Co najmniej 11 osób zostało zabitych, a ponad 50 rannych w fali przemocy, która przetoczyła się przez Chicago w miniony weekend. To już czwarty weekend z rzędu, kiedy w ulicznych strzelaninach ofiarami są dzieci.
Wśród rannych jest dwóch nastolatków, którzy wraz ze starszym, 20-letnim kolegą w niedzielę o 11.30 byli w samochodzie na stacji benzynowej w rejonie 7000 S. Damen Ave. Strzały padły z nadjeżdżającego SUV. 20-latek został wielokrotnie trafiony i zmarł w szpitalu. 14-latek i 17-latek zostali przewiezieni do szpitala dziecięcego Comers. Ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
Do jednego z największych wybuchów agresji minionego weekendu doszło w sobotę w dzielnicy Humboldt Park w rejonie 1100 N. Lawndale. Czterech mężczyzn zostało rannych, a jeden zmarł na miejscu w strzelaninie, którą poprzedziła kłótnia i fizyczną bójką.
Wśród ofiar strzelanin są również kobiety. W sobotę wieczorem na południu Chicago podczas dużego zgromadzenia strzelano do trzech kobiet. Jedna z nich zmarła.
Do weekendowej przemocy odniósł się w poniedziałek podczas porannej konferencji prasowej szef chicagowskiej policji, David Brown. Powtórzył, że rozwiązanie problemu przemocy w Chicago nie leży jedynie w rękach policji. Zaznaczył, że na zachodzie Chicago młodzi ludzie nie mają perspektyw, a rynek narkotykowy zdaje się być jedynym rynkiem „zatrudnienia” dla mieszkańców tych dzielnic.
Według Browna, tylko w ciągu minionego tygodnia chicagowska policja skonfiskowała 98 sztuk nielegalnej broni i aresztowała 62 osoby pod zarzutami związanymi z bronią. Od początku roku policja zarekwirowała z ulic Chicago 5100 sztuk nielegalnej broni.
Szef policji podał również, że w ciągu minionego tygodnia dokonano 57 aresztowań za przestępstwa z użyciem przemocy, w tym 6 za zabójstwo.
(jm)
Reklama