Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 07:30
Reklama KD Market

Rosja w USA

Laura Walters jest amerykańską dziennikarką, działającą na zasadzie wolnego strzelca. Latem tego roku dostała propozycję napisania artykułu o rosnących wpływach politycznych Chin w Nowej Zelandii. Zaoferowano jest za to sumę 250 dolarów. Ponieważ Laura nie widziała w tej propozycji niczego zdrożnego, napisała artykuł i wysłała go do organizacji o nazwie Peace Data... Pod kontrolą Kremla Wkrótce dostała wynagrodzenie oraz email z podziękowaniami od Alice Schultz, która podawała się za szefową ds. komunikacji w organizacji Peace Data. Jednak nie wiadomo, czy taka osoba w ogóle istnieje. Agenci FBI powiadomili serwisy społecznościowe Facebook i Twitter, iż Peace Data to z całą pewnością formacja kontrolowana przez Kreml. Jej celem jest werbowanie amerykańskich dziennikarzy o lewicowych poglądach do pisania tendencyjnych tekstów, które mogą być następnie krytykowane jako przejaw radykalizacji Partii Demokratycznej lub w ogóle zwrotu Ameryki na lewo. Śledztwo w tej sprawie wykazało, że w sumie zwerbowano do napisania artykułów sześciu dziennikarzy. Wszyscy oni dostali bardzo szybko wynagrodzenie za swoją pracę, ale przyznali później, że ludzie z Peace Data nie tylko sugerowali im tematy, ale starali się nakłaniać piszących do wyrażania konkretnych poglądów. Niektórzy z ich oponowali, ale większość godziła się na stawiane im warunki. Jeden z dziennikarzy, który zgodził się na napisanie tekstu o postaci Juliana Assange’a, wyznał potem, że w czasie pracy nad tym tekstem wywierano na niego naciski, by ostateczny materiał miał „odpowiedni” wymiar polityczny. Gdy pojawiły się pod adresem Peace Data konkretne oskarżenia, agencja Reuters dostała oświadczenie od Bernadetty Plaschil, rzekomo jednej z głównych redaktorów tej organizacji, w którym stwierdziła, że jest zbulwersowana oskarżeniami i zaprzeczyła, by Peace Data miała cokolwiek wspólnego z rosyjską propagandą. Walters ze swojej strony twierdzi, iż po prostu dała się nabrać i była zaskoczona tym, iż prorosyjska organizacja medialna działała w sposób tak wyszukany i sprawny. Czym zatem jest organizacja Peace Data? Jak wynika z danych FBI, jest to fasada Agencji Badań Internetowych, która w imieniu rządu Rosji publikuje różne treści po angielsku i arabsku. Jej głównym zadaniem jest sianie politycznego zamieszania w USA i Wielkiej Brytanii. Prócz werbunku amerykańskich reporterów stosowana jest również metoda kreowania kompletnie fikcyjnych autorów, piszących „niezależne” teksty. Wszystko wskazuje na to, iż trzy osoby mające być stałymi pracownikami Peace Data w rzeczywistości w ogóle nie istnieją, łącznie ze wspomnianą Alice Schultz. Internet i zimna wojna Profesor politologii Thomas Rid twierdzi, że stosowane obecnie przez Kreml metody do złudzenia przypominają te z okresu zimnej wojny, tyle że dziś możliwe jest wykorzystywanie Internetu, by błyskawicznie propagować różne treści, a dawniej trzeba było polegać na słowie drukowanym. Rosja Putina prowadzi intensywne działania na rzecz zakłócenia zbliżających się w USA wyborów prezydenckich, co dla specjalistów nie jest wielkim zaskoczeniem, gdyż podobne działania miały miejsce w roku 2016. 13 lutego tego roku przedstawiciele służb wywiadowczych USA zorganizowali dla kongresmenów briefing, podczas którego zaprezentowali swoje najnowsze ustalenia na temat działań Moskwy. Wniosek był jeden – Moskwa znów stara się ingerować w amerykańskie wybory. Teza ta jest bardzo dobrze udokumentowana, ale jest systematycznie ignorowana przez Biały Dom. Dla przypomnienia, przed poprzednimi wyborami prezydenckimi, które odbyły się 8 listopada 2016 roku, rosyjskie trolle stworzyły ponad 80 tysięcy oryginalnych wpisów na Facebooku i 131 tysięcy na Twitterze. Wszystkie te materiały miały wpłynąć na wyborcze decyzje Amerykanów. Senacka komisja do spraw wywiadu opublikowała obszerny raport, którego sporządzenie trwało prawie trzy lata. Komisja ustaliła, że prezydent Rosji Władimir Putin podjął decyzję o zorganizowaniu włamań na konta mailowe powiązane z Partią Demokratyczną i jej ówczesną kandydatką na prezydenta Hillary Clinton, a były szef sztabu wyborczego Trumpa, Paul Manafort, współpracował z Rosjanami, w tym z oligarchą Olegiem Deripaską oraz człowiekiem, który jest zapewne agentem rosyjskiego wywiadu. Tym razem rosyjskie działania z pewnością nie będą tak śmiałe i oczywiste, gdyż stało się to zbyt ryzykowne. Tworzenie fikcyjnych organizacji medialnych jest znacznie bezpieczniejsze i zapewne tak samo skuteczne, a zatem przedsięwzięcia takie jak Peace Data są dla Kremla znacznie bardziej opłacalne. Tyle że amerykańskie serwisy społecznościowe stosują obecnie znacznie bardziej agresywne działania na rzecz blokowania treści tendencyjnych, fałszywych lub w oczywisty sposób powiązanych z krajami trzecimi. Laura Walters twierdzi, że czuje się wykorzystana i krytykuje własną naiwność. Ostrzega też swoich kolegów przed wpadaniem w podobne pułapki. Wprawdzie jej zawodowa kariera nie ucierpiała z powodu napisania artykułu dla Peace Data, ale czuje się oszukana i zamierza wszelkie dalsze propozycje pisania tekstów traktować z ogromną podejrzliwością. Problem polega jednak na tym, że formacji podobnych do Peace Data mogą być setki, a ich zdemaskowanie nie jest procesem łatwym, gdyż są one często skutecznie skrywane przez inne organizacje, w tym teoretycznie wiarygodne. Amerykańscy analitycy mają dla wyborców jedną zasadniczą radę – wszelkie treści sieciowe trzeba traktować z ostrożnością i lepiej jest polegać na tradycyjnych kanałach informacyjnych, w których ingerencja Rosji jest trudna lub praktycznie niemożliwa. Przykład Walters pokazuje, że praktycznie wszyscy mogą dać się nabrać, łącznie z ludźmi, których zawodowym zadaniem jest dociekanie prawdy. Andrzej Heyduk
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama