O wyjątkowym pechu może mówić Mark Mihal, który podczas gry w golfa, raptownie znalazł się pod ziemią. Mężczyźnie nie stało się nic groźnego, ale geolodzy twierdzą, że przypadek, którego ofiarą padł Mihal, należy w tym rejonie do niezwykle rzadkich.
Mark Mihal od blisko dziesięciu lat grywa w golfa na tym samym polu w miejscowości Waterloo koło St. Louis w stanie Illinois. Przed paroma dniami, wraz z przyjaciółmi, właśnie był w połowie gry, kiedy koło 14 dołka raptownie zapadła się pod nim ziemia, a gracz wpadł w lej głębokości trzech metrów.
Powiadomiony o zdarzeniu menedżer klubu zaopatrzony w drabinę i linę próbował wydobyć gracza. Zszokowany mężczyzna, który dodatkowo zwichnął przy upadku łopatkę, nie był w stanie samodzielnie wyjść na powierzchnię. Akcja ratunkowa powiodła się dzięki determinacji jednego z przyjaciół Mihala, który owinął linę wokół talii ofiary i pomógł przy wspinaczce po drabinie.
W tym czasie na pole golfowe dojechało także pogotowie, które zabrało golfistę do lokalnego szpitala.
Według geologa Philipa Mossa obszar, na którym położony jest Annbriar Golf Course jest rejonem, gdzie występują leje krasowe. Jednak fakt, że 43-letni Mark Mihal znalazł się akurat w miejscu, gdzie doszło do nagłego zapadnięcia się gruntu, graniczy z niebywałym zbiegiem okoliczności. Według geologa większą szansą jest wygranie w loterii niż wpadnięcie w lej.
W odróżnieniu bowiem od tego typu ukształtowania powierzni na Florydzie, gdzie leje tworzą się gwałtownie, w okolicach St. Louis powstają one na przestrzeni setek lat.
Golfista z Waterloo może jednak mówić o szczęściu, którego zabrakło mieszkańcowi Florydy, który na początku tego miesiąca został „wchłonięty” przez potężną jamę, jaka powstała w ziemi pod jego domem.
tz
Reklama