Sprawcą jednego z największych aktów ludobójstwa w dziejach był król Belgii Leopold II Koburg. To za sprawą tego monarchy – ale nie bez udziału jego poddanych – w Kongo zostało bestialsko zamordowanych 10 do 15 milionów czarnoskórych. W Belgii stoją setki pomników, popiersi, placów i ulic poświęconych sprawcy tego barbarzyństwa. Jednym z najwyższych odznaczeń w Belgii jest Order Leopolda II. Jednak ostatnio nastawienie Belgów do okrutnego władcy zaczęło się zmieniać...
Burzenie pomników
Belgowie. Sympatyczny, pracowity naród. 11 milionów Belgów mieszka na obszarze 30,5 tysiąca kilometrów kwadratowych. (Polska: 312 tysięcy kilometrów kwadratowych). W Belgii żyją ludzie wielu narodowości, także Polacy. Od turystów, którzy byli w Belgii, często można usłyszeć, że to kraj, w którym chcieliby zamieszkać. Ale kiedy się wie, że ten kraj ponosi odpowiedzialność za nieco zapomniane dziś, ale monstrualne ludobójstwo, którego dokonano nieco ponad 100 lat temu, człowiek zaczyna mieć wątpliwości, czy Belgia to dobry kraj do zamieszkania.
Od dnia, kiedy w Minneapolis na skutek brutalnej akcji policji zginął George Floyd, w Belgii trochę ubyło pomników i popiersi Leopolda II. Niektórzy Belgowie nawet chcą, żeby po Leopoldzie II nie pozostał żaden materialny ślad. Tylko że wtedy ludzie mogliby całkiem zapomnieć, iż król Belgii był ludobójcą. Dlatego, wydaje się, burzenie pomników nie jest dobrym pomysłem. Powinny pozostać jako ostrzeżenie, przypomnienie, świadectwo ciągle wracających historycznych tragedii. Walter Benjamin, filozof, napisał: „Niczego, co się kiedyś wydarzyło, nie powinno się uważać za stracone dla historii”.
Po tragicznej śmierci George’a Floyda w innych krajach także obalano pomniki. Najczęściej były to posągi handlarzy niewolników i ich właścicieli. Także te, które upamiętniały w Ameryce chwałę konfederatów, ale i walczących z nimi żołnierzy Unii – za masakrę Indian. Na Alasce przeniesiono do muzeum pomnik Aleksandra Andriejewicza Baranowa, rosyjskiego kolonizatora Alaski, winnego mordowania Aleutów, rdzennych mieszkańców tych obszarów.
W Anglii obalono pomniki handlarzy niewolników: Francisa Drake’a i Edwarda Colstona. Ten drugi, podobnie jak król Leopold w Belgii, został upamiętniony na wielu pomnikach, w nazwach placów i różnych instytucji. Za życia był znanym filantropem. Jednak pieniądze, którymi się dzielił, splamione były krwią sprzedawanych w niewolę mieszkańców Afryki. Próbowano też obalić pomnik Badena-Powella, twórcy skautingu. Jako wojskowy był uczestnikiem wojen kolonialnych. Jego pomnik był jednak zbyt solidny, nie udało się go zniszczyć i na razie mu odpuszczono.
Nad Wisłą został obalony jeden pomnik – księdza Henryka Jankowskiego w Gdańsku, oskarżonego o pedofilię. W Polsce, co jest wyjątkowe w porównaniu do innych krajów, pomniki są przyozdabiane – szalikami piłkarskich klubów, koszulkami z napisem „konstytucja”, a ostatnio flagami z tęczą.
Chciwy i lepszy od innych
W 1865 roku Leopold II Koburg objął po zmarłym ojcu belgijski tron. Miał wtedy 30 lat. A Belgia dopiero od 35 lat była państwem niepodległym. Leopold II już jako następca tronu interesował się wielką polityką. Wiedział, że wiele europejskich państw ma swoje kolonie – Wielka Brytania, Francja, Niemcy, Holandia, Portugalia. Belgia nie miała. Leopold zaś uważał, że dopiero posiadanie kolonii uczyni Belgię znaczącą w świecie i bogatą.
Więc jak tylko zasiadł na tronie, dążył do zdobycia kolonii. Chciał nawet zbrojnie napaść na Holandię, aby zagarnąć jej kolonie. Ale Belgia była monarchią konstytucyjną, podobnie jak Anglia, więc każda ważniejsza decyzja króla musiała uzyskać zgodę rządu oraz parlamentu. Te instytucje nie chciały wspierać pomysłu chciwego monarchy. Leopold był wściekły. Mówił, że nie dość, iż Belgia jest małym krajem, to dodatkowo zamieszkałym przez małych ludzi – miał na myśli parlamentarzystów. Przy każdej okazji powtarzał, że Belgia musi mieć swoją kolonię. To stało się jego obsesją.
