Wyróżniająca się na rynku polskich dentystów w Chicago dr Ewa Koser mówi o tym, jak w Stanach studiować bez kompleksów, odnaleźć jakość życia, dźwigać bolesne łączenie kariery z macierzyństwem, szukać satysfakcji w wieku dojrzałym, a z menopauzy wyciągnąć co najlepsze!
Tatiana Kotasińska: Przypadek sprawił, że znajomy Polak jest pacjentem Fantastic Smiles, więc zapytałam o wrażenia z Waszego gabinetu. Oto, co powiedział: „Dr. Koser jest absolutnie skuteczna, precyzyjna i nigdy nie zaznałem bólu w jej gabinecie. Nie jest w żaden sposób nachalna, nigdy nie pokazuje w pracy negatywnych emocji, a połączenia tych jakości nie doświadczyłem u żadnego innego dentysty”. Jak się tego Pani słucha?
Dr Ewa Koser: – To miłe i onieśmiela. Każda kobieta lubi słuchać komplementów, ale przyjmować je trudno. Tak, na szczęście mam głównie Fantastycznych Klientów. :):)
Prowadzi Pani prywatną praktykę od 15 lat. Czy łatwe jest takie działanie biznesowe?
– Nie sądzę, że jest specjalnie trudne. Podejmowanie wyzwań jest w pewnym sensie oczywiste. Mam wokół siebie grupę świetnych ludzi, którzy mi pomagają, wcześniej miałam kilku mentorów i ciotkę neurologa, która mawiała: lekarzem się dopiero poczujesz po 10 latach praktyki…I tak rzeczywiście się stało. Od tamtego momentu już nie pytałam nikogo jak rozwiązać problem.
Od początku było tak łatwo?
– Po amerykańskich studiach pracowałam u dentysty, który był świetnym nauczycielem. Gdy kupił mały gabinet z czterema fotelami w odległym Coal City, próbował ściągnąć tam lekarza, ale nikt nie chciał. Mnie oszczędzał, bo daleko dojeżdżałam. Sama się zgłosiłam, że dojadę tam, jeśli on zainstaluje nowoczesny sprzęt. Wiedziałam, że nie będę miała lepszego doświadczenia niż bycie na czyimś budżecie. Pacjenci mnie polubili. Gdy byłam na macierzyńskim poszła fama i nikt w Coal City nie chciał iść do dentysty faceta!
Oto historia innej z Pani pacjentek… Dwóch dentystów mężczyzn zapewniało ją, że jedynki po zaplombowaniu będą się kruszyć i wielokrotnie je poprawiali, jeden po drugim. Bezskutecznie. ,,Potrzebne koronki…” – namawiali. Ale dr Koser łatwo je zaplombowała i jedynki nie ukruszyły się przez kilka lat. Pani mąż dodał do tego historię o tym, jak chodził do dentystów mężczyzn, a ci byli skoncentrowani na tempie pracy, dużych zabiegach a nie na bólu. Czy kobiety są lepszymi dentystkami?
– Kobiety są w ogóle lepsze we wszystkim. Są dokładniejsze, potrafią robić wiele rzeczy w tym samym czasie. Mężczyźni są lepszymi biznesmenami. My jesteśmy pszczółkami, dbającymi bardziej o innych niż o siebie, chcemy by było dobrze i miło. To się zaczyna zmieniać w nas dopiero w menopauzie. Wtedy zaczynamy być bardziej egoistyczne w zdrowym tego słowa znaczeniu.
No to chyba Bóg dał tę menopauzę kobietom? Co się zmieniło w Pani życiu w tym okresie?
– Trzeba ściągać okulary, by nie widzieć niektórych zmarszczek. Ale wreszcie wiem, że też muszę coś mieć dla siebie. I to nie łatwe, bo wszyscy się przyzwyczaili, że dbam o nich! Te zmiany trzeba sobie samej zapewnić. Czuję, że żyję, jestem szczęśliwsza.
Ukończyła Pani bardzo prestiżową Northwestern Dental School, a wcześniej stomatologię na Akademii Medycznej w Lublinie. Jak dokonywała Pani wyborów?
– Prosto po studiach przyjechałam do Chicago i mój przyszły mąż oświadczył mi się po… 5 tygodniach od poznania. Northwestern University i University of Illinois były wtedy tylko dwoma programami dla zagranicznych studentów. Aplikowałam na oba. Nie miałam żadnych kompleksów po ukończeniu studiów w Polsce. Ktoś w pociągu mnie zapytał, co studiuję i był zdziwiony, że będę lekarzem, bo wtedy to był głównie męski zawód. Podobnie nie dowierzała rodzina mojego męża – chcieli zobaczyć mój dyplom!
Naprawdę żadnych kompleksów?
– Wszyscy mnie wypytywali jaka jest różnica między szkołą dentystyczną w Polsce a tutaj. Kiedyś komuś powiedziałam, że w Polsce się używa drewnianych instrumentów, a tu metalowych. Nie zrozumiał żartu! Tu egzaminy zdawałam zawsze w pierwszym terminie, często na A, więc musiałam być bardzo dobrze przygotowana w Polsce. Pomagałam sobie łaciną. Moja polska edukacja była na najwyższym poziomie, co potwierdzili profesorowie z Northwestern.
W życiu też zawsze pewna siebie?
– Nie nauczyli nas aż takiej pewności siebie. Chciałabym być przewodniczącą klasy, ale się wstydziłam zgłosić. I dalej tego nie mam. Jak przyjdzie co do czego, to się boję… Na przykład konfrontacji.
Tato był inżynierem, mama nauczycielką, ciotki lekarzami. Czy inteligencki dom nie gwarantuje pewności siebie?
– Niekoniecznie, choć ojciec powtarzał córkom, że w życiu możemy robić, co chcemy. Siostrę namawiał, by została pilotem. Ja zawsze byłam ambitna, nawet jeśli nie najzdolniejsza w klasie, to ciężko pracowałam. Mama wspominała, że w pierwszej klasie płakałam, myśląc, że może się jeszcze wszystkiego nie nauczyłam. Chciałam być najlepsza.
Wymagająca od pracowników i od siebie, świetnie uczy i zarządza, lubiana przez personel perfekcjonistka. Sumienna, wesoła, lubi nowości technologiczne… Które z cech wymienionych przez panią menadżer Małgorzatę, najbardziej Panią określają?
– Czasem mam ostry sposób mówienia i surowy wzrok, spadek wojskowego wychowania ojca. I tego dziewczyny się boją, ale jak widzą moje słabe punkty, to natychmiast je wykorzystują. Później mnie olewają.
Powiedziała też: bardzo dobry człowiek z wrażliwym sercem, ale jednocześnie silna, z łatwością wykonuje zabiegi chirurgiczne…
– Dlaczego dentyści amerykańscy nie usuwają zębów? Bo się boją. W Polsce musiałam zaliczyć w ciągu roku (by go zaliczyć) 40 ekstrakcji zębów, tutaj w Ameryce tylko 5. W gabinecie potrafię zrobić wszystko, od sprzątania fotela po chirurgię.
Mąż powiedział, że lubicie tzw. jakość życia. Dzięki rozwojowi Waszych karier, pracujecie już nie po 70, ale najwyżej 40 godzin w tygodniu. Co to jest ta jakość życia i czy wiąże się z finansami?
– Jakość życia musieliśmy sobie wypracować, bo nie mieliśmy bogatych rodziców. Oszczędzaliśmy, a mąż finansista inwestował. Zdarzały się więc szybkie obiady w Subway. W piątki chodziliśmy na randki, by lekko zaszaleć. Dom marzeń kupiliśmy dopiero po 50-tce i nie kosztował milion dolarów, bo nie jest nam taki potrzebny.
Mąż wymienił jako jedną z Pani cech bezpośredniość, która nawet wpędza Panią w kłopoty. Mówił o kobiecie, która szybko jeździ samochodem i pracuje na bardzo wysokich obcasach…
– Czasem szybciej powiem niż pomyślę i kogoś urażę. Wolałabym być dyplomatką. Podejmuję decyzje, z których potem trudno wyjść. Mój mąż jest niższy ode mnie, ale bardzo pewny siebie, więc moje obcasy mu nie przeszkadzają.
Czemu Pani wybrała tego mężczyznę? Jesteście razem już 27 lat?
– Miał bardzo ciepły uśmiech, ładne zęby i dobrze mu z oczu patrzyło. Taka chemia. Mąż uwielbia moją polską rodzinę, a z pochodzenia jest Niemcem.
Ewa jest poważna, nie mogłaby być komikiem – powiedział mąż finansista z Lakeshore Financial Group… Zapewnił, że łączą Was sukcesy i podróże.
– Uwielbiam fakt, że mąż rozwija się w dziedzinie finansów, w której jest świetny. Nie podróżował wcześniej, bo dużo pracował, więc zaplanowałam wyjazd do Europy, gdzie nie miał dostępu do telefonów zawodowych. I odpuścił, bo zobaczył, że świat się nie zawalił, jak go nie było. Nie potrzebujemy luksusu, bywa, że na wakacjach obchodzimy się przekąskami z delikatesów w Madrycie… Kiedyś wszystko chciałam gotować sama. Teraz dla mnie jakość życia oznacza zrobienie na przyjęcie przystawek i zamówienie reszty jedzenia, zamiast gonienia po kuchni bez możliwości spędzenia czasu z ludźmi.
A jest Pani świadoma, że jest osobą magnetyzującą, przyciągającą ludzi?
– Córka mówi, że mam wyraz twarzy zołzy i pyta ciągle, czy jestem zła. Mam na pozór ostry sposób bycia.
Pewnie odczytuję ten pozór, bo odnoszę wrażenie, że Pani budzi sto procent zaufania. Czy każdy chce się zaprzyjaźnić z dr Koser?
