Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 12:02
Reklama KD Market

Jerzy Binkowski: Solidarność wzbudziła wielkie nadzieje

Jerzy Binkowski: Solidarność wzbudziła wielkie nadzieje
Od założenia ,,Trzeciego Szeregu” minęło 39 lat. Wspomnieniami o tym rozdziale w historii ,,Solidarności” podzielił się z nami Jerzy Binkowski, odznaczony m.in. ,,Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski”, nadanym mu przez prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Andrzeja Dudę i wręczonym w Konsulacie Generalnym RP w Chicago. Na emigracji w USA prowadził postsolidarnościową działalność pomocową. Jerzy Stanisław Binkowski, pseudonim ,,Jerzy” był współzałożycielem i pierwszym przewodniczącym aktywnie działającym w jednej z największych, konspiracyjnych struktur podziemnych „Solidarności” w Polsce – Komisji Wykonawczej ,,Trzeci Szereg” NSZZ Solidarność Region Podbeskidzie. Urodził się w dawnym województwie kieleckim, a wychowywał się w okolicach Warszawy, dokąd w 1956 roku przeprowadziła się jego rodzina. Szkołę zawodową i pracę rozpoczął w ZM ,,Ursus”, w fabryce traktorów i ciągników, gdzie grupa przedwojennych fachowców ukształtowała go patriotycznie. W domu, wzorem patrioty był dla niego ojciec, żołnierz Armii Krajowej, który walczył z okupantami: niemieckim i sowieckim. Stan wojenny zastał go w Fabryce Samochodów Małolitrażowych w Bielsku-Białej, gdzie był zatrudniony na wydziale narzędziowym. Jerzy Binkowski, imigrant w USA, ma status osoby represjonowanej z powodów politycznych. W 2018 roku został odznaczony odznaką ,,Zasłużony dla Niepodległości”, rok później ,,Krzyżem Wolności i Solidarności” oraz ,,Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski” nadanym mu przez prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Andrzeja Dudę i wręczonym w Konsulacie Generalnym RP w Chicago.   Jola Plesiewicz: – Dlaczego doszło w Polsce do powstania ,,Solidarności”? Jerzy Binkowski: – W wielkich zakładach pracy, tam gdzie pracowałem w ,,Ursusie”, w Fabryce Samochodów Małolitrażowych widziało się na co dzień biurokrację i marnotrawstwo. Pamiętam, jak w ,,Ursusie” zamawiali nowe maszyny za granicą, sprowadzali je i one tam rdzewiały i stały bezużyteczne. Mieliśmy świadomość, że to za nasze pieniądze. Nie było gospodarza, który by się tym zajął. Kiedy zaczęły się strajki przeciwko rządowi automatycznie włączyłem się w to. Kiedy powstała ,,Solidarność” (red. Niezależny Samorządny Związek Zawodowy Solidarność), pracowałem w Fabryce Samochodów Małolitrażowych w Bielsku-Białej. Nie udzielałem się na poziomie zakładu, tylko swojego wydziału. Dlatego nie byłem zbyt znany jako ten, który dla ,,Solidarności” pracował. Ostry konflikt między ówczesnymi władzami a organizującym się związkiem, pogarszająca się sytuacja rynkowa i polityczna w kraju jedynie nasilały akcje strajkowe. 13 grudnia 1981 roku został wprowadzony stan wojenny na terenie całego kraju przez Wojskową Radę Ocalenia Narodowego (WRON) na czele, której stanął generał Wojciech Jaruzelski. Te wszystkie wydarzenia nie pozostały bez wpływu na podjęte przez Pana działania. – Tego samego dnia spotkaliśmy się we dwóch z Antonim Włochem, którego znałem jeszcze ze strajku generalnego na Podbeskidziu, który rozpoczął się w bielskiej Bewelanie 27stycznia 1981 roku i zakończył się pełnym sukcesem 6 lutego, ponieważ władze miasta zostały zmienione. To była wielka zasługa Patrycjusza Kosmowskiego kierującego wtedy ,,Solidarnością” regionalną. Lech Wałęsa (red. działacz związkowy, polityk, prezydent RP) kazał nam zakończyć strajk, natomiast Kosmowski był zdecydowany i doprowadził strajk do końca. Z tego okresu miałem wielu znajomych. Kiedy stan wojenny został ogłoszony, jeszcze tego samego dnia z Antonim Włochem zaczęliśmy się zastanawiać, co w tej sytuacji robić? I oczywiście doszliśmy do wniosku, że należy się sprzeciwiać, bronić jakoś ,,Solidarności”, bo przecież wzbudziła w nas i innych wielkie nadzieje. I w jaki sposób przeciwstawiliście się reżimowi generała Wojciecha Jaruzelskiego, aby bronić ,,Solidarności”? – Antoni Włoch w ciągu dwóch następnych dni znalazł kolejnych kolegów: Janusza Kudełko i Grzegorza Jaroszewskiego. Z tej czwórki jedynym znanym działaczem “Solidarności” na szczeblu Regionu Podbeskidzie sprzed stanu wojennego był Antoni Włoch. Pozostała trójka to szeregowi członkowie i działacze najniższych lokalnych struktur NSZZ Solidarność w FSM-ie. Prawdopodobnie w połowie stycznia spotkaliśmy się znowuż i uzgodniliśmy, że jeżeli tworzymy organizację to musi to być jakoś zorganizowane, ktoś musi za coś odpowiadać. Wtedy, doszliśmy do wniosku, że musimy wybrać spośród nas przewodniczącego organizacji i jakoś się nazwać. W tajnym głosowaniu dostałem trzy głosy. Zostałem przewodniczącym. Podzieliliśmy się robotą tak, że Antoni Włoch zajął się drukiem, Grzegorz Jaroszewski kolportażem, Janusz Kudełko, ponieważ był kawalerem i nie miał obowiązków rodzinnych, więc wyznaczyłem go na naszego przedstawiciela, który będzie nawiązywał kontakty z innymi regionami, na początku z Krakowem, potem Wrocławiem i Warszawą. Nie wiem, czy na tym spotkaniu, czy na następnym wymyśliliśmy taką nazwę Trzeci Szereg. Nasza oficjalna, potwierdzona działalność to prawdopodobnie przełom marca i kwietnia 1982, wtedy kiedy, Krzysztof Paszek (jako zastępca przewodniczącego) spotkał się w Krakowie ze Stanisławem Handzlikiem, szefem podziemnej Solidarności w Małopolsce. Wtedy Region Małopolski wydał oświadczenie potwierdzające legalność naszej organizacji konspiracyjnej pod nazwą Komisja Wykonawcza NZZ Solidarność Trzeci Szereg Region Podbeskidzie. Trzeci Szereg, skąd taka nazwa? – Pierwszy Szereg, to byli ci, którzy legalnie tworzyli Solidarność, którzy zakładali struktury, byli we władzach regionalnych, więc oni wszyscy zostali na początku internowani. Po wprowadzeniu stanu wojennego utworzył się drugi szereg. Ci, którzy byli internowali utworzyli zalążek konspiracji, gdzie w ciągu jednego tygodnia wszystkich aresztowali, z tego powodu, że mieli w swoich szeregach tajnego współpracownika. Dlatego doszliśmy do wniosku, że będziemy Trzecim Szeregiem. Wszyscy, którzy zakładali Trzeci Szereg wyjechali na emigrację. Obecnie Antoni Włoch, Grzegorz Jaroszewski są już świętej pamięci, Janusz Kudełko mieszka w Nowym Jorku i ja (red. Jerzy Stanisław Binkowski) w okolicach Chicago. Co było