Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 03:32
Reklama KD Market

Wielki skok na grobowiec

7 listopada 1876 roku w Springfield miała miejsce jedna z najbardziej nieprawdopodobnych akcji w historii Stanów Zjednoczonych. Grupa przestępców postanowiła wykraść zwłoki nieżyjącego od 11 lat prezydenta Abrahama Lincolna. Następnie w planach było żądanie okupu. Nie wszystko poszło jednak zgodnie z zamysłem, bo pośród spiskowców był informator policyjny... Areszt króla fałszerzy Inicjatorem akcji był szef działającej w tamtych czasach chicagowskiej szajki fałszerzy pieniędzy, niejaki James Kennally zwany Dużym Jimem. Zanim jednak wpadł on na szalony pomysł uprowadzenia ciała szesnastego prezydenta Stanów Zjednoczonych, rok wcześniej wydarzyło się coś, co pociągnęło za sobą ciąg wydarzeń rodem z filmu sensacyjnego. Jesienią 1875 roku do aresztu trafił Benjamin Boyd, jeden z najbardziej utalentowanych grawerów matryc do fałszowania banknotów. Polowanie na fałszerza trwało osiem miesięcy. Służby specjalne ścigały go przez pięć stanów. Boyda umieszczono w zakładzie karnym w Joliet w Illinois. Jego zatrzymanie postawiło pod znakiem zapytania cały, dobrze prosperujący przestępczy interes Dużego Jima. Zwłaszcza że Boyd miał spędzić za kratkami 10 lat. Szef szajki wiedział, że musi w jakiś sposób rozwiązać ten problem. Tak zrodził się pomysł wykradzenia zwłok Wielkiego Emancypatora Abrahama Lincolna z grobowca na cmentarzu Oak Ridge w Springfield. Ciało następnie miało zostać zwrócone w zamian za uwolnienie odsiadującego wyrok fałszerza. Ponieważ w grę wchodziły szczątki prezydenckie, Duży Jim postanowił, iż dodatkowo zażąda za nie 200 tysięcy dolarów (równowartość prawie 5 milionów dolarów dzisiaj). W oczach ludzi współczesnych intryga ta może wydawać się nieco dziwaczna, ale w XIX-wiecznej Ameryce proceder kradzieży pochowanych zwłok nie był niczym szczególnie nadzwyczajnym. Często miały w nim swój udział szkoły medyczne, które opłacały złodziei ciał i w ten sposób zdobywały materiał do ćwiczeń dla studentów. Skandale, które w związku z nieprzyjemną praktyką co pewien czas wybuchały, szeroko komentowane były w mediach. Możliwe, że właśnie tu należy szukać źródeł inspiracji Dużego Jima. Tak czy siak, uprowadzone zwłoki miały zostać ukryte pośród wydm Indiany nad jeziorem Michigan. Zdaniem mózgu całego przedsięwzięcia było to idealne miejsce na przechowanie tak cennego łupu ze względu na wędrujące pod wpływem wiatru piaski, które miały szybko zatrzeć jakiekolwiek ślady. Narodowa zguba miała tam bezpiecznie czekać, aż negocjacje dotyczące okupu zostaną pomyślnie zakończone. Przestępcy werbują informatora Realizację osobliwego planu szef szajki zlecił dwóm współpracującym z nim przestępcom. Byli to Terence Mullen i Jack Hughes. Szczegóły wielkiego skoku na grobowiec prezydenta uzgadniano podczas spotkań w chicagowskiej tawernie o nazwie Hub. W tym czasie stałym jej bywalcem był niejaki Lewis Swegles, kryminalista skazany za drobne przestępstwa, jak kradzież koni. Swegles pracował jako informator służ specjalnych. Do Hub posyłał go szef chicagowskiego oddziału Secret Service, Patrick Tyrrell. Ten sam, który aresztował zdolnego fałszerza Boyda. Tyrrell liczył na to, że informacje z takiego miejsca jak Hub pomogą mu rozpracować cały gang fałszerzy. W życiu by nie przypuszczał, że uda mu się zdemaskować całkiem inną przestępczą intrygę. Informator Swegles zdołał zdobyć zaufanie Mullena i Hughesa. Wmówił im, że jest szefem złodziei zwłok w Chicago, dlatego ci bez wahania zwerbowali go do udziału w akcji. Tyrrell postanowił wstrzymać się z jakimikolwiek aresztowaniami, aż nie złapie spiskowców na gorącym uczynku. Swegles informował go na bieżąco o wszelkich nowych ustaleniach gangsterów. Papieros Przestępcy ustalili, że akcja wykradzenia zwłok Lincolna odbędzie się 7 listopada, w dzień wyborów. W ten sposób nikt nie zwróci uwagi na przemierzających miasto przybyszy z Chicago, bo całe Springfield wyjdzie na ulice, by celebrować okazję. 6 listopada trzech spiskowców – Mullen, Hughes i Swegles – wsiadło do nocnego pociągu do stolicy stanu, a wraz z nimi agenci, którzy ich śledzili. Na potrzeby akcji Tyrrell wynajął nawet ochroniarzy ze znanej wówczas agencji ochroniarskiej Pinkerton. Z jej usług korzystał Abraham Lincoln w czasie wojny secesyjnej. Pracownicy z Pinkerton zapewniali mu wtedy ochronę osobistą. Ludzie Tyrrella obstawili zawczasu cmentarz Oak Ridge w pobliżu prezydenckiego grobowca. Informator Swegles, wyznaczony przez szajkę do stania na czatach, miał w odpowiednim momencie zapalić papierosa przed frontowym wejściem do katakumby na znak, że czas rozpocząć interwencję. Kiedy jednak przestępcom udało się uporać z zamkiem do grobowca, Mullen chwycił Sweglesa, wcisnął mu w dłoń latarnię i kazał iść z nimi w głąb katakumby, by pomógł oświetlać sarkofag. Informator nie starał się szukać żadnej wymówki, bo wiedział, że to wzbudziłoby podejrzenia. Zniecierpliwieni agenci nie wiedzieli, co się dzieje. W końcu, gdy Mullen i Hughes siłowali się z ciężką trumną – która ku ich zaskoczeniu była w części ołowiana i którą ostatecznie udało im się przesunąć tylko o 15 cali – polecili, by Swegles w międzyczasie sprowadził wóz z koniem zaparkowany u wschodniej bramy cmentarza. Ten jednakże obszedł grobowiec dookoła i stanął u frontowego wejścia. Gdy zapalił papierosa, Tyrrell i jego ludzie wtargnęli do środka, by schwytać złodziei na gorącym uczynku. Ale okazało się, że nikogo tam nie ma, bowiem zaraz po wyjściu Sweglesa pozostali dwaj przestępcy też opuścili grób i czekali na wóz pod drzewem 100 stóp od katakumb. Możliwe, że chcieli po prostu zaczerpnąć świeżego powietrza. Gdy zobaczyli, jak tajne służby szturmują główne wejście, uciekli z cmentarza. Myśleli, że Swegles został złapany. Inna wersja zdarzeń mówi, iż gdy przestępcy zmagali się z ciężką trumną, broń jednego z agentów przypadkiem wypaliła i to spłoszyło złodziei. W dodatku podczas nerwowej akcji przeczesywania cmentarza doszło do wymiany ognia pomiędzy Tyrrellem a detektywem z firmy Pinkerton, który przez pomyłkę został wzięty za jednego z poszukiwanych. Ostatecznie Mullena i Hughesa policja aresztowała w Chicago. Osądzeni dostali po jednym roku odsiadki w więzieniu w Joliet. W ten sposób dołączyli do fałszerza Boyda, z powodu którego cały spisek został uknuty. Strażnicy szczątków prezydenta Mimo iż do kradzieży nie doszło, sprawujący pieczę nad miejscem ostatniego spoczynku Lincolna, John Carroll Power, wpadł w panikę. Zdawał sobie sprawę z tego, jak słabo zabezpieczony jest grobowiec. Wiedział, że skoro amatorom prawie udało się wykraść ciało prezydenta, to profesjonalnym złodziejom zwłok przyszłoby to bez większego trudu. Dlatego już kilka dni po zdarzeniu, 13 listopada, bez powiadamiania władz i przy udziale garstki wtajemniczonych trumnę wyjęto z marmurowego sarkofagu i przeniesiono do podziemi obiektu. Tam miała zostać umieszczona w płytkim grobie. Jednak, ponieważ wykop został zalany wodą, pozostawiono trumnę na pewien czas na wierzchu, maskując budowlanymi odpadami, których nie wyniesiono od czasu, gdy wznoszono katakumby. Potem albo było zbyt gorąco na to, by wchodzić do podziemi pozbawionych wentylacji, albo brakowało silnych mężczyzn, którzy zdołaliby udźwignąć ciężką ponad miarę trumnę. Koniec końców śmieci kontraktorskie służyły za miejsce spoczynku Lincolna przez następne dwa lata. W 1878 roku trumna została złożona w nieoznaczonym grobie w innym sekretnym miejscu podziemia. Opiekun grobowca powołał do życia Honorową Straż Lincolna, która strzegła tajemnicy miejsca dokładnego pochówku prezydenta. W sumie w podziemiach jego trumna pozostawała przez 11 lat. Przez ten czas opinia publiczna o niczym nie wiedziała. Odwiedzający grobowiec ludzie oddawali cześć pustemu sarkofagowi z marmuru. Zwłoki Abrahama Lincolna przenoszono aż 17 razy – ze względów bezpieczeństwa lub z powodu remontów – a trumnę otwierano pięć razy, by upewnić się, że prezydent nie został wykradziony. Dopiero w 1901 roku na stałe złożono szczątki prezydenta w grobowej krypcie 10 stóp pod podłogą katakumb. Z jego powodu cmentarz Oak Ridge w Springfield jest, zaraz po Arlington w Wirginii, najliczniej odwiedzaną nekropolią w Stanach Zjednoczonych. Emilia Sadaj
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama