Od 65 lat w Europie odbywa się doroczny konkurs piosenki zwany Eurovision Song Contest. Biorą w nim udział najlepsi piosenkarze reprezentujący każdy kraj Starego Kontynentu, choć nie muszą to być wyłącznie soliści, gdyż dopuszcza się również udział grup muzycznych. W tym roku festiwal został odwołany z powodu pandemii koronawirusa, ale w roku przyszłym ma się ponownie odbyć. Tym razem będzie miał konkurencję amerykańską...
Iglesias i Abba
Eurovision Song Contest, który wykształcił się w oparciu o festiwal piosenki w San Remo, krytykowany jest często za tandetność i niski poziom artystyczny uczestników. Faktem jest jednak i to, że turniej wyłonił w przeszłości wiele gwiazd, między innymi Julio Iglesiasa, Celine Dion, Olivię Newton-John oraz szwedzką supergrupę Abba. Ponadto impreza ta nieustannie się rozwija. W roku 1994 wśród uczestników pojawili się po raz pierwszy reprezentanci krajów dawnego bloku wschodniego, w tym również Polski. Ponadto organizatorzy zezwalają na udział w konkursie krajów leżących poza Europą, np. Australii czy Maroka.
Pod koniec przyszłego roku w USA ma odbyć się pierwszy w historii American Song Contest, wzorowany na konkursie europejskim i do pewnego stopnia wspierany przez europejskich organizatorów. Tak jak w przypadku imprezy Eurovision, w piosenkarskie szranki mają stanąć reprezentacje każdego z 50 stanów. Mogą to być soliści lub grupy liczące nie więcej niż sześć osób. W każdym stanie finalistów mają wyłonić jurorzy, wśród których będą specjaliści amerykańskiego rynku muzycznego oraz zwykli miłośnicy muzyki. Na razie nie wiadomo, czy jakakolwiek telewizja zakupi prawa do transmitowania tego wydarzenia, a negocjacje na ten temat rzekomo nadal trwają.
Pomysł zorganizowania American Song Contest ma licznych zwolenników i przeciwników. Ci drudzy twierdzą, że konkurs nie będzie w stanie dorównać europejskiej wersji, gdyż jego uczestnicy nie będą pochodzić z różnych krajów, posiadających własne, często bardzo specyficzne style muzyczne. Jednak ci pierwsi uważają, że odrębne tradycje muzyczne istnieją też w poszczególnych stanach USA. Wystarczy choćby porównać muzykę rodem z Nashville z tą, jaka rozbrzmiewa w Atlancie czy w latynoskich środowiskach Miami.
Pomysłodawcą i organizatorem amerykańskiego konkursu jest Christer Björkman, który w roku 1992 reprezentował w Eurovision Song Contest swój kraj, czyli Szwecję. Twierdzi on, że przeniesienie europejskiego festiwalu na grunt amerykański zawsze było jego marzeniem i że jest niezwykle zadowolony z faktu, iż wreszcie może to marzenie zrealizować. Popiera go Martin Österdahl, obecny szef komitetu organizacyjnego konkursu europejskiego, który jest zdania, iż nadszedł czas, by Ameryka „doświadczyła tego niezwykłego zjawiska, jakim jest piosenkarski konkurs”.
Trudne zadanie
Producentem amerykańskiego festiwalu jest Ben Silverman, który wcześniej skutecznie „importował” z Europy popularne seriale telewizyjne, takie jak The Office, Big Brother i turniej The Weakest Link. Przyznaje on, że zorganizowanie w USA amerykańskiej wersji konkursu piosenkarskiego było znacznie trudniejszym zadaniem i zabrało mu niemal 20 lat: – Przez 20 lat starałem się przekonać do tego pomysłu. Najpierw, kiedy byłem szefem NBC, później, gdy pracowałem w Agencji William Morris oraz kiedy zaczynałem działalność w Reveille. Po prostu bardzo podoba mi się ten format. Jedyne, co nas naprawdę łączy, to nasza kultura. Można się zjednoczyć, celebrując jej różnorodność czy różnice oraz zarażając wszystkich miłością do muzyki.
Silverman twierdzi ponadto, że start w przyszłym roku jest szczególnie korzystny, ponieważ Ameryka jest dziś rozdarta przeróżnymi konfliktami, a piosenka jest w stanie wiele z tych konfliktów zniwelować. Zwraca uwagę na fakt, że podstawą zorganizowania Eurovision Song Contest był pomysł zjednoczenia powojennej Europy wokół jakiejś wspólnej idei i że konkurs od samego początku odnosił sukcesy na tym polu.
Jeśli chodzi o szczegóły organizacyjne, amerykańska wersja konkursu będzie się pod pewnymi względami różnić od europejskiej. Nie weźmie w niej jednocześnie udziału 50 piosenkarzy. Zanim dojdzie do wielkiego finału z udziałem dwóch artystów, odbędzie się seria kwalifikacji z udziałem stanów podzielonych na grupy, co do pewnego stopnia ma przypominać rozgrywki pucharowe. American Song Contest będzie otwarty dla wszystkich piosenkarzy, niezależnie od tego, czy są amatorami, czy też już podpisali kontrakt z dużą wytwórnią płytową. Jury Akademii Konkursu Piosenki Amerykańskiej, złożone z profesjonalistów muzycznych, krytyków i telewidzów, wybierze artystów z każdego ze stanów do rywalizacji w konkursach kwalifikacyjnych.
Warto przypomnieć, że niedawno firma Netflix rozpowszechniła film fabularny pt. Eurovision: The Story of Fire Saga z Willem Ferrellem i Rachel McAdams w rolach głównych. Jest to komediowa historia opowiadająca o dwójce piosenkarzy usiłujących „przedrzeć się” do wielkiej kariery przez udział w konkursie piosenki. Film ten zyskał dość niespodziewaną popularność i znacznie zwiększył w USA zainteresowanie Eurovision Song Contest. Zresztą począwszy od roku 2016 konkurs europejski pokazywany jest w amerykańskiej telewizji, choć początkowo transmisje te nie cieszyły się zbytnią popularnością.
Warto przypomnieć, że w czasach tzw. propagandy sukcesu w PRL-u, w latach 1977-80, telewizja polska postanowiła zrobić z Międzynarodowego Konkursu Piosenki w Sopocie konkurencję dla Eurowizji i organizowała Festiwal Interwizji. Jednak marzenie o stworzeniu wielkiej międzynarodowej imprezy na światowym poziomie nigdy nie zostało zrealizowane. Losów amerykańskiego konkursu też na razie nie da się przewidzieć. Sukces zależeć będzie od wielu czynników, a przede wszystkim od tego, w jaki sposób zmagania piosenkarzy przedstawi telewizja.
Andrzej Malak
Reklama