44-letnia kobieta popełniła w środę samobójstwo, skacząc z ósmego pietra z 10-mięsiecznym synem w ramionach. Niemowlę przeżyło upadek i w krytycznym stanie trafiło do szpitala. Kobieta zmarła w wyniku odniesionych obrażeń.
Dramat rozegrał się w środę po południu w dzielnicy Harlem w Nowym Jorku. 44-letnia Cynthia Wachenheim wyskoczyła z ósmego piętra budynku mieszkalnego przy 147 ulicy i Bradhurst Ave., trzymając w ramionach 10-miesięcznego syna Kestona. Matka zginęła na miejscu w wyniku odniesionych obrażeń. Jej ciało zamortyzowało jednak siłę z jaką dziecko uderzyło o beton; chłopiec trafił do szpitala w krytycznym stanie. Według lekarzy, jego życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo.
Według ustaleń policji Cynthia Wachenheim z okna swego mieszkania skoczyła zaledwie w godzinę po tym jak opuścił je jej mąż. Kobieta pozostawiła chaotycznie napisany, liczący 13 stron list. Napisała w nim, że „obawia się, że jej dziecko nie rozwija się tak szybko jak powinno i obawia się, że chłopiec może cierpieć na jakieś poważne schorzenia. Przyznała także, że to co zamierza zrobić jest „wielkim złem”.
Lekarze badający 10-miesięcznego Kestona wykluczyli u niego schorzenia rozwojowe. Poza obrażeniami odniesionymi w wyniku upadku z dużej wysokości chłopiec jest zupełnie zdrowy. Przy jego łóżku czuwa zszokowany i pogrążony w żałobie ojciec, Hal Bacharach.
Jak pisze dziennik New York Time, Cyhnthia Wachenheim skończyła studia prawnicze na Columbia University i od ponad 15 lat pracowała w sądzie na Manhattanie. Od niespełna roku przebywała na urlopie macierzyńskim. Kobieta była praktykującą żydówką, aktywnie zaangażowaną w działalność kobiecych organizacji pomocowych. Sąsiedzi rodziny zgodnie twierdzą, że małżeństwo bardzo cieszyło się z potomka i wydawało się bardzo szczęśliwą rodziną. Niewykluczone, że do dramatycznego kroku kobietę popchnęła depresja poporodowa.
km