Carlotta urodziła się w Monachium. Dziś zajmuje się malowaniem portretów, ale przez wiele lat jej życie zdominowane było przez rzadką dolegliwość, o której niemal nigdy się nie wspomina. Jest to prozopagnozja, czyli zaburzenie percepcji wzrokowej, polegające na upośledzeniu zdolności rozpoznawania twarzy znajomych lub widzianych już osób, a w niektórych przypadkach także ich wyrazu emocjonalnego, przy niezaburzonej percepcji wzrokowej innych obiektów. Innymi słowy, osoba cierpiąca na prozopagnozję widzi wszystko normalnie z wyjątkiem ludzkich twarzy...
Rzadki fenomen
Choroba ta została rozpoznana i nazwana w 1947 roku przez niemieckiego neurologa Joachima Bodamera. Jest zjawiskiem rzadkim, gdyż dotyczy mniej więcej 2 proc. ludzkiej populacji. Prozopagnozja jest przeważnie dolegliwością wrodzoną, odziedziczoną genetycznie po przodkach, choć czasami dochodzi do niej w wyniku uszkodzenia mózgu.
Choć publiczne dyskusje na ten temat należą do rzadkości, w literaturze i kinematografii pojawiają się postaci, które cierpią na tę niezwykłą dolegliwość. Oliver Sacks, profesor neurologii w Columbia University i autor licznych publikacji popularnonaukowych, opisał własne zmagania z prozopagnozją. W filmie pt. Vinci jeden z bohaterów cierpi na tę przypadłość, nie rozpoznając nawet własnych dzieci, natomiast film Twarze w tłumie z 2011 roku opowiada historię kobiety cierpiącej na to zaburzenie. W powieści dla młodzieży pt. Podtrzymując Wszechświat jeden z głównych bohaterów, nastolatek Jack, cierpi na prozopagnozję. Przypadłość ta pojawia się także u głównej bohaterki thrillera psychologicznego Randka autorstwa Louise Jensen.
Jednak Carlotta przez wiele lat nie miała pojęcia, dlaczego nie potrafiła rozpoznawać twarzy. Gdy w latach 60. zaczęła chodzić do szkoły, skrzętnie ukrywała fakt, iż nie jest w stanie rozpoznawać swoich nauczycieli, a nawet własnej matki. Rodzicom nie mówiła na ten temat ani słowa, a w szkole szybko stała się odludkiem i była obiektem licznych drwin ze strony kolegów i koleżanek. Po pewnym czasie zaczęła spisywać cechy charakterystyczne swoich nauczycieli – np. ubiór, fryzurę, itd., by móc ich rozpoznawać nie po twarzy, ale po innych przymiotach.
Władze szkolne zaczęły podejrzewać, że Carlotta ma trudności z nauką i powinna w związku z tym chodzić do specjalnej szkoły. Rodzice dostali list na ten temat, ale go zignorowali, gdyż uważali, że ich córka nie ma żadnych problemów, które mogłyby utrudniać jej naukę. Po każdym dniu spędzonym w szkole Carlotta biegła do domu i zamykała się w swoim pokoju, gdzie czytała setki książek. Marzyła o tym, by odseparować się od świata na jakimś odludziu.
Autoportret z dotyku
Edukację skończyła w wieku 17 lat. Szukała pracy, ale zależało jej na zajęciach, które można wykonywać w izolacji od innych ludzi. Ponieważ lubiła konie, zatrudniła się w stadninie, gdzie zajmowała się szczotkowaniem sierści zwierząt. Później pracowała jeszcze jako kierowca ciężarówki. Jednak jej idealnym zatrudnieniem stała się praca w roli operatorki projektora w kinie. W pokoju projekcyjnym siedziała absolutnie sama, a jednocześnie mogła za darmo oglądać liczne filmy. Zrozumiała wtedy, że jej problem z rozpoznawaniem twarzy dotyczył wyłącznie ludzi. Bez trudu identyfikowała zwierzęta, z wyjątkiem szympansów – „ich twarze były zbyt podobne do ludzkich” – powiedziała wiele lat później.
W wieku 23 lat Carlotta wreszcie zrealizowała swoje marzenia. Kupiła jacht i przez rok pływała wzdłuż wybrzeży Australii w całkowitej samotności. Żywiła się głównie łowionymi rybami, a czas spędzała na czytaniu i podziwianiu natury. Musiała oczywiście od czasu do czasu zawijać do portów i kontaktować się z ludźmi, ale ponieważ były to osoby całkowicie jej nieznane, problem z niezdolnością do rozpoznawania twarzy nie miał wówczas żadnego znaczenia.
Przez wiele następnych lat Carlotta podróżowała po świecie, by w wieku 40 lat wrócić do Monachium. Pewnego dnia czekała w aptece na zrealizowanie recepty i zaczęła przeglądać leżące na stoliku pismo medyczne. Zupełnie przypadkowo natknęła się na artykuł o prozopagnozji. Była zszokowana – po raz pierwszy znalazła coś, co definiowało jej przypadłość i co dowodziło, że nie była głupia lub opóźniona w rozwoju, a jedynie chora na rzadkie schorzenie. Jej rodzice już nie żyli, ale Carlotta utrzymywała kontakt ze swoją ciotką, Susanne, która również cierpiała z powodu prozopagnozji, choć jej objawy były znacznie mniej dokuczliwe.
Nieco później Carlotta przeczytała intrygujący artykuł o możliwości malowania autoportretów na podstawie dotykania własnej twarzy, która jest „pagórkowatym, trójwymiarowym krajobrazem, wymagającym przetransponowania na dwa wymiary”. Carlotta spróbowała namalować własny portret i od tego czasu zajmuje się wyłącznie tym. Dziś ma na swoim koncie ponad tysiąc autoportretów, które są o tyle dziwne, że na każdym z nich autorka wygląda inaczej, a czasami jej twarz przybiera niemal surrealistyczne cechy. Warto pamiętać, że Carlotta nie maluje tych obrazów siedząc przed lustrem. Odtwarza swoją twarz wyłącznie na podstawie dotyku.
Jej dzieła pokazywane były w różnych galeriach niemieckich i zainteresowały Valentina Riedle’a, neurologa i zapalonego filmowca. Postanowił on nakręcić o niej dokument. Początkowo Carlotta wzbraniała się, ale potem wyraziła zgodę. Praca nad tym filmem, zatytułowanym Zagubiona w twarzy, rozpoczęła się w 2015 roku. Dokument zaprezentowano po raz pierwszy w ubiegłym roku. Valentin pokazał obraz jej mózgu, wykonany metodą rezonansu magnetycznego (MRI). Wynika z niego, że mózgowie Carlotty jest zupełnie normalne, a zatem źródło jej schorzenia jest zbyt małe, by było widzialne. Riedle nie ukrywał przed nią faktu, iż jej choroba jest nieuleczalna. Gdzieś w głębi mózgu nie działa odpowiednio grupa neuronów i medycyna nic nie jest w stanie zrobić, by problem ten wyeliminować.
Andrzej Malak
Reklama