– A to zaskoczenie, pewnie Pani wyczuła, że w przyjaźni jestem bardzo lojalna. Nie ma opcji, bym kogoś zawiodła. A w gabinecie mam pacjentów, którzy przychodzą do mnie już 20 lat…
Jest Pani oddana rodzinie, kocha polskie tradycje….
– Kiedyś byliśmy zaproszeni na Wigilię do szwagierki nowo upieczonej mężatki i długo czekaliśmy aż poda do stołu. I nagle słyszymy: „Is pizza ok?” Mnie się chciało płakać, bo to były drugie święta tutaj. Zapytałam teściowej, dlaczego nie ma Wigilii? Odpowiedziała, że jej córki są leniwe. Oznajmiłam, że odtąd Wigilia będzie u mnie. I poza szwagrem, który nie je ryb, wszyscy lubią polską tradycję. Nie zmusiłam się do zrobienia kurczaka tylko dla szwagra.
Stawiacie na edukację dzieci. Czy polskim zwyczajem pytacie dzieci dlaczego mają czwórki a nie piątki?
– Wymagam dobrych ocen, ale nie zmuszam, bo dzieci świetnie się uczą. Mój ojciec był bardzo wymagający, np. nie mogłam się spóźniać. Trzymałam się tego przez szacunek do niego. Moje dzieci próbują sportów: córka odnosi sukcesy w pływaniu, świetnie jeździ konno. Gdy były w zerówce już widziałam, że jest tu za dużo struktury, siedzenie przy stolikach, liczenie do 100. A one chciały się jeszcze bawić. Chciałabym dla nich świetnego polskiego dzieciństwa na podwórku a nie tylko pędzenia z edukacją do przodu.
Czy czasu dla dzieci (Kristine 15 l. i Jaś 17 l.) wystarcza przy prowadzeniu biznesu?
– Zawsze „biłam się” ze sobą w tej kwestii i to bym teraz zmieniła. Mój problem polega na tym, że ja nie czuję, że pracuję – ja to szczerze lubię. Nie ,,robię pieniędzy”. Zawsze bałam się, że za mało czasu spędzam z dziećmi. Kiedyś Kristine miała wysoką gorączkę, a ja miałam godzinę drogi do domu… Gnałam z językiem na brodzie. Ale zawsze chyba byłam w najważniejszych momentach ich życia. Mam taką elegancką bransoletkę z zawieszkami w kształcie serduszek i kiedyś córka powiedziała, że ona czekała i marzyła, by usłyszeć tą brzęczącą bransoletkę wieczorem… Tak na pewno nie powinno być.
Co jest jeszcze ważne w wychowaniu dzieci?
– Podróżujemy, bo oprócz architektury, sama lubię dzieciom pokazywać historię. Pamiętam, jak weszłam z rodzicami na Kasprowy, ten widok został mi w pamięci do momentu, gdy 20 lat później zobaczyłam go ponownie. Dzieci lubią jeździć do Polski i przyglądać się krajowi, z którego mama pochodzi.
Lobby w Fantastic Smiles jest nowoczesnym, pięknym, naturalnym miejscem, jakby kwintesencją dbania o zęby. A jaki jest Pani dom?
– Zupełnie inny, gdy tam pierwszy raz weszłam, to poczułam, że szukałam takiego właśnie miejsca tyle lat. Jestem teraz na Prowansji między Palatine a Roselle w romantycznym polskim dworku, gdzie zawsze coś kwitnie.
Mąż sam odśnieża?
– Nie, bo wytłumaczyłam mu, że to się nie opłaca.
Pani ma własne zdanie…
– Trzeba być niezależną. Ja się nie muszę pytać męża, czy mogę sobie kupić parę butów. Nie interesuje go, czy ja kupię nową kanapę. Moja teściowa kiedyś mi pomogła. Sama nie pracowała aż odchowała piąte dziecko, a jej mąż miał 3 prace. Potem zrozumiała, że powinna była pracować, odciążyć męża i wyjść z domu. Mężczyźni myślą, że my nie pracujemy, ale że sami robią najwięcej. Nie widzą pracy wykonanej w domu. Gdy mąż kiedyś zauważył, że znowu wydałam na ciuchy, teściowa skwitowała: „ Kupiła za swoje”. I nagle do jej syna dotarło, jaki jest mój status.
Jeździ Pani konno, dekoruje dom, uprawia ogród, śledzi wydarzenia polityczne, jeździ na nartach. Które z tych pasji sprawiają Pani największą przyjemność?
– Ogród zaczęłam uprawiać dwa lata temu, konie pojawiły się, jak dobiłam do 50-tki. Wszystko ta szalona menopauza. Definitywnie lubię różnorodność! Pewnie dlatego praktykuję stomatologię ogólną.
Dziękuję bardzo za rozmowę.
Rozmawiała: Tatiana Kotasińska
Reklama