głównym celem waszej działalności? – Przekazywanie społeczeństwu Podbeskidzia informacji o aresztowaniach i represjach jakie dotykały członków “Solidarności” i ich rodzin. Ludzie nie mieli wtedy dostępu do informacji, bo przecież telefony nie działały, prasa nie wychodziła, była godzina policyjna. Bywało, że wstawałem o czwartej rano, żeby kupić coś do jedzenia, stało się pięć godzin w kolejce i zdarzało się, że ktoś przede mną kupił ostatni kawałek. I wtedy następnego dnia trzeba było zaczynać od nowa pod strachem, bo podczas obowiązywania godziny policyjnej. Za legalnej ,,Solidarności” wychodził biuletyn ,,Solidarność Podbeskidzia”, więc jak nazwaliśmy się Komisją Regionalną chcieliśmy regionalną tradycję podtrzymywać i regionalny biuletyn wydawać. W pierwszym tygodniu marca 1982 r wyszedł pierwszy numer biuletynu “Solidarność Podbeskidzia” w nakładzie kilkaset egzemplarzy, na wsi, u zaprzyjaźnionej rodziny. Jak zobaczyliśmy te numery odbite prowizorycznie wałkiem, ale dość czytelne łzy kręciły się w oczach. Potem drukarnia była przerzucana w inne miejsca. W maju 1982 roku biuletyn zaczął ukazywać się regularnie, co tydzień, w nakładzie 1 lub nawet 2 tysiące.
Strajk Generalny na Podbeskidziu styczeń 1981 roku. Na zdjęciu Jerzy Binkowski pierwszy z prawej fot. archiwum Jerzego Binkowskiego
Za druk bibuły były represje i prześladowania… – Wtedy nie tylko za to, że się drukowało bibułę, ale gdy władza znalazła u kogokolwiek ulotkę wydrukowaną w podziemiu. Wtedy z reguły dostawało się rok, a nawet i dwa lata więzienia, nie w zawieszeniu, tylko więzienia. Znaki sprzeciwu przeciwko władzy były surowo karane. Oprócz zbierania informacji, ich druku i kolportażu nadawaliście cykliczne audycje informacyjne. – Początki były skromne. Ktoś zrobił mały nadajnik, o małym zasięgu i z mojego balkonu Józek Białek i ja próbowaliśmy nadawać. Słyszalność była w promieniu 200 metrów, od tego zaczynaliśmy. Później ktoś zrobił silniejszy nadajnik, a na końcu mieliśmy profesjonalną radiostację z Francji. Gdy ją dostaliśmy nasze audycje były słyszalne w promieniu kilkudziesięciu kilometrów. Mieliśmy dobrego konspiratora – Jasiu Ryszawy, który mieszkał w górach i znał je jak własną kieszeń. Za nadawanie audycji z ramienia Trzeciego Szeregu był odpowiedzialny Józek Wróbel, on wszystkim kierował. Wiedzieliśmy kto słucha i jaki to ma zasięg, bo ludzie słuchając audycji mrugali światłami w oknach. Kiedy w czasie nadawania audycji widziało się, jak całe miasto mruga, serce się radowało. Jak często były nadawane audycje ,,Trzeciego Szeregu”? – To nie było regularne. Na początku nadawanie było zapowiadane w bibule, ale jak nas ścigali to było to już bez zapowiadania. Ludzie wiedzieli, na której fali, zawsze o jednej godzinie, natomiast nie podawaliśmy dnia. O której nadawaliście? – O siódmej wieczorem. A w całej Polsce, to wyszło z Krajowej Komisji Podziemnej i ogłosiliśmy to w bibule, żeby w czasie Dziennika Telewizyjnego wieczornego wychodzić na ulice i spacerować. Jak było przyjemnie zobaczyć, ile ludzi chodzi po ulicach, w tym czasie. Jak długo trwała wasza działalność? – Działaliśmy prawie 2 lata w podziemiu, dzięki temu że nie było wśród nas ludzi znanych sprzed stanu wojennego. Moi współpracownicy Janusz Kudełko, Grzegorz Jaroszewski zobowiązali mnie, że mam się nie wychylać, nie uczestniczyć w manifestacjach ulicznych czy innych. Priorytetem było bezpieczeństwo. Nawet moja żona nie była o niczym informowana, choć domyślała się. W pewnym momencie zaczęliśmy mieć poważne problemy z drukowaniem, nie było lokali, nie było ludzi. Może dlatego, że kiedy na jesieni 1982 roku wypuścili Wałęsę z internowania, to wtedy zauważyłem, że jakoś ten duch upadł w narodzie. Ludzie nie chcieli się narażać, bo represje za działalność przeciwko reżimowi nadal były ogromne. Niektórzy nas współpracownicy odchodzili z organizacji. Po kilku miesiącach naszej działalności Antoniego Włocha internowali. Janusz Kudełko został aresztowany, bo ktoś go wsypał, a on nie powiedział, ani słowa na nasz temat. W czerwcu lub lipcu 1982 zostałem sam z tej czwórki, ale dzięki temu, że niektórzy byli tacy przewidujący, jak np. Antoni Włoch, który zapoznał mnie z Mieczysławem Setlą, Józefem Białkiem, Edwardem Zarembą, Adamem Pawlikiem, Karolem Dudą i innymi zaufanymi ludźmi, więc nie zostałem sam. W związku z tym do organizacji zaczęły napływać osoby spoza FSM-u? – Po kilku miesiącach organizacja powiększała się o ludzi spoza FSM-u , z innych zakładów pracy, a nawet z innych miast. Maj, czerwiec, lipiec 1982 roku to był pierwszy napływ ludzi spoza fabryki. Wykładaliśmy, że tak powiem kawę na ławę o co tu chodzi, że to nie jest zabawa, tylko to jest podejmowanie ryzyka. Wspomniał pan, że1982 zalicza pan do udanych lat działalności, dlaczego? – Pomimo pewnych trudności pozostałe miesiące roku 1982 zaliczyłbym do udanych. Grzegorz Jaroszewski, Mieczysław Setla i Ryszard Basior zorganizowali wielką – demonstrację w centrum miasta z okazji rocznicy podpisania porozumień sierpniowych. Niektóre źródła podawały, że około 1500 osób, a nawet więcej  uczestniczyło w tym proteście. Nie obyło się bez armatek wodnych, gazu łzawiącego i licznych aresztowań. Staraliśmy się potem dotrzeć do aresztowanych i ich rodzin i pomagać im, czy to w zapłaceniu wysokich grzywien, czy też w inny sposób. Wszystko dobrze szło. Dlaczego więc organizacja upadła? – Kiedyś musiało to nastąpić. Działaliśmy prawie dwa lata. Przez 30 lat od tamtego czasu, myśmy nigdy nie wiedzieli, jak to się stało? Dopiero w ostatnich trzech latach troszkę się to krystalizuje. Po latach, kiedy powiązałem różne fakty, wyłonił się obraz zdrady. W sierpniu 1983 roku zostałem praktycznie sam z kilkoma najbliższymi współpracownikami. Poczułem się nieswojo, wydawało mi się, że jestem śledzony, szczególnie po aresztowaniu Jadwigi Skowrońskiej, spikierki naszej audycji radiowej. Tadek Kręcichwost, mój bliski współpracownik z żoną Ireną bardzo nam pomagali. Tadeusz przechowywał bibułę, sprzęt, wszystko to, co służyło do działalności, archiwum także trzymał u siebie na piętrze. Na 3 dni przed moim aresztowaniem przyszedł do mnie i powiedział, że muszę to od niego zabrać bo on się spodziewa wpadki jakiejś albo przeszukiwania u niego. Wziąłem to do siebie. Wszystko było u mnie, na stole w pokoju. Po 3 dniach przyszło 7 esbeków (red. funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa PRL). Myślę, że byłem wystawiony. Kiedy zakończyła się działalność Trzeciego Szeregu? – Działalność Trzeciego Szeregu kończy się 29 września 1983 roku. Kiedy zostałem aresztowany i zwieźli mnie na komendę milicji w Bielsku-Białej, na Rychlińskiego, prawdopodobnie było to celowe, że w holu, gdzie się wchodzi spotkałem Krzysztofa Paszka, Józefa Wróbla, Grażynę Staniszewską. Chyba chcieli mi dać do zrozumienia, że to nieprzypadkowa moja wpadka, tylko mają już prawie całą organizację. W ciągu następnych dwóch, trzech dni aresztowali 100 osób. Wszystkich z kierownictwa Trzeciego Szeregu, tych którzy według mnie mieli wielki wpływ na działalność Trzeciego Szeregu. Uważam, że w tym momencie działalność Trzeciego Szeregu się zakończyła. To była sprawa głośna na całą Polskę. Nigdy nie wydaliśmy oficjalnego komunikatu, że Trzeci Szereg zakończył swoją działalność i się rozwiązujemy, ponieważ nawet kontaktu pomiędzy sobą nie mieliśmy, bo byliśmy w więzieniu, a jak wyszliśmy, to wkrótce jeden wyjechał wcześniej, drugi później i też trzeba było wiele lat, żeby się później odnaleźć. Zostało nas dwóch Jerzy Binkowski i Janusz Kudełka, który jest w Nowym Jorku. Po wyjeździe z Polski prowadził pan postsolidarnościową działalność pomocową. Na czym ona polegała? – Żona ( red. Jadwiga Binkowska) jest mocno zaangażowana, żyje tym co i ja. Znalazłem się w USA, w stanie Idaho i po wielu latach, kiedy stanęliśmy już na nogi w Ameryce zaczęliśmy szukać kontaktów z kolegami z tamtego okresu, którzy współpracowali z nami, jak również z tymi, którzy w Polsce pozostali. Okazało się, że w Polsce jest dużo takich, którym źle się powodzi po prostu. Jakoś są zapomniani przez władze, przez samorządy miejskie i żyją w biedzie. Na początku zaproponowałem tutaj wśród tych, których znam, którzy mieszkają w Stanach i Kanadzie, że zbierzemy raz czy dwa razy do roku jakąś sumę pieniędzy, żeby pomóc im finansowo. Organizowaliśmy taką zbiórkę i wysyłaliśmy do Jerzego Borowskiego, odpowiedzialnego niegdyś za drukowanie “Solidarności Podbeskidzia” w Trzecim Szeregu. On był odpowiedzialny komu i tak dalej. Mieliśmy do niego zaufanie. W Bielsku-Białej powstało Stowarzyszenie Pomocy tym osobom, więc jak się dowiedzieliśmy, że powstało takie stowarzyszenie postanowiliśmy, że nie będziemy się dublować. Zaprzestaliśmy akcji. Razem z Jerzym Borowskim zapisaliśmy się do tego stowarzyszenia. Wspólnie z Jerzym Borowskim pomagaliśmy innym w uzyskaniu statusu represjonowanego, co wiązało się z comiesięcznym dodatkiem finansowym, a także występowaliśmy z inicjatywą odznaczeń państwowych. Druga rzecz, okazało się ku mojemu zdziwieniu, jak zacząłem sprawdzać w Encyklopedii Solidarności, że ludzie, którzy ze mną współpracowali jak gdyby zostali zapomnieni. Nie wszystkich biogramy zostały zamieszczone. Kilka lat temu Jerzy Borowski podsunął mi taki pomysł, że wystąpimy do władz miasta Bielska- Białej o to, żeby jedno z budujących się rond nazwać imienia Trzeciego Szeregu. Napisałem treść, siedem osób, wszyscy z Trzeciego Szeregu, podpisało się pod tym. Dziękuję za rozmowę.  
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama