Od zapewnienia, że Stany Zjednoczone są "największym przyjacielem" Izraela, prezydent USA Barack Obama rozpoczął w środę pierwszą wizytę w tym kraju. Ostrzegł, że "wiatr przemian" w regionie Bliskiego Wschodu "przynosi zarówno obietnice, jak i zagrożenie".
"Postrzegam tę wizytę jako sposobność, by potwierdzić nierozerwalne więzi między naszymi krajami, by podkreślić niezłomne zaangażowanie Ameryki na rzecz bezpieczeństwa Izraela, a także by bezpośrednio zwrócić się do obywateli Izraela i waszych sąsiadów" - powiedział w czasie ceremonii powitalnej na lotnisku w Tel Awiwie. Obama podkreślił, że sojusz obu krajów jest "wieczny", a Stany Zjednoczone są dumne z pozycji "najbliższego sojusznika Izraela".
Z kolei prezydent Izraela Szimon Peres oświadczył, że "świat bez przywództwa Ameryki i jej głosu moralnego, byłby światem mroczniejszym". "Świat bez waszej przyjaźni byłby zaproszeniem do agresji przeciwko Izraelowi" - dodał.
Premier Benjamin Netanjahu, którego relacje z Obamą nie układały się najlepiej za pierwszej kadencji prezydenta USA, podziękował Waszyngtonowi za "jednogłośne popieranie prawa Izraela do samoobrony wobec jakichkolwiek zagrożeń". Na lotnisko przetransportowano baterię systemu przeciwrakietowego Żelazna Kopuła, aby mógł ją zobaczyć amerykański gość; system jest częściowo finansowany przez USA.
Przemawiając na lotnisku, Obama oświadczył też, że mimo trudności USA nigdy nie stracą z oczu "wizji Izraela żyjącego w pokoju ze swymi sąsiadami".
Po ceremonii powitalnej w Tel Awiwie Obama udał się do Jerozolimy, gdzie ma rozmawiać z przywódcami Izraela.
Podczas rozpoczynającej się w środę trzydniowej wizyty Obama odwiedzi, poza Izraelem, Zachodni Brzeg Jordanu i Jordanię. Jest to jego pierwsza wizyta w Izraelu, od kiedy objął urząd prezydenta w 2009 roku.
(PAP)
Reklama