Belgia, młode państwo, nie dysponowała flotą, którą można by wypłynąć w poszukiwaniu ziem do zdobycia. Poza tym terenów do kolonizacji było już bardzo mało. Niesprzyjające warunki nie powstrzymywały Leopolda. Snuł wizje zajęcia Fidżi, Nowej Gwinei, Abisynii. Ale na jego drodze wciąż stał belgijski parlament, który takie wyprawy uważał za nazbyt duże obciążenie finansowe dla państwa. Wydawało się, że kolonialne marzenia króla legły w gruzach. I wtedy Leopold II poznał Mortona Stanleya.
Sławny sadysta
Morton Stanley, znany podróżnik, odkrywca dopływów rzeki Kongo, awanturnik łasy na pieniądze. Zasłynął z odnalezienia zagubionego w Afryce innego podróżnika, Davida Livingstone’a. Kiedy go odnalazł, pozdrowił – według niego samego – znanym obecnie powiedzeniem: „Doktor Livingstone, jak mniemam”. Za zasługi dla Wielkiej Brytanii w Afryce otrzymał Krzyż Wielki Orderu Łaźni i związane z nim szlachectwo.
W drugiej połowie XIX wieku Stanley znalazł się w Kongo. Był to jeden z nielicznych afrykańskich terenów, który jeszcze nie został skolonizowany. W kolonizacji Konga Stanley widział wielkie pieniądze, także dla siebie samego. Próbował nakłonić do zajęcia tego obszaru Wielką Brytanię. Ale Anglicy już mieli kłopoty ze swoimi koloniami, nie byli zainteresowani. Wtedy z tą samą propozycją Stanley zwrócił się do króla Leopolda II. Ten tylko czekał na taką okazję.
Leopold sfinansował wyprawę Stanleya do Konga, żeby ten jeszcze lepiej się rozeznał, na czym tam można najlepiej zarobić. Z powodu braku zgody parlamentu na oficjalną kolonizację Konga, król Leopold musiał się jej podjąć jako osoba prywatna. Pieniędzy mu nie brakowało, miał wiele rodowych majątków.
Po zabiegach na europejskich dworach, liczące 2,5 miliona kilometrów kwadratowych terytorium Konga zostało sprezentowane Leopoldowi podczas berlińskiej konferencji kolonialnej. Charlie English – autor niedawno wydanego historycznego reportażu o Kongo pt. Przemytnicy książek z Timbuktu – tak opisał ową konferencję: „Delegaci rozmawiali przez trzy miesiące bez ani jednego Afrykańczyka. Kiedy rozstawali się w lutym 1885 roku, założone przez Leopolda Międzynarodowe Afrykańskie Stowarzyszenie uznano za rząd nowego Wolnego Państwa Kongo, tworząc w ten sposób prawne ramy do plądrowania tego terytorium. I ustalony został ogólny zarys podziału Afryki”.
Król Belgów obiecał walczyć z niewolnictwem, biedą i zacofaniem w Kongo, z którego uczyni republikę wolnych tubylców. W ten sposób uspokoił europejską opinię publiczną. W rzeczywistości Kongo stało się prywatnym państwem Leopolda. I gigantycznym obozem zagłady.
W realizacji zbrodniczych poczynań pomagali mu ochotnicy z całej Europy, w tym wspomniany już Morton Stanley. Ten łasy na kość słoniową i złoto awanturnik, odznaczony później przez Anglików szlachectwem, w Kongo okazał się zwyczajnym sadystą i mordercą. Tubylcy nazywali go Bula Matarii. On sam z dumą rozgłaszał, że oznacza to „Burzyciel skał” – jako że używa dynamitu do budowy dróg. W rzeczywistości było to wulgarne określenie: „jajogniot”. Bowiem Stanley znany był ze znęcania się nad afrykańskimi mężczyznami przez miażdżenie kamieniem ich jąder. A Charlie English napisał o nim wprost, że „strzela do Murzynów, jakby to były małpy”.
Stanley stoi na czele długiej listy europejskich oprawców, którzy za żołd belgijskiego króla dopuszczali się wyjątkowo ohydnych zbrodni na ludach zamieszkujących dorzecze Konga. Życie tubylców nie miało dla nich żadnej wartości. Powszechną karą za najmniejsze nawet uchybienie było ucinanie kończyn.
Ulubioną metodą pewnego szwedzkiego najemnika było karanie rodziców śmiercią ich dzieci. Z kolei Belg o nazwisku Permentier zabawiał się strzelaniem z okna swojego domu do zbyt wolno przechodzących robotników. Bezkarność Belgów sprzyjała takim patologicznym zachowaniom. Urządzali sobie, na przykład, zawody w strzelaniu do czarnoskórych.
Kosze z dłońmi
Gdy tylko przedstawiciele Leopolda II pojawili się w Kongo, zaczęła się eksploatacja tamtejszych dóbr naturalnych, połączona z okrutnym traktowaniem tubylców. Belgom zależało przede wszystkim na dwóch produktach: kości słoniowej, wartej tyle co złoto, i kauczuku służącego do produkcji wielu wyrobów. Kongiem zaczęła rządzić grupa powiązanych ze sobą spółek.
Za niewolniczą pracę czarnoskórym przyznawano racje żywnościowe. Ale były one tak małe, że zakuci w kajdany tubylcy umierali z głodu i wycieńczenia. Belgowie zorganizowali brutalny system kar za nieposłuszeństwo lub niewystarczające dostawy surowców. Obcinali dłonie, stopy, nosy i uszy. Do dziś zachowały się makabryczne fotografie z Konga przedstawiające pozbawione kończyn kobiety, dzieci i mężczyzn. Robili je sami oprawcy.
Próby ucieczki do dżungli karano śmiercią. Za bunt pacyfikowano całe wioski. Setki kilometrów kongijskiej ziemi to był paraliżujący wygląd: wyludnione obszary usłane milionami trupów.
Do realizacji swej ludobójczej polityki Belgowie postanowili dodatkowo zaangażować także czarnoskórych. Pod groźbą śmierci niektórych z nich wcielano do oddziałów Force Publique, które były podporządkowane belgijskim oficerom.
Peter Forbat w swojej książce The River Congo opisuje, że przydziały kauczuku – jeśli ktoś nie wyrobił normy – spłacano częściowo w obciętych dłoniach. Dłonie były zbierane przez żołnierzy Force Publique i przez samych tubylców. Zdarzały się też wojny, podczas których wioski były atakowane przez innych tubylców, a głównym celem było zdobycie dłoni, ponieważ normy były niemożliwe do wyrobienia.
Peter Forbat: „Kosze wypełnione obciętymi dłońmi, składane u stóp europejskich dowódców, stały się symbolem Wolnego Państwa Kongo. Zbieranie dłoni stało się zwyczajem samym w sobie. Żołnierze Force Publique przynosili je do dowództwa zamiast kauczuku, nawet zbierali je zamiast kauczuku. Dłonie stały się swego rodzaju walutą”.
Obrońca czarnoskórych
Leopold II nigdy nie był w Kongo. Niektórzy myślą, że to zwalnia go od odpowiedzialności za wynaturzone okrucieństwa, jakich dopuścili się opłacani przez niego ludzie. Że niby nie wiedział, co naprawdę dzieje się w Kongo. Ale Leopold II nie był tym, który mógłby nie wiedzieć, co dzieje się w jego państwie. Raporty z kolonii spływały na jego biurko i zawierały między innymi informacje o torturowaniach czarnoskórych. Nie mogli też o tym nie wiedzieć członkowie rządu i brytyjskiego parlamentu.
Dopóki państwo zyskiwało na niewolniczej pracy czarnoskórych, milczeli. Inne państwa, które wcześniej niż Belgowie były obecne w Afryce, miały tam swoich informatorów. Wszyscy udawali, że nic nie wiedzą o dokonującym się w Kongu ludobójstwie. W innych koloniach także bestialsko postępowano z tubylcami, jednak nie aż na tak skalę jak w Kongo.
Aż pojawił się człowiek, który postanowił zareagować – Edmund Morel. Brytyjski dziennikarz i – dzisiaj byśmy tak określili – obrońca praw człowieka. Interesował się Afryką. Doszło do niego, co dzieje się w Kongo. Zebrał materiał dowodowy, którym były fotografie odrąbanych dłoni i stóp. Przeprowadził wywiady z białymi misjonarzami w centralnej Afryce, którzy mówili mu o rzezi czarnoskórych w Kongo. Z tą wiedzą rozpoczął kampanię informującą opinię publiczną o belgijskim okrucieństwie.
Morel był człowiekiem upartym i dobrze zorganizowanym w pracy, którą uznał za swoją misję. Pisał artykuły do gazet i dołączał do nich makabryczne zdjęcia. Organizował publiczne protesty. Wpraszał się na audiencję u europejskich monarchów, którym przedstawiał dowody ludobójstwa króla Belgów i jego wykonawców. W ogóle zapoczątkował ruch społeczny na rzecz zakończenia mordów w Afryce, a zwłaszcza w Kongo.
Prestiż króla Belgii bardzo podupadł. W 1903 roku brytyjski parlament uchwalił deklarację potępiającą poczynania Leopolda II w Kongo. W końcu, pod presją własnego rządu – który jakby dopiero dowiedział się, co naprawdę dzieje się w Kongo – król postanowił odsprzedać Belgii swoje prywatne Wolne Państwo Kongo. Cena: 200 milionów franków, dzisiaj to byłoby jak miliard euro. Leopold II zmarł w 1909 roku, rok po sprzedaży kolonii. Pozostała po nim góra pieniędzy.
Wolne Państwo Kongo zmieniło nazwę na Kongo Belgijskie i funkcjonowało aż do 1960 roku, kiedy zyskało niepodległość. Do tego czasu mieszkańcy Konga nadal byli wykorzystywani do niewolniczej pracy, choć już w nie tak okrutnych warunkach jak za Leopolda II.
Jakoś Belgowie stali się mniej sympatyczni.
Ryszard Sadaj
Reklama