyjemniać wolny czas francuskich władców. Metresy były społecznie szanowane. Jednak aż do czasów madame de Pompadour były nimi wyłącznie damy z arystokracji. Jeanne Antoinette Poisson, późniejsza madame de Pompadour, pochodziła z mieszczańskiej rodziny. Jej ojciec, skazany za malwersacje finansowe, przebywał poza Francją. Matka handlowała wyrobami ze skóry. Rodzinie nie brakowało pieniędzy. Dzięki zaradności matki i wsparciu kuzyna, finansisty de Tournehema, młoda Jeanne odebrała staranne wykształcenie. Uczyła się śpiewu, muzykowania, malowania, deklamacji oraz prowadzenia dowcipnej konwersacji. Za nauczycieli miała pisarzy, aktorów, malarzy. Później tego rodzaju umiejętności bardzo się jej przydały. Gdy Poisson miała 20 lat, wielki filozof francuski Wolter rzekomo powiedział o niej: – W swej młodości przeczytała więcej niż wszystkie stare damy w tym kraju. Jeśli rzeczywiście tak powiedział, to trzeba wziąć pod uwagę, iż Wolter nie był obojętny na kobiece piękno. A Poisson była przepiękną kobietą z dużymi oczami, długimi rzęsami i kasztanowymi włosami. Jej sylwetkę cechował kokieteryjny wdzięk, szelmowska delikatność. Więc Wolter prawdopodobnie przesadził w pochwałach. Kiedy miała 9 lat, Poisson usłyszała przepowiednię od wróżki, panny Lebon, że zostanie metresą króla. To rzeczywiście musiała być dobra wróżka, gdyż w tym czasie było nie do pomyślenia, wręcz wykluczone, aby zwykła mieszczka dostąpiła choćby zbliżenia się do króla Francji. Co dopiero wejść do królewskiego łoża. Wersal – dwór królewski – to było państwo w państwie, do którego dostęp miała wyłącznie arystokracja. Po latach, gdy madame de Pompadour znalazła się u szczytu władzy, przyznała pannie Lebon wysoką pensję państwową. Poisson nie zapomniała przepowiedni wróżki. Więcej, uwierzyła w nią i czekała, kiedy się spełni. Zostać metresą króla – to było jej celem. W 20. roku życia kuzyn finansista zapewnił jej korzystne zamążpójście. Wydał ją za swojego bratanka, niewiele znaczącego szlachcica, ale dość bogatego. W prezencie ślubnym Jeanne Antoinette otrzymała posiadłość Etoilles – mały zamek położony na skraju lasów królewskich, gdzie Ludwik XV często polował. W czasie nocy poślubnej przyrzekła mężowi: – Nigdy cię nie zdradzę, chyba że z królem Francji. Kiedy zakochanemu w niej bez pamięci mężowi urodziła córkę, zaczęła poszukiwać możliwości spotkania z królem. Ludwik XV miał wówczas 35 lat. Od piątego roku życia, po śmierci Króla Słońce i matki, był monarchą. Zdrowie mu nie dopisywało. Jego opiekunowie obawiali się, że nie zostawi po sobie następcy tronu. Więc gdy tylko ukończył 15 lat, postanowiono znaleźć mu dojrzałą kobietę, zdolną od razu do rodzenia. Wybrano o siedem lat starszą od niego Marię Leszczyńską, córkę żyjącego na wygnaniu we Francji polskiego ekskróla Stanisława Leszczyńskiego. Wbrew pozorom, to nie 22-letnia Maria rządziła w łóżku. 15-latek posiadł już większą wiedzę w tej dziedzinie. W wieku 19 lat Ludwik był już ojcem czwórki dzieci. Kiedy miał 31 lat, został dziadkiem. Gdy miał 35 lat, był już wszystkim znudzony. Królowaniem, wojnami, żoną, innymi kobietami. Nic nie było go w stanie zabawić. Ale zaintrygowała go kobieta, która, gdy wyjeżdżał na polowania, co rusz wchodziła mu w drogę na przemian to w karecie czerwonej, to w niebieskiej. Do pierwszej schadzki doszło zimą 1745 roku. Naturalnie nie było to żadną tajemnicą. Na dworze znany był każdy krok króla. Wystarczy wspomnieć, że tylko podczas porannej toalety usługiwało królowi około dwudziestu dworzan. A gdy siedział na „stolcu”, wydawał polecenia urzędnikom. Na dworze początkowo sądzono, że związek króla z mieszczką przetrwa kilka nocy, co najwyżej parę tygodni. Jednak już po kilku balach i pierwszych nocach miłosnych król zwierzył się swojemu kamerdynerowi Binetowi, że do spotkania panny Poisson z żadną kobietą nie doświadczył tego, jak wspaniała i pobudzająca może być mieszanina śmiechu, miłości i inteligentnej rozmowy. W szranki o to, żeby zostać królewską metresą, stawało wiele pięknych arystokratek. Więc gdy Ludwik uczynił Jeanne Antoinette swoją kochanką, na dworze utworzyła się wpływowa klika występująca przeciwko niej. Usiłowali wmówić królowi, że ośmiesza się w Europie, mając za kochankę prostą mieszczkę. Zakochany król odpowiadał, że jej wychowanie będzie mu sprawiało przyjemność. Markiza Niedługo po pierwszej schadzce król wyjechał na wojnę. Poisson rozwiodła się z mężem i uczyła się dworskiej etykiety – a to coś bardzo zawiłego, lecz nieodzownego na francuskim dworze królewskim. Pisała do Ludwika radosne listy miłosne. Wśród wielu odpowiedzi na jej listy, w jednym z nich był dekret mianujący ją markizą de Pompadour, wraz z przyznaniem jej praw własności do wielkich posiadłości ziemskich. Tym nadaniem Jeanne Antoinette osiągnęła rangę, która pozwalała jej oficjalnie przebywać na dworze królewskim. Po powrocie króla z wojny kochankowie przez cztery dni i noce nie opuszczali sypialni. To były jedyne dni, kiedy madame de Pompadour mogła czuć się beztroska. Następne 19 lat to był czas nieustannej walki przeciwko intrygującym dworzanom, zawistnym arystokratkom, a przede wszystkim przeciwko niebezpiecznej nudzie króla. W walce przeciwko markizie nie brała udziału królowa. Maria Leszczyńska była nawet zadowolona, że ktoś zajął się jej mężem. Ich małżeństwo trwało tylko z nazwy. Markiza de Pompadour okazywała królowej wielki szacunek, w przeciwieństwie do poprzednich metres króla. Za to królewska faworyta była szczerze znienawidzona przez trzy królewskie córki, zwane „panie ciotki”, niezamężne dewotki, mieszkające w Wersalu i żyjące plotkami. Ludwik XV był uosobieniem nudy. Pozostawiony samemu sobie lub przez kilka godzin obciążony sprawami państwowymi, z nerwów stawał się aż żółty na twarzy. Zaczynał wtedy myśleć o śmierci lub dręczył swoje otoczenie. Tego rodzaju nastroje były niebezpieczne dla metresy. Mogła wypaść z łask. Markiza wykazywała niezwykłe zdolności wyczuwania nastrojów króla i zaspokajania jego potrzeb. Organizowała bale, przedstawienia teatralne, wystawne polowania, przyjmowała z królem wizyty państwowe, zapraszała filozofów i poetów, takich jak Wolter i Monteskiusz. Do tego utrzymywała siatkę agentów, którzy informowali ją o wszystkich zdarzeniach na dworze. A przede wszystkim była najlepszą kochanką króla. Ludwik był nienasycony w życiu seksualnym. Im starszy, tym częściej wzmagały się jego potrzeby. Dzisiaj nazwalibyśmy takiego mężczyznę seksoholikiem. Markiza, mimo to, potrafiła mu dorównać. Do czasu. Dzięki tym zdolnościom madame de Pompadour miała takie wpływy, jakich nie miała królowa Francji i królewscy ministrowie. Ale wiele ją to kosztowało. W jej pamiętnikach można wyczuć prawie nieludzkie napięcie, jakiemu podlegała, aby stale podobać się królowi. W wieku 28 lat odezwała się w niej choroba z dzieciństwa – coś z płucami. Niektórzy historycy uważają, że to była choroba weneryczna, obecna na wszystkich ówczesnych europejskich dworach. Jej seksualność, mimo stosowania różnych afrodyzjaków, niemal wygasła. Park jeleni Wówczas madame de Pompadour obrała inną strategię, żeby tylko zachować swój wpływ na króla. Zamiast siebie, znalazła dla niego inne kochanki. W ten sposób mogła być pewna, że żadna arystokratka nie odbierze jej rangi metresy. A znała Ludwika jak nikt. Rozsyłała stręczycieli na cały kraj, aby kupowali 10-15-letnie dziewczęta i zwozili je do „parku jeleni”, budynku na terenie parku wersalskiego. Był to swojego rodzaju dziecięcy dom publiczny, gdzie dziewice przyuczane były do wykonania tylko jednego zadania: spędzenia nocy z królem. Były one głównym daniem „posiłków miłosnych”, które uwzględnione były nawet w dziennym programie dworskim. Markiza dbała, żeby żadna z młodych dziewcząt nie zdobyła zbyt wielkiego wpływu na króla. W ten sposób panowała nad życiem seksualnym Ludwika aż do swojej śmierci. Szczypta prochu Madame de Pompadour ostatnie tchnienie wydała w Wersalu, co samo w sobie było wielkim przywilejem. Bowiem zgodnie z etykietą w pałacu nie wolno było umierać nikomu poza członkami królewskiej rodziny. „Cóż pozostało po tej kobiecie? Traktat wersalski, który potrwa, ile może. Rzeźba Pigalle’a, obraz Van Loo i szczypta prochu” – napisał Diderot niedługo po śmierci madame de Pompadour. Wybitny filozof tym razem pomylił się. Postać markizy na trwałe zapisała się w pamięci potomnych. Jej wizerunek przeszedł przy tym wielką ewolucję. Catherine Thomas napisała o niej tak: „Już w XVIII wieku madame de Pompadour była obwiniana o wszelkie nieszczęścia, jakie spotkały Francję. Ludzie oskarżali ją o to, że rządziła zamiast króla, że trwoniła skarb królestwa, hańbiła pałac. Ten wizerunek utrzymał się w literaturze XIX-wiecznej. Ale postać historyczna powoli ustępowała miejsca pełnemu wdzięku symbolowi i teraz jej nazwisko przywołuje świat przyjemności i gracji”. Ryszard Sadaj
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama