Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 08:25
Reklama KD Market

Odwrót od waluty?

Zanim nasza cywilizacja wynalazła pieniądz jako główny instrument handlu, gospodarka opierała się przede wszystkim na bezpośredniej wymianie towarów. Ktoś dawał komuś dwie świnie w zamian za kilka worków mąki. Wydawać by się mogło, że czasy handlu wymiennego należą do zamierzchłej przeszłości. Jednak w obliczu szalejącej obecnie pandemii koronawirusa następuje w pewnym sensie powrót do przeszłości... Handel wymienny Londyńska pielęgniarka Marjorie Dunne, która padła wiosną ofiarą koronawirusa, ale skutecznie zwalczyła chorobę, zapisała się do organizacji o nazwie Barter United Kingdom. Grupa ta liczy obecnie prawie 2 tysiące członków i zrzesza ludzi, którzy wymieniają się różnymi towarami. Marjorie jest w stanie dostawać różne artykuły żywnościowe w zamian za oferowane do wymiany dyski DVD i szyte przez nią sukienki. Twierdzi, że gdyby nie należała do tej grupy, w zasadzie nie miałaby odpowiednich środków do życia. Być może najlepszym przykładem ostatnich tendencji jest wyspiarskie państwo Fidżi, w którym ponad 20 proc. obywateli regularnie wymienia się towarami z bliźnimi, bez pośrednictwa jakiejkolwiek waluty. Marlene Dutta utworzyła organizację o nazwie Barter for a Better Fiji, która zrzesza obecnie około 200 tysięcy mieszkańców wysp. Ludzie ci wymieniają się praktycznie wszystkim: świnie za kajaki, pączki za cegły, instrumenty muzyczne za skórzane saszetki, itd. Jednak największy obrót dotyczy artykułów żywnościowych. Jest to proceder nieco podobny do wizyty u sąsiadki po cukier lub dwa jajka, w zamian za co my jej możemy zaproponować trochę ryżu lub kawę. W przypadku Fidżi, kraju żyjącego w znacznej mierze z turystyki, powrót do handlu wymiennego stał się niemal koniecznością. Od początku tego roku ponad 100 tysięcy ludzi straciło tam pracę. W tych warunkach jakiekolwiek transakcje pieniężne stają się poważnym problemem. Sheila Dalin, autorka książki pt. The Art of Barter, zwraca uwagę na fakt, że bardzo podobne zjawiska występowały w czasach Wielkiej Depresji w latach 30. XX wieku. Dla wielu ludzi dolar stał się wtedy walutą w zasadzie nieosiągalną, a zatem jedynym wyjściem był bezpośredni handel towarami. Sąsiadowi niesiono mąkę, a w zamian można było liczyć na kawałek mięsa. 15 marca tego roku mieszkająca w stanie Nevada Veronica Coon zainicjowała w serwisie Facebook akcję na rzecz propagowania handlu wymiennego. Już po 24 godzinach jej pomysł spodobał się prawie 6 tysiącom internautów, którzy zaczęli wymieniać się między sobą „chodliwymi” towarami, między innymi mąką, drożdżami, jajkami, środkami do dezynfekcji, itd. Jednak największym zaskoczeniem było to, że zaczęto też oferować zupełnie inny „towar”, a mianowicie czas. Pojawiło się zjawisko tzw. time banking. Emocje i zysk Nie jest to rzecz nowa, gdyż wymienianie się czasem zostało zainicjowane w Japonii już w latach 70., a do USA przeniosło się w 1992 roku. Dziś jednak popularność tego rodzaju zabiegów dramatycznie rośnie. Zasada działania takiego handlu wymiennego jest dość prosta – każdy zainteresowany poświęca tygodniowo godzinę swojego czasu na pomaganie zainteresowanym, za co w rewanżu może liczyć na podobną pomoc ze strony innych, np. w postaci lekcji grania na pianinie, kursów językowych oraz przeróżnych instruktaży. Innymi słowy, ja ci pomogę przez godzinę, ale liczę na twoją wzajemność. W USA szczególnie popularne są usługi komputerowe, za które ludzie gotowi są płacić w naturze, np. wyhodowanymi w przydomowych ogródkach warzywami i owocami. Handel wymienny zaczyna również coraz bardziej dotyczyć usług. Ludzie oferują sobie robienie zakupów w zamian za wyprowadzanie psów, opiekę nad osobami w podeszłym wieku, etc. W zasadzie handel wymienny nie zna granic i staje się coraz bardziej zorganizowany. O ile jeszcze do niedawna wymienianie się towarami lub usługami odbywało się na zasadzie czysto indywidualnej, o tyle obecnie coraz częściej działalność tego typu organizowana jest przez swoiste „banki handlu wymiennego”. Przykładowo, jeśli jakaś firma wykona prace ogrodnicze o wartości 5 tysięcy dolarów w otoczeniu siedziby gabinetu dentystycznego, nie oznacza to, iż pracownicy tej firmy mają kredyt w tej wysokości na leczenie zębów. Suma ta wpisywana jest do odpowiedniego rejestru, który w pewnym sensie działa jak karta kredytowa, gdyż pozwala na zużycie tej kwoty na dowolne wydatki w ramach tego samego „klubu” wymiennych handlarzy. Handel wymienny ma dość oczywiste ograniczenia i nie może zastąpić gospodarki opartej na pieniądzu. Nie można na przykład zapłacić rachunku za elektryczność przez dostarczenie elektrowni pięciu worków cukru. Jednak nie zmienia to faktu, że pandemia zmusiła ludzi do myślenia nieco inaczej o wielu wartościach, w tym również o wartości waluty. Pieniądze pozostaną ważne, ale coraz częściej odzywają się głosy, że przypisujemy im zbyt duże znaczenie, podczas gdy w czasach ostrych kryzysów, takich np. jak pandemia, o wiele ważniejsze są bezpośrednie relacje między ludźmi, którym sprzyja w oczywisty sposób handel wymienny. David Miles, profesor ekonomii w londyńskiej Imperial College Business School, mówi: – Czasami wymienianie się dobrami bez pośrednictwa pieniędzy stwarza korzystne wrażenie przynależności do społeczności, która kieruje się ludzkimi emocjami, a nie zyskiem finansowym. Jest to niezwykle ważne, szczególnie w dość trudnych czasach. Problem w tym, że prędzej czy później pandemia przeminie, a ludzie wrócą do tego, co znają od wieków – do pogoni za pieniądzem. Krzysztof M. Kucharski  
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama