Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 05:46
Reklama KD Market

Polowanie na ludzi

18 lipca 1984 roku 41-letni James Huberty wszedł do restauracji McDonald’s w San Ysidro na przedmieściach San Diego i zaczął strzelać. Zanim zabił go policyjny snajper, szaleniec uśmiercił 21 osób i ranił następne 19. Jego morderczy atak trwał 77 minut i był wtedy najbardziej krwawym wydarzeniem tego rodzaju w historii USA... Zwiastuny tragedii Trzy dni wcześniej James powiedział swojej żonie Etnie, że podejrzewa, iż cierpi z powodu zaburzeń psychicznych. Etna nie zareagowała na te słowa w żaden konkretny sposób, gdyż uważała, że jej mąż był po prostu przygnębiony z powodu różnych stresów w pracy. 17 lipca Huberty zadzwonił do kliniki psychiatrycznej w San Diego i poprosił recepcjonistkę o umówienie go na sesję z lekarzem. Kobieta, która odebrała ten telefon, zapewniła go, że w ciągu najbliższych kilku godzin skontaktuje się z nim, by potwierdzić dzień i godzinę wizyty w klinice. Przez pewien czas James siedział przy telefonie, czekając na wiadomość z kliniki. Nikt jednak nie zadzwonił, co spowodowało, że rozczarowany Huberty wsiadł na swój motocykl i pojechał gdzieś w nieznane. Jak się później okazało, recepcjonistka źle zanotowała jego nazwisko (jako Shouberty), a ponadto uznała, że nie była to sprawa pilna, gdyż jej rozmówca mówił do niej bardzo spokojnie i nie zdradzał żadnego zestresowania. W związku z tym zakwalifikowała tę rozmowę do kategorii „mało pilnych”, które wymagały reakcji w ciągu 48 godzin. Gdy James wrócił do domu ze swojej motocyklowej przejażdżki, wydawał się spokojny i zadowolony. W godzinach popołudniowych on, jego żona oraz dwie córki w wieku 10 i 12 lat udali się na wycieczkę rowerową do pobliskiego parku. Później Etna i James obejrzeli wspólnie film w telewizji. Następnego dnia cała rodzina wybrała się do ogrodu zoologicznego w San Diego. W czasie tej wycieczki Huberty nagle powiedział swojej żonie, że uważa swoje życie za skończone. – Społeczeństwo miało swoją szansę – dodał. Gdy rodzina wróciła do domu, James wszedł do sypialni, pocałował żonę, a potem oznajmił, że wychodzi. Gdy Etna zapytała go, gdzie idzie, odpowiedział: – Zamierzam polować na ludzi. Dom opuścił trzymając w garści karabin oraz pudełko z amunicją. W drzwiach spojrzał na córkę Zelię i powiedział do niej: – Żegnaj. Ja już nie wrócę. Następnie James pojechał samochodem na San Ysidro Boulevard, zatrzymując się najpierw przed siedzibą poczty, a potem przed wejściem do supermarketu Big Bear. Ostatecznie jednak zatrzymał się na parkingu baru McDonald’s, który znajdował się w odległości zaledwie 200 jardów od jego domu. Huberty miał przy sobie półautomatyczny pistolet Browninga, karabin Uzi oraz strzelbę Winchester 1200. W samochodzie miał też pudło z amunicją do wszystkich tych rodzajów broni. Morderczy atak Tuż przed godziną 16:00 Huberty zaparkował swój samochód przed McDonald’sem, gdzie znajdowało się wtedy 45 osób. Kilka minut później wszedł do lokalu i usiłował strzelić do 16-letniego pracownika, Johna Arnolda. Jednak jego karabin zaciął się, a 22-letnia Neva Caine, która była menadżerką restauracji, uznała, że był to po prostu żart. Kilka sekund później Huberty strzelił ze swojego Uzi w sufit, a potem ugodził Caine kulą w lewe oko. Zmarła kilka minut później. Gdy 25-letni gość lokalu Victor Rivera zbliżył się do napastnika i usiłował namówić go do złożenia broni, został uśmiercony 14 strzałami. Huberty krzyczał nieustannie, że w Wietnamie zabił tysiące ludzi i że nie zawaha się zrobić tego samego w Kalifornii. Jednak, jak się później okazało, nigdy nie służył w amerykańskich siłach zbrojnych. Następnie morderca skierował swoją uwagę na sześć kobiet starających się ochraniać grupę dzieci. Zabił między innymi 19-letnią Maríę Colmenero-Silvę oraz 18-letnią Jackie Reyes, którą ugodził 48 pociskami. Zastrzelił też 8-miesięczne dziecko, Carlosa Reyesa. Przez kilkanaście minut chodził po wnętrzu lokalu i wybierał swoje ofiary. Jednak ginęli nie tylko ludzie w restauracji. Trzej 11-letni chłopcy przybyli na parking przed McDonald’sem z zamiarem kupienia lodów. Huberty oddał do nich serię strzałów, uśmiercając dwójkę dzieci. Wkrótce 74-letni Miguel Victoria Ulloa i jego żona Aida Velázquez Victoria usiłowali wejść do McDonald’sa, nie mając pojęcia, co działo się wewnątrz lokalu. Huberty zastrzelił najpierw Aidę, a potem oddał pojedynczy strzał w głowę jej męża. W sumie morderca oddał ponad 200 strzałów. Spóźniona interwencja Pierwsze telefony na numer 911 od świadków tych wydarzeń pojawiły się wkrótce po godzinie 16:00. Jednak człowiek, który odebrał te telefony, skierował policję do złego miejsca – lokalu McDonald’sa znajdującego się w odległości 2 mil od strzelaniny. Spowodowało to, że policjanci zjawili się we właściwym miejscu dopiero po 15 minutach. Jako pierwszy przybył tam Miguel Rosario, który niemal natychmiast doszedł do wniosku, że ma do czynienia z niezwykle poważną sytuacją. Powiadomił o tym policyjne centrum dowodzenia w San Diego. Jego radiowóz znalazł się pod ostrzałem Huberty’ego, ale Rosario w żaden sposób z tego powodu nie ucierpiał. Wkrótce mógł liczyć na wsparcie prawie dwustu innych policjantów oraz kilku oddziałów SWAT, czyli policji zajmującej się głównie atakami terrorystycznymi. Jednak interwencja sił policji była początkowo dość ograniczona. Nikt nie wiedział, czy do ludzi strzelał pojedynczy napastnik, czy też było ich kilku. Ponadto większość okien w lokalu była zniszczona pociskami, w związku z czym nie można było ocenić sytuacji wewnątrz restauracji. Zakładano, że sprawcy mogli przetrzymywać zakładników, choć jedna z osób, której udało się uciec, twierdziła, że Huberty był sam i strzelał „chaotycznie do kogo popadnie”. Dopiero po godzinie od czasu rozpoczęcia ataku ustalono, że morderca działał w pojedynkę. Jednocześnie wydano pozwolenie na zastrzelenie sprawcy, gdy tylko nadarzy się taka okazja. Tymczasem Huberty strzelał do policyjnych radiowozów oraz wozów strażackich, raniąc kilka osób. Wszystkie okoliczne ulice zostały zablokowane przez policję, a ludzie w McDonald’sie, którzy nadal pozostawali przy życiu, byli w zasadzie przekonani o tym, że czeka ich rychła śmierć. Koniec horroru O godzinie 17:17 Huberty podszedł do drzwi wejściowych w pobliżu okna obsługi dla kierowców (drive-in). Tym samym stał się celem snajperów rozmieszczonych w okolicach. Jednym z nich był 27-letni Charles Foster, który zajął pozycję na dachu budynku poczty znajdującego się pod drugiej stronie ulicy. Foster oddał pojedynczy strzał, który ugodził mordercę w pierś i spowodował jego natychmiastową śmierć. Foster tak to później opisał: – Nigdy nie widziałem jego twarzy. Przez celownik obserwowałem go, gdy siedział w środku lokalu, ale oddanie wtedy strzału było niemożliwe. Kiedy zbliżył się do drzwi, wypaliłem i widziałem, jak upuszcza Uzi i pada na ziemię. Foster strzelił z odległości mniej więcej 40 stóp. W sumie Huberty oddał 257 strzałów i zabił 21 osób. Tylko 10 osób w McDonald’sie wyszło z tej opresji bez żadnych obrażeń. Policja w San Diego początkowo twierdziła, że wszystkie ofiary zginęły w ciągu pierwszych kilku minut ataku, ale później okazało się – na podstawie zeznań świadków – że ludzie ginęli przez prawie godzinę. Wynika stąd, że gdyby policja zjawiła się na miejscu tych tragicznych wydarzeń nieco wcześniej, kilkanaście osób prawdopodobnie by ocalało. Powikłany życiorys Nigdy już nie dowiemy się, co było głównym motywem poczynań Huberty’ego. Faktem jest, że jego biografia była dość skomplikowana. Urodził się w Ohio, a jego rodzice byli niezwykle religijni. Kiedy miał trzy lata, zapadł na chorobę Heinego-Medina, z której został dość skutecznie wyleczony, ale jej śladem na resztę życia został niedowład jednej z nóg. Matka Jamesa opuściła rodzinę we wczesnym stadium jego dzieciństwa, co młody chłopak przeżył podobno niezbyt dobrze. Stał się odludkiem, stronił od towarzystwa rówieśników. Zaczął pasjonować się bronią palną, a w szkole średniej, którą ukończył ze sporym trudem, był często obiektem drwin ze strony kolegów ze szkolnej ławy. W 1962 roku rozpoczął studia socjologiczne w Malone College, ale ostatecznie wylądował w Institute of Mortuary Science w Pittsburghu, gdzie uzyskał dyplom przedsiębiorcy pogrzebowego. W roku 1963 ożenił się z Etną Markland i znalazł pracę w zakładzie pogrzebowym w Canton w stanie Ohio. Jednak jego niezbyt przyjazna osobowość spowodowała, że po dwóch latach pożegnał się ze swoim zawodem. Potem przez pewien czas pracował jako spawacz w firmie w Louisville w stanie Kentucky, by ostatecznie znaleźć zatrudnienie w Babcock & Wilcox Inc. Choć był samotnikiem stroniącym od ludzi, w pracy wiodło mu się dość dobrze. Otrzymywał awanse i podwyżki, a w połowie lat 70. zarabiał ok. 30 tysięcy dolarów rocznie (ok. 140 tysięcy dolarów dzisiejszych). Przeprowadził się w roku 1971 do domu znajdującego się we w miarę zamożnej dzielnicy miasta Massillon w stanie Ohio. Jednak problemy osobiste nigdy go nie opuściły. Wobec żony i dzieci zachowywał się często agresywnie, co spowodowało, że w roku 1976 Etna poradziła mu konsultacje z psychiatrami. Jednak James nigdy się na to nie zgodził. Jego sąsiedzi i współpracownicy uważali go za człowieka niemal paranoidalnego, owładniętego fanatycznym przywiązaniem do broni palnej. Huberty był rzekomo mściwy, podejrzliwy i nieprzyjazny w stosunku do bezpośredniego otoczenia. Po pewnym czasie stał się też wyznawcą różnych teorii spiskowych. Uważał między innymi, że eskalacja tzw. zimnej wojny była nieunikniona i że prezydenci Carter oraz Reagan w jakimś sensie działali wbrew interesom własnego kraju. Był przekonany, że inwazja sowiecka na Amerykę była tylko kwestią czasu, co miało spowodować kompletne załamanie się gospodarki. W związku z tym w swoim domu zaczął gromadzić broń oraz żywność. Jego znajomy z tamtych lat, Jim Aslanes, wyjawił znacznie później, że w domu Jamesa wszędzie zalegała naładowana broń. W roku 1982 Huberty został zwolniony z pracy w Babcock & Wilcox Inc., co wprawiło go w stan depresji. Zaczął często wspominać o możliwości popełnienia samobójstwa. Postanowił przeprowadzić się wraz z rodziną do miasta Tijuana w Meksyku. Jednak tam również nie mógł znaleźć zatrudnienia i wrócił do USA, wynajmując dom w San Ysidro. Pracował dorywczo w różnych firmach, ale 10 lipca, na tydzień przed masakrą w McDonald’sie, raz jeszcze został zwolniony za „słabe wyniki i niestabilność”. Reperkusje Po tragicznych wydarzeniach w San Ysidro firma McDonald’s zawiesiła na wiele dni nadawanie jakichkolwiek reklam radiowych i telewizyjnych. W geście solidarności podobny krok podjął koncern Burger King. Lokal, w którym doszło do tragedii, miał być odremontowany i ponownie uruchomiony, ale ostatecznie nigdy do tego nie doszło. Budynek został zburzony, a koncern McDonald’s zbudował nową placówkę dwie przecznice dalej. Rodzinom poszkodowanych wypłacono w sumie półtora miliona dolarów tytułem zadośćuczynienia. Andrzej Malak
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama