W idealnym państwie, które budował Hitler, nie było miejsca na niepełnosprawnych obywateli. Dlatego nazistowskie Niemcy wprowadziły obowiązek przymusowej sterylizacji osób upośledzonych lub kalekich. To jednak Führerowi nie wystarczyło. Trzeba było coś zrobić z całymi rzeszami chorych, którzy zalegali szpitale psychiatryczne oraz ośrodki opiekuńcze. Temu miała służyć owiana ponurą sławą Akcja T4...
Tiergartenstrasse 4
Pod tym niewiele mówiącym skrótem ukryty został program masowej zagłady osób psychicznie i fizycznie niedorozwiniętych. W latach 1939-1945 hitlerowcy poddali przymusowej eutanazji dziesiątki tysięcy chorych ludzi z Niemiec i z terenów okupowanych. Uprawnieni do tego lekarze wybierali pacjentów, których stan oceniali jako najgorszy i podejmowali decyzję o uśmierceniu dla rzekomego skrócenia ich cierpienia.
Sama nazwa Aktion T4 powstała po wojnie od adresu siedziby administracyjnej całego przedsięwzięcia, która mieściła się w Berlinie przy ulicy Tiergartenstrasse 4. Jej utworzenie dało początek wielkiej akcji eksterminacji ludności przeprowadzonej przez nazistów, ponieważ osoby niepełnosprawne były pierwszymi ofiarami niemieckiego ludobójstwa. W ramach Akcji T4 wypracowano także „wydajną” metodę grupowego uśmiercania gazem, którą potem stosowano w obozach koncentracyjnych.
Higiena rasowa
Naczelny wódz III Rzeszy chciał stworzyć kraj, który będą zamieszkiwać ludzie wyłącznie czystej rasy aryjskiej. W swych chorych marzeniach o „lepszym” narodzie niemieckim Hitler inspirował się ideologią zwaną eugeniką negatywną (z gr. eugenes – dobrze urodzony). Zakłada ona selektywną reprodukcję społeczeństwa, tak by wyeliminować ryzyko przekazywania dalszym pokoleniom wadliwych genów. Silne, zdrowe jednostki potrzebne były III Rzeszy, zwłaszcza że Hitler miał w planach prowadzenie wojen. Chorzy psychicznie i niedorozwinięci nie pasowali do jego wizji państwa niemieckiego. Dodatkowo utrzymywanie przytułków, szpitali psychiatrycznych oraz renty dla inwalidów wiązały się z nie lada wydatkami.
Dlatego w lipcu 1933 wprowadzono w Niemczech przymusową sterylizację dla osób z dziedzicznymi wadami, takimi jak schizofrenia i epilepsja. Co ciekawe, wymóg dotyczył nawet uzależnionych od alkoholu oraz innych form nieprzystosowania społecznego. Dążono do tego, aby przepis objął również niepełnosprawnych fizycznie, ale tu trzeba było wykazać się dużą ostrożnością w formułowaniu paragrafów, ponieważ wszechwładny minister propagandy III Rzeszy Joseph Goebbels miał zdeformowaną prawą nogę. Szacuje się, że pomiędzy 1933 a 1939 rokiem przymusowej sterylizacji poddano w Niemczech 360 tysięcy ludzi.
Prośba o łaskę śmierci
Hitlerowi to nie wystarczało. Zamierzał nie tylko zapobiegać rodzeniu się ułomnych obywateli, ale również wyeliminować ze społeczeństwa tych, którzy już byli dla niego ciężarem. Jednocześnie zdawał sobie sprawę, że opinia publiczna nie jest gotowa na to, by zaakceptować zabijanie ludzi nieuleczalnie chorych. Wiedział, że takiego przedsięwzięcia nie będzie można przeprowadzić w czasach pokoju.
Tym, co zainicjowało rozpoczęcie programu Akcja T4, była petycja wysłana do kancelarii Hitlera przez rodziców ciężko chorego dziecka, które przyszło na świat ślepe, bez jednego ramienia, z niedorozwojem stopy oraz upośledzeniem umysłowym. List zawierał prośbę o łaskę śmierci dla ich synka. Hitler nakazał swojemu osobistemu lekarzowi Karlowi Brandtowi zbadać dziecko i dokonać eutanazji. Polecił też podobne postępowanie w innych tego typu przypadkach. Chłopiec najprawdopodobniej nazywał się Gerhard Kretschmar i zmarł od zastrzyku z trucizną w lipcu 1939 roku.
Zaledwie trzy tygodnie później utworzono Komitet Rzeszy do Celów Naukowego Rejestru Dziedzicznych i Wrodzonych Chorób. Dzięki tej instytucji możliwa stała się kontrola narodzin upośledzonych dzieci. Od tej pory akuszerki asystujące przy porodach miały obowiązek zgłaszania przypadków, jeśli zachodziło podejrzenie, że noworodek jest ciężko chory. Również lekarze pediatrzy oraz pielęgniarki środowiskowe musiały zawiadamiać odpowiednie organa o istnieniu w danej rodzinie niepełnosprawnego dziecka.
Na personel szpitali, zakładów opieki oraz domów starców nałożono obowiązek zgłaszania pacjentów, którzy przebywali w tych placówkach ponad 5 lat lub którzy cierpieli na schorzenia ujęte w specjalnych wykazach (epilepsja, demencja starcza, paraliż itp.). Lekarze często myśleli, że chodzi o wyselekcjonowanie pacjentów, którzy nadają się do przymusowych robót i specjalnie przejaskrawiali niesprawność swoich podopiecznych nieświadomie im szkodząc.
W październiku 1939 roku Hitler wystosował specjalną dyrektywę antydatowaną na wrzesień. Upoważnił w niej swojego osobistego lekarza Karla Brandta i szefa swojej kancelarii Philippa Bouhlera do wyznaczenia lekarzy, „tak, żeby osobom według wszelkiego prawdopodobieństwa nieuleczalnie chorym wobec zupełnie krytycznej oceny stanu ich zdrowia można było zapewnić łaskawą śmierć”. Był to w praktyce nakaz eksterminacji ludzi umysłowo upośledzonych.
Komory gazowe na kółkach
Następnym krokiem, pod centralnym już kierownictwem Brandta i Bouhlera, była zorganizowana akcja wywożenia wyselekcjonowanych chorych do miejsc, w których dokonywano przymusowej eutanazji. Zazwyczaj pacjentów kilka razy przewożono z jednej placówki medycznej do następnej, tak by rodziny i lekarze stracili orientację w tym, gdzie przebywa dana osoba. Zakaz odwiedzin tłumaczono trudnymi okolicznościami wynikającymi ze stanu wojny.
Pacjentów uśmiercano zwykle w przeciągu 24 godzin i kremowano. Do rodziny wysyłano urnę z prochami (przypadkowymi, bo ofiary palono zbiorowo) i certyfikatem zgonu, na którym widniała fałszywa przyczyna śmierci. Akcję T4 realizowano w Niemczech, jak i na terenach okupowanych. Ofiarami nazistowskiego programu padło tysiące podopiecznych szpitali psychiatrycznych w Polsce.
Jak zabijano? Na cztery sposoby. Dzieciom podawano zwykle śmiertelne dawki barbituranów lub morfiny. Małych pacjentów zabierano na rzekome szczepienie, z którego już nigdy nie wracali. Bardzo często ich mózgi trafiały do centrów badawczych i były podstawą dla licznych prac naukowych przez wiele lat po wojnie. Dorosłych chorych nieraz po prostu rozstrzeliwano. Tak było prawdopodobnie w przypadku podopiecznych szpitala psychiatrycznego w Chełmie. 12 stycznia 1940 roku żołnierze SS zabili w ten sposób 440 pacjentów. Z kolei w Kulparkowie pod Lwowem naziści odcięli szpital od dostaw jedzenia i opału, doprowadzając do śmierci głodowej setek chorych psychicznie pacjentów.
Na szeroką skalę stosowano uśmiercanie za pomocą gazów trujących. Komory gazowe instalowano zwykle w piwnicach zamków. Jednym z takich miejsc, gdzie uśmiercono chyba największą liczbę niepełnosprawnych, był zamek Sonnenstein w Pirnie koło Drezna. Od czerwca 1940 do końca 1941 roku zagazowano tam prawie 14 tysięcy osób. W Polsce testowano mobilne komory gazowe, czyli okute mosiężną blachą, uszczelnione filcem wozy dostawcze. Do środka za pomocą odpowiedniej instalacji wpuszczano tlenek węgla lub spaliny samochodowe. Pacjenci byli często uśmiercani podczas jazdy. Transport docierał na miejsce pochówku z „gotowymi” do pogrzebania zwłokami.
To właśnie na chorych psychicznie i upośledzonych wypracowano skuteczne metody masowego zabijania ludzi, które potem wykorzystano w obozach zagłady w Sobiborze, Bełżcu czy Treblince. Połowa pracowników zatrudnionych do obsługi tych obozów zdobywała swoje doświadczenie podczas Akcji T4.
