Z cyklu: polonijne sukcesy. Renata Ciszek: To ja będę panią….!
- 07/17/2020 05:01 PM
Renata Ciszek – z wykształcenia nurse practitioner, znana z osiągania bardzo naturalnych efektów w swoim gabinecie medycyny kosmetycznej Re medispa. Uważa, że idea starzenia się z godnością to pic na wodę. Mama bliźniaków wspina się po drabinie rozwoju i spełnia przez ciągłe kształcenie.
Tatiana Kotasińska: Czy rodzina z której pochodzisz, promowała i dbała o kobiety?
Renata Ciszek: – Pochodzę z domu gdzie kobiety miały siłę, były niezależne. Wyrosłam w przekonaniu, że mam sama o siebie zadbać i tak się wykształcić, by być niezależna. Babcia rządzi całą rodziną, mama była bardzo niezależna, jedynie finansowo zależna od taty. A tato zawsze namawiał mnie na edukowanie się .
Tytuł „full practice nurse practitioner ”oznacza , że możesz diagnozować, nie potrzebujesz lekarza prowadzącego. Co dało Ci napęd by ukończyć w Stanach te prestiżowe studia?
– Zawsze chciałam kimś być. W młodości grałam na pianinie i byłam w Mielcu jedną z najlepszych w szkole muzycznej. Wtedy poczułam smak bycia w czymś bardzo dobra. Gdy przyjechałam do Chicago miałam 18 lat i marzenia o graniu upadły. Musiałam pracować i nie stać mnie było na pianino. Zaczynałam w serwisie sprzątającym, co stopniowo dyskwalifikowało moje palce w grze na instrumencie. Potem poszłam w swoim rejonie do bardzo słabego Schurz High School, a wieczorem sprzątałam biura. Na studiach miałam duże problemy z angielskim, zmagałam się okrutnie. Najpierw byłam na Northeastern Illinois University gdzie wszystkie egzaminy ściągałam od kolegi Polaka, żeby nadrobić braki w angielskim. Sfrustrowana postanowiłam wyjechać z polskiego Chicago i rzucić się na głęboką wodę. W bibliotece znalazłam Illinois State University i intuicja kazała mi tam aplikować. Tam byłam jedyną Polką. Zdarłam dwa słowniki polsko-angielskie, uczyłam się po 10 godzin dziennie i zaczęłam się odbijać od dna.
A to było dno?
– Poczucie dna dawało wtedy mnie i wielu moim młodym polskim przyjaciołom nie samo sprzątanie. Bo wiele cudownych Polek twardzielek realizuje się w tej ciężkiej i dobrze płatnej pracy. Ale fakt, że wielu z nas tylko dlatego, że jesteśmy emigrantami, przeznaczyło lata na harowanie, mając kwalifikacje do innego rozwoju zawodowego i edukacji. Dno widziałam także w wykorzystywaniu przez szefów serwisów sprzątających oraz właścicieli domów… Pewnego dnia weszłam rano do wena serwisu sprzątającego i usłyszałam, jak kobieta opowiadała: „ moja pani odwołała sprzątanie”. Określenie „moja pani” skojarzyłam z totalnym niewolnictwem i poczułam się tak nisko, że po 28 latach to pamiętam! Tak się wkurzyłam, że zdecydowałam, że nikt nie będzie moją panią czy panem. To ja będę panią! Nie będę niczyją służącą. To chyba upór i przekora dały mi napęd.
Nie miałaś w życiu skrótów?
– Nie ma łatwej drogi. Jak chcesz coś sam osiągnąć, nie ma skrótów… Nie miałam ojca czy matki, żeby coś załatwili, nie miałam znajomości. Pamiętam, jak kiedyś zmęczona wracając po Belmont Avenue, po sprzątaniu, wyobraziłam sobie drabinę. Widziałam, jak siedzę na najniższym jej szczeblu. Obiecałam sobie, że kiedyś dojdę na górę.
A jak się znalazłaś w Ameryce?
– Los jest bardzo przewrotny. Mama wylosowała zieloną kartę, ale aplikowała po nią dla żartów jej przyjaciółka. Tato, który absolutnie nie chciał wyjechać, zmarł nagle na wylew w wieku 36 lat (ja miałam 15 lat) i dylemat o wyjeździe rozwiązał się sam. Nie znaliśmy nikogo w Chicago, ale kolega taty namówił córkę dentystkę, by podpisała, że możemy się u niej zatrzymać. Przekonał mamę, by wyjechała dla dobra dzieci, abyśmy bez taty nie klepali biedy.
Co było przed etapem medycyny estetycznej?
– Zaraz po studiach medycznych na Loyola University byłam rozczarowana, bo zrozumiałam, że studia dały mi tylko 50 proc. wiedzy a resztę musiałam wypracować sama. Zanim jesteś nurse practitioner musisz być pielęgniarką. Pomaganie ludziom dało mi satysfakcję. Zauważyłam, że chorzy dobrze się czuli dzięki małym gestom, dobremu słowu, dotykowi. Zaczęłam wreszcie czuć spełnienie w życiu, ale wciąż czułam głód wiedzy. Chciałam więcej. Specjalizalizowałam się więc w kardiologii przez kolejne 3 lata. Nareszcie urodziłam bliźniaki i ze względu na chłopców potrzebowałam więcej elastyczności czasowej i zaczęłam pracować jako „nurse practitioner”w czyimś gabinecie. Cieszyło mnie to, że gdy leczyłam – pomagałam. Byłam jednak ograniczona przez firmy ubezpieczeniowe, które nie płaciły za nowsze leki. Nie mogłam więc być kreatywna, szukać pacjentom najlepszych rozwiązań. Poczułam rutynę i powtarzalność. Mimo że jeździłem na międzynarodowe seminaria lub do Mayo Clinic na szkolenia, wiedziałam, że nie będę mogła tej wiedzy stosować. I tak paru latach chciałam odmiany…
Jak nurse practitioner zamieniła się w specjalistę medycyny estetycznej?
– Kiedyś poszłam z koleżanką na lunch i zobaczyłam jej strasznie zrobione usta i policzki. Wyglądała tak nieładnie, że nie potrafiłam ukryć mojej reakcji. Długo zastanawiałam się nad tą sytuacją, bo wiedziałam, że to nie może być firma produkująca wypełniacze, to musi być zła technika. W sercu już czułam, że jeśli zajmę się tą częścią medycyny, będę robić to lepiej i uzyskam naturalny efekt..
Medycyna kosmetyczna to ciągłe dokształcanie, czyż nie?
–To jest nieustanne uczenie się. Często gdy jestem w procesie jakiegoś zabiegu z pacjentką wychodzą jakieś nowe, olśniewające rozwiązania, które mogłabym wprowadzić. To fascynuje. I teraz nikt poza samą estetyką mnie nie ogranicza..
Pokolenie baby boomers się starzeje, więc jest wielka grupa chętnych do upiększania się, jest rynek, którego chyba nie sposób wypełnić? Przemysł kosmetyki odmłodzeniowej zarabia kolosalne pieniądze, czy to oznacza, że jego klienci przyjmują wszystkie możliwe produkty i pomysły?
– Ludzie żyją dłużej i nie chcą by wiek był pokazany na twarzy. Ludzie starsi czują się niekiedy gorzej, bezużyteczni. Dzisiaj miałam męskiego pacjenta, który siedział tu bardzo długo by przygotować się na urodziny wnuczki. Wszyscy teraz chcemy wyglądać dobrze z różnych powodów.
Większość pacjentów to kobiety. Chcą być zawsze młode czy inne, ładniejsze?
– Chcą się czuć dobrze, lepiej. Bardziej chodzi o samopoczucie niż o wygląd.
Niektórzy konserwatywni mężczyźni utyskują na forach internetowych ,,kobieto, starzej się z godnością”. Czy czegoś nie rozumieją?
