Nie uznaje taniej popularności. Nie chce być celebrytą. Dla niego zawsze najważniejsza była kolejna rola, a ma ich na koncie kilkadziesiąt. Studiował astronomię, historię i filologię japońską, ale od 5. roku życia wiedział, że będzie aktorem. Edward Norton to fenomenalnie utalentowany i niezwykle skromny człowiek, który do pracy jeździ metrem i żartuje, że jeśli będzie kiedyś musiał zrezygnować z tej formy transportu – dostanie ataku serca...
Nortonowie to szacowna bostońska rodzina. Dziadek Edwarda, James Rouse, był cenionym architektem. Aktor urodził się w założonym przez swego przodka mieście – w Columbii (Maryland). Jamesowi Rouse zawdzięczamy też koncepcję centrów handlowych – to on w 1958 roku zbudował pierwszy na świecie shopping mall. Ojciec, Edward senior, był prawnikiem. W czasie prezydentury Jimmy’ego Cartera pełnił nawet funkcję prokuratora generalnego. Matka, Robin, pracowała zaś jako nauczycielka. Edward junior jest najstarszym z trójki rodzeństwa – ma siostrę Molly i brata Jamesa.
Od astronomii do aktorstwa
Zainteresowanie aktorstwem zaczęło się wcześnie. Kiedy chłopiec miał 5 lat, obejrzał przedstawienie If I were Princess, w którym zagrała jego niania, Betsy True. Spektakl zrobił na nim takie wrażenie, że Ed postanowił zostać aktorem. Od 8. roku życia działał w kółku dramatycznym, a potem doskonalił warsztat na różnych kursach i w szkołach. Jednak stając przed wyborem studiów Edward junior wybrał trzy kierunki: astronomię, filologię japońską i historię.
Ten ostatni kierunek ukończył z wyróżnieniem i wyjechał do Osaki, by tam pracować w filii rodzinnej firmy, The Enterprise Foundation. Po powrocie do USA przez 2 lata pracował w nowojorskim biurze firmy. Równolegle zaczął grywać w teatrach off-broadwayowskich. Należał m.in. do zespołu Signature Company działającego pod kierownictwem znakomitego dramaturga Edwarda Albee (autora m.in. Kto się boi Virginii Wolf?).
Do filmu trafił przypadkiem. Był akurat w Hollywood z jednym ze spektakli w czasie, gdy producenci Lęku pierwotnego usilnie poszukiwali kandydata do roli Aarona Stamplora w tym sądowym thrillerze. Przesłuchano ponad 2 tysiące kandydatów i żaden nie spełnił oczekiwań odtwórcy głównej roli, Richarda Gere’a. Gwiazdor chciał już zrezygnować z udziału w projekcie, kiedy niespodziewanie na castingu pojawił się Norton. I to był strzał w dziesiątkę. Zanim jeszcze film wszedł na ekrany, fama o niezwykłym talencie Edwarda Nortona rozniosła się po Hollywood i sprawiła, że aktor został wręcz zasypany propozycjami. Z kolei po premierze jego pozycję ugruntowały entuzjastyczne recenzje krytyków, Złoty Glob a także trzy nominacje – do Oscara, BAFTA i Saturna.
Spielberg? Nie, dziękuję!
Po takim debiucie Norton zaczął grywać u najlepszych: Miloša Formana (Skandalista Larry Flynt), Woody’ego Allena (Wszyscy mówią: kocham cię), Davida Finchera (Podziemny krąg), Spike’a Lee (25. godzina), Ridleya Scotta (Królestwo podziemne), Wesa Andersona (m.in. Kochankowie z księżyca) czy Alejandra Gonzaleza Innaritu (Birdman). Nie oznacza to, że nie interesowały go inne, mniej znane nazwiska. Podstawą zawsze był scenariusz. Jeśli historia była dobra, potrafił zrezygnować z innej, nawet najbardziej intratnej propozycji. W 1997 roku odmówił samemu Stevenowi Spielbergowi, który chciał go zatrudnić do tytułowej roli w Szeregowcu Ryanie. Skorzystał na tym Matt Damon, bo Nortona zaintrygował scenariusz filmu Więzień nienawiści.
To historia młodego neonazisty, Dereka, który trafia do więzienia skazany za morderstwo na tle rasistowskim. Przebywając za kratkami zostaje oddelegowany do pracy w sortowni ubrań wraz z innym skazanym, który jest… czarnoskóry. Nieoczekiwanie ich relacja zamienia się w przyjaźń. Późniejsze dramatyczne zajścia w więzieniu powodują, że Derek redefiniuje swoje przekonania, a po wyjściu zza krat próbuje ratować młodszego brata, który ewidentnie zaczął kroczyć jego wcześniejszą drogą. Za rolę tę Norton otrzymał kolejną nominację do Oscara – tym razem za rolę pierwszoplanową. Później aktor jeszcze raz odebrał nominację do tej statuetki – w 2015 roku za Birdmana. Ale i tym razem jej nie otrzymał, co wywołało ogromne wzburzenie wśród krytyków filmowych i fanów aktora.
Bywało jednak, że i z niego rezygnowano. Kiedy Miloš Forman namawiał producentów Człowieka z księżyca, by na odtwórcę postaci Andy’ego Kaufmana zaangażowali Edwarda Nortona, oni uparli się, że rolę tę powinien zagrać Jim Carrey. Norton zabiegał z kolei o tytułową rolę w Utalentowanym Panu Ripleyu. Niestety Matt Damon nie zamierzał odwdzięczyć się za to, że dzięki rezygnacji Nortona zagrał rok wcześniej w Szeregowcu Ryanie, i to on ostatecznie zagrał Toma Ripleya.
Niechętny bohater tabloidów
Edward Norton nie jest bohaterem tabloidów, ale nie znaczy to, że nigdy nim nie był. A jak bywał, to oczywiście z powodu kobiet, z którymi się spotykał. Na planie Skandalisty… aktor poznał Courtney Love, już wówczas wdowę po tragicznie zmarłym Kurcie Cobainie, liderze grupy Nirvana. Norton jak ognia wystrzegał się dziennikarzy i opowiadania o swoim życiu prywatnym, ale Courtney nie miała z tym problemu. Nawet po rozstaniu szeroko komentowała kolejne ukochane Edwarda i publicznie żałowała, że powiedziała „nie”, kiedy aktor się jej oświadczył. Norton zaś nie dość, że nigdy nic złego o niej nie powiedział – dobrego zresztą też nie, gdyż milczał konsekwentnie – to bywał gitarzystą w jej punkrockowej grupie Hole, kiedy koncertowali w LA.
Kolejna wielka miłość Nortona była równie medialna. Aktor przez cztery lata był związany z Salmą Hayek, meksykańską aktorką, której marzeniem było podbić Hollywood. Nie było dnia, żeby nie widział swoich zdjęć w tabloidach i nie czytał doniesień na temat ich związku. A nie pisano dobrze. Wszechstronnie wykształcony i znany ze swojej erudycji aktor rzekomo męczył się z aktorką, która po latach mieszkania w USA wciąż nie mogła biegle nauczyć się angielskiego. Podobno nie mogli swobodnie porozmawiać o sztuce, polityce czy problemach współczesnego świata. Nawet gdyby było prawdą, że Salma ma problemy z angielskim, to przecież Norton biegle mówił po hiszpańsku i mógł rozmawiać z ukochaną w jej ojczystym języku.
Inne brukowce zwracały uwagę na różnice środowiskowe: Norton pochodził z prominentnej rodziny, a Salma była ubogą imigrantką. Rzekomo aktor bał się przedstawić ją rodzinie. Tymczasem współpracownicy Nortona wprost mówili, że aktor zabierał ukochaną na rodzinne święta, zjazdy czy wakacje. Kiedy jednak brytyjski bulwarowiec The Sun zaczął opisywać ich rzekome karczemne awantury – sztab PR-owców i prawników aktora postanowił ukrócić dalsze spekulacje. Tabloid musiał opublikować sprostowanie.
Nie uratowało to jednak ich związku. Po premierze Fridy w 2002 roku para rozstała się ostatecznie. Choć wspólna praca na planie była owocna – Ed prawie od nowa napisał scenariusz i w dużym stopniu dzięki jego poprawkom film odniósł taki sukces.
Sam sobie aktorem, reżyserem, producentem
Norton, choć ma na swoim koncie kilkadziesiąt ról, wiele nagród i nominacji, nie poprzestaje tylko na graniu. Dość wcześnie zainteresował się reżyserią i produkcją filmową. W 2000 roku zadebiutował w tych rolach filmem Zakazany owoc na podstawie scenariusza Stuarta Blumberga. Norton zagrał też główną rolę – katolickiego księdza, który zakochuje się w koleżance z dzieciństwa.
Ta kreacja przyniosła Nortonowi nominację do Złotego Satelity i ośmieliła go do dalszych przygód reżysersko-producenckich. Do tej pory Ed siedmiokrotnie podejmował się roli producenta (m.in. 25. godzina czy Malowany welon) i dwukrotnie reżysera. Jego najnowsze dzieło to Osierocony Brooklyn z 2019 roku. Film opowiada historię Lionela Essroga, prywatnego detektywa cierpiącego na zespół Tourette’a. Norton stanął po obu stronach kamery, a także napisał scenariusz i zajął się produkcją.
O jego życiu prywatnym wciąż niewiele wiadomo. Po zerwaniu zaręczyn z Salmą aktor odetchnął z ulgą – paparazzi odpuścili, tabloidy przestały o nim pisać. – Jako singiel jestem nieatrakcyjny – przyznał z ulgą w jednym z wywiadów. W 2012, po sześciu latach związku Edward Norton ożenił się z Shauną Robertson, kanadyjską producentką filmową. Para ma 7-letniego syna, Atlasa. Żyją między Los Angeles a Nowym Jorkiem. Niespiesznie, bez przesadnego zainteresowania mediów, bez opowiadania o swoim życiu. Bo, jak mówi aktor, to nie liczba plotek decyduje o pozycji w branży, tylko filmy, które się robi.
Małgorzata Matuszewska
Reklama