Może się wydawać, że pan stworzenia zadbał w toku ewolucji szczególnie sumiennie o stłumienie zmysłu powonienia na korzyść innych, bardziej niby cywilizowanych zmysłów. Ale dopomógł w tym sam człowiek, w swoim mniemaniu najwyższy twór natury. Nieświadomie dyskryminował swój zmysł powonienia, aby ukazać swą cywilizacyjną wyższość, swe rzekome wyzwolenie z okowów zwierzęcości...
Zwierzęcy zmysł
Zwierzęta pozostawiają ślady zapachowe służące porozumieniu się w obrębie gatunku. Kot ocierający się bokiem o nogę człowieka naznacza ją swymi gruczołami zapachowymi. Pszczoła zaznacza źródła pożywienia. Mrówki budują ścieżki zapachowe. Śmierdziele, pluskwy, karaluchy wydzielają substancje odstraszające, przy czym woń naturalna spełnia rolę wabika seksualnego. Świnia ryjąca w poszukiwaniu trufli nie czyni tego dla zdobycia pożywienia, lecz w nadziei znalezienia partnera. Trufle są afrodyzjakami, ponieważ – jak ludzki pot spod pachy – zawierają hormon seksualny.
Tezę o powonieniu jako zmyśle zwierzęcym rozpowszechniono we Francji w XVIII wieku. Wąchanie i węszenie – głosi kodeks cywilizacyjny – przypominają zachowanie zwierząt. Świadczą o niedostatku wyrafinowania i są sprzeczne z zasadami dobrego wychowania. Zapomniano, że zapach jest przesłaniem ważnych wiadomości. Na przykład zmysł powonienia ostrzega nas, że zbliża się zagrożenie. Najpierw wietrzymy niebezpieczeństwo, dopiero później je dostrzegamy.
Nos jest tym organem zmysłowym, który znajduje się najbliżej mózgu. Zapewne z tej przyczyny literatura stale przypomina, że zmysł powonienia jest źródłem uczucia. Rousseau pisał o nim nawet jako o zmyśle wyobraźni i lubieżności, który daleko mocniej niż słuch potrafi wstrząsnąć życiem duchowym człowieka.
Liczne zwroty językowe świadczą o dużym znaczeniu węchu w życiu człowieka. Kiedy ktoś znika, powiadamy, że się „ulotnił”. „To jest śmierdzące jajo” – mówimy o czymś przykrym, co nas spotkało. „Ma dobrego nosa” – powiemy na przykład o detektywie, który z daleka wyczuwa przestępstwo. Ale też o pani domu obdarzonej wspaniałą intuicją.
W ostatnim czasie dokonuje się pewna rehabilitacja zmysłu powonienia. Dopomógł temu literacki bestseller Patricka Süsskinda pt. Pachnidło i głośny film zrealizowany na podstawie tej książki. Zmysł powonienia budzi coraz żywsze zainteresowanie uczonych badających skomplikowane mechanizmy olfakcji (tak uczeni je nazywają, co samo w sobie od razu może budzić niechęć).
Skomplikowany świat zmysłów
Dzisiaj bardziej liczy się zmysł smaku. W końcu wszyscy jesteśmy wielkimi smakoszami, jeśli wziąć pod uwagę, że książki kucharskie są „dziełami” najczęściej kupowanymi na świecie. A przecież zmysł smaku to ubogi krewny organu węchowego. Nawet najbardziej wrażliwe podniebienie zdolne jest rozróżnić jedynie cztery smaki. Albowiem nie ma innych poza kwaśnym, słonym, gorzkim i słodkim.
Na przeciwległym biegunie znajduje się – jeśli wierzyć znawcom – 500 tys. znanych komponentów zapachowych, z których 20 procent odczuwa się jako nieprzyjemne. Poza tym esencje syntetyczne umożliwiają tworzenie kombinacji zapachów praktycznie w nieskończoność.
Nie ma porozumienia w kwestii, czy skomplikowany świat zapachów można zredukować do naturalnych woni podstawowych. Arystoteles podzielił zapachy na sześć grup: słodkie, kwaśne, ostre, tłuste, gorzkie, śmierdzące. Dwa tysiące lat później szwedzki przyrodnik Karol Linneusz zrobił to inaczej. Rozróżnił skalę zapachów od bardzo przyjemnych do obrzydliwych. Wykaz sławnego w XIX wieku perfumiarza Rimmela obejmował 18 zapachów – on z kolei odwołał się do zapachów kwiatów i ziół.
Kompozytor perfum, w żargonie fachowym zwany „nosem”, zdolny jest rozpoznać trzy tysiące różnych surowców zapachowych. Ponadto posiada on – rzadziej ona, gdyż perfumiarzami są na ogół mężczyźni – niemal nadludzką cechę: potrafi wyobrazić sobie kompozycje zapachowe i zachować je w pamięci, jak kompozytor muzykę. Dla zwykłych śmiertelników te zdolności są niedostępne. Ci zdolni są zapamiętać i odróżnić nie więcej niż pięć zapachów.
Te same zapachy są inaczej odbierane przez dzieci, inaczej przez kobiety, inaczej przez mężczyzn. Małe dzieci są o wiele bardziej tolerancyjne wobec nieprzyjemnych zapachów aniżeli dorośli. Dwudziestoparolatki krzywią się, gdy zetkną się z wonią potu. Czterolatki uważają to za przyjemny zapach. Nawet fetor odchodów nie drażni zbytnio powonienia dzieci do czwartego roku życia.
Kobiety inaczej podchodzą do zapachów niż mężczyźni. Mają „lepszego nosa”, gdyż ich zmysł powonienia jest lepiej wytrenowany. Nie tylko dlatego, że na ogół to panie poświęcają więcej uwagi higienie ciała, ale również z powodów fizjologicznych. Poza tym kobiety częściej ujawniają negatywne nastawienie do zapachów własnego ciała. Natomiast panowie naturalny zapach potu interpretują jako synonim męskości.
Od niedawna sprzedawcy zaczęli rozumieć, że na zapachu – nie tylko tym w buteleczce – można zarobić. Przyjemne wonie sprzyjają wzrostowi sprzedaży. Stąd zapach świeżego pieczywa płynący z piekarni, woń kwiatów w pasażach handlowych, pachnące naturalną skórą plastikowe fotele samochodów. Tworzy się także reklamy oparte na zapachu (wystarczy podrapać w gazecie anons reklamowy). Znane są również kina z zapachem, np. alg, kiedy akcja na ekranie dzieje się na morzu.
Wytwórcy zapachów syntetycznych twierdzą, że można uperfumować wszystko, poza szkłem.
Marcin Nowak
Reklama