– Nie chcą wydawać pieniędzy na żony. Słyszę o tym notorycznie od klientek ale one i tak robią to za plecami mężów. Zmiany wprowadzane przeze mnie wyglądają tak naturalnie, że panowie nie mają o tym pojęcia. A idea starzenia się z godnością to pic na wodę, nikt nie chce wyglądać źle.
Czy wymusza to zachodnia kultura? Bo tu idealnie jest wyglądać młodo przez całe życie. Wcześniej starzeliśmy się zgodnie z naturą i było to akceptowane.
– Bo nie było mediów społecznościowych, ani telefonów, które natychmiast poprawią zdjęcie i wygląd. W dowolnym czasie widzisz koleżankę z Polski i myślisz : „Jak ona świetnie wygląda, ja też tak chcę! ” I biegniesz coś poprawić. Oglądasz gwiazdy Hollywood, Kylie Jenner, Kim Kardashian i chcesz mieć takie usta jak one.
I idziemy za nimi jak stado baranów? Ciągle się zastanawiam czy to sztucznie wykreowany trend skierowany na zewnętrzność człowieka, pogoń za pięknem? Czy jak wszystko błyszczy nie zapominamy co jest prawdziwą wartością?
– Ten trend ma swoje plusy. Bo gdy dzieci już tak mamy nie potrzebują , kobieta czasem czuje się niepotrzebna. Dla kobiety to jest po prostu strasznie ważne. Statystycznie wiele kobiet po 50-tce ma depresję.
Dajesz im drugie życie?
– Dokładnie! Zaczynają nowy etap, wychodzą z koleżankami. Moja przyjaciółka wypuściła z domu dzieci, teraz biega na imprezy, podróżuje, chce ładnie wyglądać. Wreszcie ma czas dla siebie.
Błyszczy w otoczeniu innych kobiet, a nie głównie dla mężczyzn…?
– Tak, mężczyźni nie powinni w to ingerować. Bo jak kobieta jest szczęśliwa, zawsze to dobrze wpłynie na mężczyznę.
Wypiłaś przed chwilą dwa podwójne espresso, spędzasz długie dni w pracy w otoczeniu kobiet. Jest intensywnie?
– Niby tak ale kobiety potrafią znakomicie wspierać. Przykładem jest Gosia Sokołowski, która ze mną pracuje, jest takim magnesem dla klientek, osobą, która bardzo dba o wizerunek firmy a nawet mój własny.
Wracasz do domu, w którym jest mąż i dwóch synów. Czujesz jakąś ulgę?
– Nie ma czegoś takiego jak superwoman. Jesteś dobra w jednym, nie ma Cię w drugim i to jest udowodnione. Spełniam się w pracy, odnoszę sukces ale za to nie widzę dzieci, mało męża, nie zajmuję się domem. Cieszę się, że wracam do domu ale w tym samym czasie widzę, że dzieci żyją swoim życiem. Czasem muszę dwa razy powiedzieć, że przyszłam, bo mnie nie zauważą. I to jest mój wyrzut sumienia numer jeden. Miałam okazję poznać lepiej moje dzieci dopiero podczas kwarantanny…
Ale twój mąż zapewnił, że potrafisz to łączyć. Masz więź z dziećmi a on jest z Toba zaprzyjaźniony. On i dzieci wiedzą na pewno, że rodzina jest dla Ciebie najważniejsza.
– Gdybyś zapytałą go o to przed czasem pandemii, powiedziałby coś innego. I mówię te rzeczy publicznie, by kobiety przestały wierzyć w model perfekcyjnego życia. Podczas kwarantanny mój syn powiedział, że rozmawia z zabawkami więcej niż ze mną. To był dla mnie alarm. Obiecałam sobie, że jak przyjdę z pracy to spędzę z każdym z nich chociaż 30 minut, ale dając sto procent uwagi. Ale bywam tak zmęczona, że nawet to wiele mnie kosztuje. Wczoraj poszliśmy łowić ryby i ze zmęczenia nie dawało mi to radości.
Szczerze, co w sercu jest dla Ciebie ważniejsze? Rozwój zawodowy czy rodzina?
– Oba są bardzo ważne ale rozwój zawodowy, bo mnie spełnia. Nie potrzebuje domu za milion dolarów. Jeżdżę używanym samochodem, mieszkam w dwusypialniowym choć pieknie urządzonym townhouse. Ale nie byłabym szczęśliwa gdybym się poświęciła tylko rodzinie a nie rozwijała się. Tysiące dolarów wydaję nie na drogie torebki, ale na seminaria edukacyjne. Daję dzieciom przynajmniej wzór osoby, która jest szczęśliwa, bo ma pasję.
Czy sama siebie odmładzasz?
– Regularnie, co trzy miesiące. Muszę bo jestem po 40-tce. Wtedy spada estrogen i kolagen czyli elastyczność skóry. Lubię dobrze wyglądać i być wizytówką firmy.
Czy często spotykasz się z kobietami, które przesadzają ze zmianą swojego wyglądu?
– To się zdarza i straciłam przez to kilka klientek. Jeśli wiem, że coś nie będzie wyglądało ładnie to nie wykonam zabiegu. mimo że klient płaci. Kiedyś gdy zobaczyłam dziewczynę w poczekalni, miałam nadzieję, że nie przyszła do mnie. Była tak przerobiona, że zorientowałam się, że był z nią większy problem. Zapytałam bardzo bezpośrednio: czemu siebie tak nie lubisz? Najpierw się oburzyła a potem się rozpłakała. Okazało się, że była ofiarą gwałtu ojczyma, który jej wmawiał winę. Potem, gdy patrzyła w lusterko, chciała widzieć zupełnie inną osobę, niż ofiarę przemocy. Tymczasem zrobiła z siebie potwora i mówiła, że przyszła po więcej… Za te pieniądze, które miałaby zostawić u mnie namówiłam ją na psychologa i rozpuściłam jej wypełniacze. Zatem niektóre kobiety nie chcą się upiększyć, ale wręcz zmienić tożsamość.
Czy czasami kobiety bywają rozczarowane: ,,ja się tak odmieniłam, a moje życie wciąż kiepskie”?
– To bardzo częsty przypadek, gdy kobiety tak „powypychane”, myślą, że zmieni się ich życie. Przykładem takiego środowiska jest Hollywood. Uczucie radości gdy „zrobisz się” i wyglądasz ładnie trwa dwa tygodnie. Wtedy masz chwilową energię i siłę, po tym czasie już nie widzisz różnicy. Nowe usta czy policzki dadzą Ci pewność siebie ale musisz to wykorzystać i nad sobą pracować.
Przyszedł mi znów na myśl twój mąż, który powiedział, że masz pasję we wszystkim co robisz. Zawsze starasz się być ekspertem. Wierzy, że wygrał na loterii piękno i mózg w jednym pakiecie. Jak się czujesz gdy to słyszysz?
– Doceniona, miło to usłyszeć.
Mąż, Amerykanin polskiego pochodzenia, szukał żony Polki. Jeździł z dalekich przedmieść do Bacik deli i do Jedynki by spotykać Polki…
– Muszę przyznać, że mąż mnie wspiera, że spełniam się też dzięki niemu. Gdyby nie zajmował się dziećmi nie mogłabym tyle pracować, jeździć na seminaria.
Poznaliście się na randce w ciemno. Ty lubisz wyzwania?
-Lubię się uczyć, robić nowe rzeczy, rosnąć, być coraz lepsza. Jak już coś robię chcę być najlepsza, zrobić najlepszą robotę i mieć satysfakcję.
Jesteś nowoczesną, wykształconą, zadbaną, zarabiającą kobietą . Za czym tęsknisz?
– Nieustannie za większym kontaktem z rodziną, wspólnymi wakacjami, odpoczynkiem. To mój dylemat.
Dziękuję bardzo za rozmowę.
Rozmawiała: Tatiana Kotasińska
Wywiad sponsorowany
Reklama