Sąd Najwyższy USA stosunkiem głosów 5 do 4 zdecydował, że znaczna część terytorium stanu Oklahoma, łącznie z miastem Tulsa, należy do Indian z plemienia Creek. Jest to dość niezwykła decyzja, która może przynieść skomplikowane problemy prawne. Jej genezą są niechlubne wydarzenia, jakie miały miejsce w latach 30. XIX wieku...
Brutalne deportacje
W latach 1830-38 około 100 tysięcy amerykańskich Indian, żyjących na terenach południowych stanów na wschód od rzeki Missisipi, deportowano na zachód. Stosowano przy tym wszelkie brutalne zabiegi, włącznie z użyciem armii Stanów Zjednoczonych. Stało się to na mocy ustawy Indian Removal Act, podpisanej przez prezydenta Andrew Jacksona. Przymusowe wysiedlenie dotyczyło plemion: Cherokee, Chickasaw, Choctaw, Creek i Seminole, a całe to wydarzenie nazwano „Szlakiem Łez”. Indianie, zmuszeni do wielodniowego marszu na zachód w trudnych warunkach pogodowych, masowo chorowali i umierali. Śmierć poniosło wtedy kilka tysięcy Indian. Ci, którzy przeżyli ten marsz, osiedlili się głównie na terytoriach, które dziś są stanami Arkansas i Oklahoma.
Do tego okrutnego wysiedlenia doszło dlatego, iż napływający do południowo-wschodniej części USA biali osadnicy potrzebowali gruntów rolnych, które zajmowali Indianie. Plemię Creek zostało przymusowo usunięte z Georgii i Alabamy i znalazło się na terytorium Oklahomy, które wtedy nie było jeszcze stanem. Rząd federalny podpisał z Indianami kilka traktatów, które gwarantowały im bezpieczeństwo oraz stanowiły, że zajęte przez nich tereny pozostaną na zawsze ich własnością.
Aktualnie opinię w tej sprawie napisał w imieniu Sądu Najwyższego konserwatywny sędzia Neil Gorsuch, który dołączył do swoich czterech liberalnych kolegów. Stwierdził on, że traktaty podpisane w XIX wieku nigdy nie zostały w żaden sposób zmienione lub unieważnione i nadal pozostają w mocy. A skoro tak, to znaczna część Oklahomy pozostaje w sensie prawnym indiańskim rezerwatem.
Z przyznania statusu rezerwatu Indian wynikają istotne konsekwencje. W przeszłości władze kolonialne wyznaczały ludności tubylczej rezerwaty i inne wydzielone terytoria, by oddzielić Indian od obszarów przeznaczonych pod osadnictwo, eksploatację bogactw naturalnych, przemysł, transport, itd. Na rezerwaty wyznaczano zwykle tereny dość marginalne – odległe od skupisk ludzkich, niedostępne i z punktu widzenia ówczesnych władz mało atrakcyjne. Przesiedlanie kolejnych plemion i ustalanie granic rezerwatów odbywało się niemal zawsze pod presją kolonizatorów i nierzadko w wyniku przegrywanych przez Indian konfliktów zbrojnych.
Autonomia Indian
Począwszy od wczesnych lat XX wieku status rezerwatów Indian zaczął się zmieniać. Dziś tereny te stanowią własność poszczególnych plemion, zarządzane są przez ich autonomiczne władze (zwykle rady plemienne), a nadzór nad nimi sprawuje Bureau of Indian Affairs, czyli rządowa agencja podległa Departamentowi Spraw Wewnętrznych. Autonomia rezerwatów jest niezwykle ważna, gdyż formalnie tereny te stanowią część terytorium federalnego wyłączonego spod jurysdykcji poszczególnych stanów.
W praktyce oznacza to, iż Indianie mają własne sądownictwo, szkolnictwo oraz systemy podatkowe. Specjalne umowy z władzami stanowymi umożliwiają plemionom z niektórych rezerwatów prowadzenie legalnych kasyn gry. W niektórych rezerwatach, uważanych za bardziej tradycyjne, obowiązują lokalne ograniczenia ruchu turystycznego, szczególna ochrona świętych miejsc i prywatności mieszkańców oraz zakaz spożywania napojów alkoholowych.
Podstawy współczesnej autonomii rezerwatów Indian w USA uregulowała ustawa o reorganizacji Indian (Indian Reorganization Act) z 1934 roku. Dziś do Indian należy 2,3 proc. terytorium USA, choć jest to liczba, która nie uwzględnia jeszcze najnowszej decyzji Sądu Najwyższego. Uznanie znacznej części Oklahomy za rezerwat nie oznacza oczywiście, że lada chwila plemię Creek wprowadzi się do stanowego parlamentu i zacznie rządzić. Jednak liczne wyroki, wydane przez sądy stanowe w przypadku przestępstw popełnionych przez Indian, mogą zostać unieważnione, ponieważ mieszkańcy rezerwatów podlegają sądownictwu własnego plemienia, a nie jurysdykcji amerykańskiej.
Wódz plemienia Creek, Jonodev Chaudhuri, który w przeszłości był członkiem plemiennego sądu najwyższego, stwierdził w specjalnym oświadczeniu, że wszelkie obawy o to, iż Oklahomę czeka chaos prawny, są przesadzone. Jego zdaniem ewentualne unieważnienia wyroków dotyczą niewielkiej liczby przypadków. Ponadto jest zdania, że w Oklahomie od lat panują bardzo poprawne stosunki między Indianami i władzami stanowymi, i że wszelkie wątpliwości związane z decyzją Sądu Najwyższego można z łatwością rozwiać przez odpowiednie negocjacje. W proces ten będą musieli zostać włączeni Indianie z plemion Cherokee i Komancze, którzy również w większości mieszkają dziś na terytorium Oklahomy.
Prawnik tego ostatniego plemienia, Forrest Tahdooahnippah, również uważa, że decyzja Sądu Najwyższego spowoduje tylko „niewielkie zamieszanie”. Owo zamieszanie może dotyczyć między innymi przypadku 71-letniego Jimcy McGirta, skazanego na długoletnie więzienie za molestowanie dziecka. Jego prawnicy argumentują, że wydany na niego wyrok jest nieważny, ponieważ przestępstwo miało miejsce na terenie należącym do Indian, a zatem jego osądzenie w sądzie stanowym nie powinno było mieć miejsca. Problem polega jednak na tym, że McGirt nie jest Indianinem, a zatem nie jest jasne, czy winien podlegać sądownictwu plemienia Creek. Przypadki takie zdarzają się jednak dość rzadko.
Znamienne jest to, że po opublikowaniu decyzji sądowej przedstawiciele wszystkich pięciu plemion, które w XIX stuleciu przebyły „Szlak Łez”, wydali wspólny komunikat, w którym zapewnili, że zrobią wszystko, by skutecznie rozwiązać jakiekolwiek problemy prawne wynikające z faktu, iż jedna trzecia terytorium stanu Oklahoma uznana została za indiański rezerwat. Sąd Najwyższy potwierdził, choć minimalną większością głosów, że dawne porozumienia Indian z władzami federalnymi muszą być respektowane. Tym samym w sposób symboliczny „Szlak Łez” został wreszcie zamknięty.
Krzysztof M. Kucharski
Reklama