Eksterminacja pacjentów zakładów psychiatrycznych w Polsce trwała praktycznie od początku wojny, od września 1939 roku. Schemat był zawsze ten sam. Kierownictwo nad daną placówką obejmował niemiecki dyrektor. Od tego momentu obowiązywał zakaz wypisywania pacjentów do domów. Tym lekarzom, którzy złamaliby zakaz, groziła kara śmierci. Jednocześnie cały czas do szpitala przyjmowano nowych podopiecznych. Część byłych pacjentów szpitala wzywano na rzekome badania kontrolne.
Tak było w przypadku placówki w Kochanówce (dziś szpital im. Józefa Babińskiego w Łodzi), gdzie 140 osób, które kiedyś przeszły leczenie w tym zakładzie i od dawna prowadziły normalne życie, w lipcu i sierpniu 1941 roku zgłosiło się po otrzymaniu wezwania na kontrolę. Wszystkich pacjentów następnie „ewakuowano”, czyli w mobilnych komorach gazowych wywożono do zbiorowych mogił w lesie. W sumie w Łodzi eksterminowano do połowy 1941 roku 1126 chorych.
Fabryka aktów zgonu
Mimo iż dokładano starań, aby program przymusowej eutanazji przeprowadzano dyskretnie, informacje o mordach na upośledzonych dzieciach i dorosłych przedostały się do opinii publicznej. Mówiło się również, że w tych samych miejscach zagłady uśmierca się ciężko rannych żołnierzy. W miejscowości Hadamar w czasie deszczu na ulice opadły prochy z ludzkimi włosami.
Rodziny zabitych niepełnosprawnych zaczęły orientować się, że na aktach zgonów wpisywana jest zmyślona przyczyna śmierci. I tak np. podawano, że pacjent zmarł na zapalenie wyrostka robaczkowego, podczas gdy wiele lat wcześniej organ ten już mu usunięto. Kiedy indziej rodziny z jednego miasta dostawały akty zgonów w tym samym dniu. To właśnie preparowanie tysięcy nieprawdziwych aktów zgonów zajmowało lekarzom większość roboczego dnia.
Pogłoski o regularnej akcji zabijania niepełnosprawnych nasiliły się już w 1940 roku. Niemieccy obywatele wpadli w panikę i masowo wypisywali swoich bliskich z różnych instytucji opiekuńczych. Lekarze często pomagali rodzinom ponownie wystawiając chorym diagnozę tak, by nie spełniała kryteriów programu przymusowej eutanazji. Ludzie zaczęli słać do Kancelarii Rzeszy petycje. Zorganizowano kilka protestów. Oliwy do ognia dolały kazania wygłoszone w lipcu i sierpniu 1941 roku przez niemieckiego biskupa katolickiego Clemensa Augusta von Galena, który otwarcie skrytykował nazistowski rząd za Akcję T4. Groziło mu za to zesłanie do obozu koncentracyjnego, ale Goebbels sugerował, aby poczekać, aż sprawa ucichnie. W 2005 roku Galen został beatyfikowany przez papieża Benedykta XVI.
Program przymusowej eutanazji niepełnosprawnych oficjalnie zawieszono 24 sierpnia 1941 roku, ale faktycznie eksterminacja trwała nadal. Od tej pory więcej wysiłku wkładano w zachowanie pozorów. Kiedy chorych przewożono w inne miejsce, eskortujące ich służby miały na sobie białe szpitalne fartuchy. Tymczasem byli to zwykli funkcjonariusze SS. Ostatnią ofiarą programu był prawdopodobnie 4-letni niepełnosprawny chłopiec, Richard Jenne, który zginął już po kapitulacji Niemiec, w szpitalu pod Monachium 29 maja 1945 roku, po podaniu mu zastrzyku z trucizną.
Ile istnień ludzkich pochłonęła Akcja T4? Do niedawna sądzono, że w ten sposób zginęło około 70 tysięcy dorosłych i dzieci. Obecnie, dzięki nowym badaniom archiwalnym, uważa się, że przymusowej eutanazji poddanych mogło zostać niemal 300 tysięcy ludzi. Po wojnie lekarze zaangażowani w Akcję T4 zostali osądzeni podczas procesów norymberskich. Kierujący programem eutanazji Karl Brandt, osobisty lekarz Hitlera, został skazany na śmierć przez powieszenie. Wyrok wykonano 2 czerwca 1948 roku.
Emilia Sadaj
Reklama