W listopadzie 2011 roku nowojorska galeria sztuki Knoedler & Company – uważana za jedną z najbardziej renomowanych instytucji tego rodzaju w USA – nagle zawiesiła działalność. I to w trakcie trwania prestiżowej wystawy. Instytucja ta powstała w 1846 roku i zdołała skutecznie przetrwać wojnę domową, obie wojny światowe i liczne kryzysy ekonomiczne. Jej nagłe zamknięcie wywołało szok w elitarnym świecie koneserów sztuki...
Bulwersująca afera
Ów szok był zrozumiały, jako że renoma firmy Knoedler & Company nie miała sobie równych, a szefowa tej placówki, Ann Freedman, cieszyła się powszechnym zaufaniem. Świat nabywców, sprzedawców i kolekcjonerów dzieł sztuki to tradycyjnie niezwykle wąski krąg ludzi „wtajemniczonych”, którzy znają się doskonale i niechętnie patrzą na jakichkolwiek intruzów z zewnątrz. Skandale w tym gronie zdarzają się rzadko, a jeśli nawet do nich dochodzi, są skutecznie tuszowane.
Nic zatem dziwnego, że wieści, jakie pojawiły się w mediach wkrótce po zamknięciu galerii, były niezwykle bulwersujące. Okazało się, że przez mniej więcej 15 lat firma Knoedler & Company sprzedawała za duże pieniądze falsyfikaty dzieł amerykańskich mistrzów, takich jak Mark Rothko, Jackson Pollock i Robert Motherwell. W sumie obrazy te sprzedano za kwotę 60 milionów dolarów, mimo że były one podróbkami zrobionymi przez chińskiego imigranta z nowojorskiej dzielnicy Queens.
Nie można zaprzeczyć, że Pei-Shen Qian był doskonałym fałszerzem. Współpracował z dwoma hiszpańskimi oszustami, braćmi Carlosem i Jesusem Bergantiños Díaz. Do Chińczyka należało malowanie falsyfikatów, podczas gdy jego wspólnicy zajmowali się sztucznym „postarzaniem” płócien, np. przez nacieranie ich mokrymi torebkami herbaty. Qian za każdy swój obraz dostawał 5 tysięcy dolarów, ale nie wiedział, że jego „dzieła” sprzedawane były potem jako oryginały. Kiedy jego działalność wyszła na jaw, wrócił do Chin, natomiast bracia Díaz uciekli do Hiszpanii.
Jednak główną bohaterką całej tej historii jest Glafira Rosales. Kiedy Freedman w roku 1994 została szefową Knoedler & Company, Rosales była w świecie koneserów dzieł sztuki postacią zupełnie nieznaną. Jednak z przyczyn, które pozostają niejasne do dziś, udało się jej zyskać zaufanie Freedman. Co więcej, Rosales zdołała przekonać Freedman o tym, iż utrzymuje kontakty z dwójką tajemniczych osobników, którzy posiadają liczne rzadkie dzieła sztuki, pozyskane w wyniku prywatnych transakcji, i że ludzie ci chcą te obrazy sprzedać. Freedman zaczęła kupować te domniemane arcydzieła, a potem oferować je po znacznie wyższych cenach chętnej klienteli. Tych dwóch osobników nigdy w rzeczywistości nie było, ale Freedman nie bardzo się tym faktem interesowała. Tym bardziej że nawiązała romantyczny związek z Carlosem Díazem.
Niepokojące pytania
Dlaczego nabywcy, zwykle ludzie dobrze znający się na sztuce, dali się na to wszystko nabrać? Przyczyn jest kilka. Po pierwsze, w Nowym Jorku firma Knoedler & Company cieszyła się tak wielkim prestiżem, że wszystko co oferowała, nigdy w żaden sposób nie było kwestionowane. Jeśli coś było wystawiane na sprzedaż przez tak renomowaną galerię, musiało być z natury rzeczy autentyczne i nie podlegało żadnej dyskusji. Fakt ten powodował, że na bok odsuwane były liczne wątpliwości. Nikt nie kwestionował na przykład faktu, iż niektóre materiały stosowane przy produkcji falsyfikatów były niedostępne dla pierwotnych artystów. Znawcy zignorowali nawet fakt, iż jeden z obrazów Jacksona Pollocka podpisany był nazwiskiem „Pollok”.
Po drugie, sukces oszustów wynikał z faktu, że zamknięty półświatek kolekcjonerów, sprzedawców i ekspertów od wielu lat ceni sobie anonimowość i dyskrecję. Mówi się czasami, że rynek dzieł sztuki jest trzeci w kolejce w skali sekretności: po handlu narkotykami i bronią palną. Nabywcy cennych arcydzieł zwykle chcą pozostać anonimowi, a bardzo często zupełnie nieznane są też sumy, za które kupowane bywają obrazy mistrzów.
Po trzecie, spore znaczenie ma snobizm bogatych nabywców dzieł sztuki. Wielu z nich pragnie mieć na ścianach swoich domów imponujące obrazy, którymi można się chwalić w trakcie podejmowania gości. Żaden z tych gości nie jest oczywiście w stanie kwestionować autentyczności konkretnego dzieła, a zatem jego realny rodowód nie ma większego znaczenia.
Freedman początkowo twierdziła, że wszystkie oferowane przez nią malowidła były autentyczne. Później jednak zmieniła zdanie i całą winę zrzuciła na Rosales, określając siebie jako „główną ofiarę” jej oszustwa. Po zamknięciu galerii różne procesy sądowe toczyły się aż do roku 2019 i zakończyły się zasądzeniem wielomilionowych odszkodowań. Nie ma w zasadzie żadnych szans na to, by galeria Knoedler & Company wznowiła kiedykolwiek działalność. Sama Freedman nie została na razie oskarżona o nic konkretnego, ponieważ nie jest jasne, czy świadomie oferowała do sprzedaży falsyfikaty, czy też stała się bezwolną ofiarą trójki oszustów. Decyzja w sprawie ewentualnego postawienia jej przed sądem ma zapaść pod koniec tego roku.
Skandal ten ma znaczenie daleko wybiegające poza kodeks karny. Losy galerii Knoedler & Company budzą poważne wątpliwości co do rzetelności pracy podobnych placówek tego rodzaju na całym świecie. Jeśli bowiem ludzie obarczeni odpowiedzialnością za prezentację i sprzedaż autentycznych dzieł sztuki dają się świadomie lub nieświadomie nabierać oszustom, powstaje niepokojące pytanie – do jakiego stopnia rynek dzieł sztuki jest obecnie nasycony falsyfikatami? I ile tych falsyfikatów gości obecnie w muzeach na całym świecie?
Andrzej Heyduk
Reklama