Noszenie masek jako forma obrony przed koronawirusem pozostaje niezwykle kontrowersyjne. Szczególnie w USA, gdzie jest to obecnie problem wręcz polityczny. Tymczasem w krajach wschodniej Azji ludzie noszą maski od bardzo wielu lat, niezależnie od tego, czy jakaś choroba stanowi zagrożenie publiczne, czy też nie...
Ochrona czy autorytaryzm?
Jamie Cho wychowywała się w Korei Południowej, gdzie rodzice wpoili jej prostą zasadę – w miejscach publicznych dobrze jest zakrywać twarz maską, by strzec siebie i innych przez zarazkami. W swoim kraju Jamie nosiła maskę przez większość dzieciństwa, co było o tyle łatwe, że podobnie zachowywały się jej rówieśniczki. Ponadto dorosłe kobiety przywdziewały czasami maski z powodów niemających nic wspólnego ze zdrowiem – był to na przykład prosty sposób na ukrycie faktu, iż ktoś nie zdążył zrobić rano makijażu.
Cho pamięta jednak doskonale, że gdy przeniosła się wraz rodziną do Nowego Jorku, matka powiedziała jej, by nie nosiła maski, gdyż będzie to uważane za dziwne i że może stać się obiektem drwin. Maski weszły ponownie do użytku w obliczu pandemii koronawirusa, jednak w USA nigdy nie zostały powszechnie zaakceptowane. Niektórzy twierdzą, że zmuszanie ludzi do noszenia masek stanowi naruszenie konstytucyjnie gwarantowanych swobód obywatelskich. Inni kojarzą wszelkie nakazy „maskowe” za przejaw autorytaryzmu władz.
W takich krajach jak Korea Południowa, Japonia, Chiny i Tajlandia noszenie masek w miejscach publicznych było i jest nie tylko powszechne, ale również nigdy nie budziło żadnych sprzeciwów. Dobrym przykładem może być Hongkong, gdzie z powodu pandemii władze nie musiały nikogo namawiać do noszenia masek, gdyż były one zawsze powszechnie używane. Najnowsze sondaże wykazują, że 99 proc. mieszkańców byłej kolonii brytyjskiej nosi maski w miejscach publicznych. Ale nawet przed pandemią wskaźnik ten wynosił ponad 70 proc. Co więcej, nieliczni ludzie, którzy odmawiają noszenia masek, narażają się na w miarę powszechne potępienie, gdyż tego rodzaju zachowania uważane są za antyspołeczne.
Obecne poglądy dotyczące noszenia masek niewiele się zmieniły od czasu tragicznej w skutkach pandemii grypy w roku 1918. W USA już wtedy ludzie sprzeciwiali się przymusowemu zasłanianiu twarzy, podczas gdy w Azji nikt nie zgłaszał protestów. Mitsutoshi Horii, profesor socjologii w japońskim Uniwersytecie Shumei, twierdzi, że to właśnie wtedy w wielu azjatyckich krajach przyjął się zwyczaj noszenia masek. Tymczasem w krajach zachodnich ludzie przez pewien czas nosili je w obawie przed chorobą, ale już w roku 1919, gdy przypadki zachorowań znacznie spadły, wrócił pogląd, iż noszenie masek było w taki czy inny sposób nie na miejscu. W San Francisco powstała nawet organizacja o nazwie Anti-Mask League of 1919, która agresywnie broniła ludzi karanych przez władze za nienoszenie masek.
Problem dla Zachodu
Znamienne jest to, że kiedy pojawiły się pierwsze szczepionki przeciw grypie, władze Japonii ogłosiły, iż od noszenia masek ważniejsze było zaszczepienie się. Mimo to Japończycy nie porzucili osłon twarzy i stosują je do dziś. Tymczasem w takich krajach jak USA jeszcze kilka lat temu widok azjatyckiego pasażera samolotu z maską budziło zdziwienie, a często również dość niewybredne żarty.
Jeśli chodzi o Chiny, zwyczaj noszenia masek ma nieco inną genezę. W latach 1910-11 w Mandżurii doszło do epidemii tzw. dżumy płucnej, co spowodowało śmierć ponad 60 tysięcy ludzi. Jak po dzień dzisiejszy twierdzą specjaliści, powszechne stosowanie w tym okresie masek ograniczyło znacznie liczbę ofiar śmiertelnych, a później ludzie po prostu przyjęli, że stosowanie tego rodzaju ochrony przed chorobami winno być kontynuowane. Zresztą to właśnie wtedy chiński lekarz, który kształcił się na angielskim Cambridge University, wynalazł maskę znaną dziś jako N-95, która jest powszechnie stosowana przez lekarzy i pielęgniarki, a dziś również dostępna dla każdego w amerykańskich sklepach.
Nazwa tej maski bierze się stąd, że jest ona w stanie skutecznie filtrować 95 proc. wszystkich unoszących się w powietrzu cząsteczek, a zatem jest niezwykle skuteczna. Od wielu lat w Chinach ludzie noszą maski N-95, by chronić się przed grypą lub zwykłym katarem. Jest to również powszechnie stosowana praktyka w środowisku amerykańskich imigrantów o pochodzeniu azjatyckim, choć przed obecną pandemią wielu ludzi w USA narażonych było na krytykę lub nawet na rasistowskie żarty.
Eksperci twierdzą, że w Azji momentem przełomowym stała się epidemia choroby SARS w latach 2002-03, co spowodowało umocnienie się zwyczaju noszenia masek. I choć zaraza ta dotarła również do USA, na kontynencie amerykańskim nie spowodowała powszechnej akceptacji masek. Naukowcy uważają, że różnice między USA i krajami Azji mają pewne podłoże socjologiczne. Amerykanie często uważają się za niezależnych indywidualistów, którym nie powinno się niczego nakazywać, niezależnie od kontekstu. Natomiast wiele azjatyckich społeczeństw przywiązanych jest do zasad pewnego rodzaju kolektywizmu, czyli społecznej solidarności w obliczu poważnych problemów.
Innymi słowy, przymus noszenia masek to w USA często jarzmo, podczas gdy w Azji jest uważany za wymóg obywatelskiej odpowiedzialności. Ponadto mieszkańcy krajów azjatyckich zwykle posiadają mocno rozgałęzione rodziny i utrzymują ze sobą znacznie bliższe kontakty niż w USA, co powoduje, iż społeczna odpowiedzialność ma również wymiar czysto rodzinny.
W kwietniu tego roku kanclerz Austrii Sebastian Kurz wyraził obawy, że powszechne noszenie masek w jego kraju wymagać będzie „głębokich zmian, gdyż jest to zwyczaj obcy naszej kulturze”. W opinii tej zawarł problem, który do dziś stoi przed krajami Zachodu.
Andrzej Malak
Reklama