W pierwszej połowie tego roku ludzkość sprawiła Ziemi niezwykły prezent. Nie był to podarunek dobrowolny, ale wymuszony przez pandemię koronawirusa. Ruch samochodowy w wielu miastach zamarł, z parków narodowych zniknęli turyści, a z fabrycznych kominów przestały wydobywać się szkodliwe wyziewy. Ziemska fauna i flora odetchnęła z ulgą, co przejawia się na wiele sposobów...
Kangury, lwy i smog
Z różnych części świata zaczęły napływać zaskakujące informacje o kangurach na ulicach australijskiego miasta, kozicach górskich na spacerze w walijskiej miejscowości Llundudno, wilkach podkradających pizzę w Ashkelon w Izraelu, lwach śpiących na szosie w Kruger National Park w RPA, etc. W wielu dużych konglomeracjach miejskich zauważono też zniknięcie duszącego smogu, który zwykle ograniczał tam znacznie widoczność i systematycznie zatruwał ludzi. Eksperci zaobserwowali na zdjęciach satelitarnych z północnych Włoch duży spadek zanieczyszczenia powietrza, zwłaszcza dwutlenku azotu, gazu emitowanego głównie przez samochody, ciężarówki i niektóre zakłady przemysłowe.
Podobną tendencję zaobserwowano w Chinach. Spowolnienie ekonomiczne, wynikające z prób zatrzymania rozprzestrzeniającego się wirusa, przyczyniło się do poprawy jakości powietrza w tym kraju. Zamknięcie zakładów przemysłowych i apele rządu, by ludzie pozostawali w domach, doprowadziło do gwałtownego spadku spalania paliw kopalnych w państwie, które jest największym źródłem zanieczyszczeń przemysłowych na świecie.
Naukowcy nazywają to, co się obecnie dzieje, antropauzą, czyli przerwą w normalnej ludzkiej działalności. Świat wyzwolony tymczasowo z opresyjnej czasami ludzkiej cywilizacji zaczął wyglądać zupełnie inaczej niż zwykle, co daje badaczom wiele do myślenia. Zwracają oni uwagę na fakt, iż obecna sytuacja przypomina do pewnego stopnia to, co wydarzyło się po katastrofie w Czernobylu, kiedy to wokół zniszczonej elektrowni atomowej utworzono zakazaną strefę, w której nie mogą mieszkać na stałe ludzie. Choć przyczyna wyludnienia była tam inna od tego, co dzieje się dziś, efekty są bardzo podobne.
Jak zaobserwowali badacze z Białorusi i Ukrainy, już po kilku latach nieobecności ludzi w strefie zakazanej zniknęły stamtąd gatunki zależne od człowieka, takie jak gołębie i szczury. Natomiast wróciły dziki, jelenie i wilki, którym wiedzie się tam bardzo dobrze. W wyniku katastrofy nuklearnej doszło do przymusowego „zdziczenia” znacznego obszaru, co zwierzętom dało szansę na powrót do egzystencji, jaką wiodły przed wiekami.
Dziś podobne procesy są zauważalne w wielu miejscach naszego globu. Naukowcy stosują od lat niewielkie urządzenia zwane biologgers, które umieszczane są na ciałach różnych zwierząt i pozwalają na śledzenie przemieszczania się fauny. W tym roku biologgers stały się szczególnie ważne, gdyż dają jasny obraz tego, co dzieje się w świecie zwierząt w wyniku pandemii i „zawieszenia” normalnej ludzkiej działalności.
Zbawienna antropauza
Profesor Christian Rutz z University of St. Andrews, stojący na czele organizacji o nazwie International Biologging Society, twierdzi, że sytuacja, jaka tymczasowo zaistniała na naszym globie, stwarza unikalną okazję do zanalizowania wpływu dominacji homo sapiens na kondycję planety. Zwykle badacze są w stanie porównywać to, co dzieje się na terenach znajdujących się pod ochroną, z sytuacją istniejącą w otwartej przestrzeni. Czasami zdarzają się wyjątki, takie jak Czernobyl, ale należą one do rzadkości. Tymczasem teraz możliwe jest zbadanie globalnych skutków antropauzy, co nigdy przedtem się nie zdarzyło. Wprawdzie w roku 1917 doszło do tragicznej w skutkach światowej pandemii grypy, ale wtedy naukowcy nie mieli do dyspozycji odpowiednich metod badawczych oraz wyszukanych urządzeń.
Profesor Rutz twierdzi, że nie postuluje bynajmniej stałego zamknięcia ludzi w ich domach, likwidacji turystyki, eliminacji ruchu samochodowego czy przymusowego ograniczania działania przemysłu. Jest natomiast zdania, że wyniki prowadzonych przez niego badań mogą doprowadzić do wprowadzenia istotnych zmian w wielu dziedzinach gospodarki. Podobnego zdania jest profesor Jim Smith z University of Portsmouth, który przed laty prowadził badania ekologiczne związane z okolicami Czernobylu.
Tymczasem okazuje się, że antropauza przyniosła też inne, zaskakujące konsekwencje, świadczące o tym, że Ziemia istotnie „odetchnęła z ulgą”. Naukowcy belgijscy zauważyli mianowicie, że z powodu licznych obostrzeń nałożonych na ludzi skorupa Ziemi trzęsie się znacznie mniej. Jak poinformowali na łamach pisma Nature, tzw. szum sejsmiczny zmalał w marcu tego roku, przynajmniej w okolicach Brukseli, o około 33 procent. „Taki poziom redukcji hałasu jest zwykle odczuwalny jedynie w okresie świąt Bożego Narodzenia” – twierdzi Thomas Lecocq, sejsmolog z Królewskiego Obserwatorium Belgii w Brukseli.
Jego badania zostały później powtórzone przez sejsmologów na całym świecie. Naukowcy z Nowej Zelandii, Szkocji, USA, Anglii i Francji opublikowali podobne rezultaty. Wprawdzie na szum sejsmiczny wpływa nie tylko działalność człowieka, ale badacze są pewni, że mają obecnie do czynienia ze skutkami ograniczeń wprowadzonych z powodu pandemii. Spadek hałasu sejsmicznego – wibracji w skorupie planety – daje im rzadką szansę monitorowania małych trzęsień ziemi, aktywności wulkanicznej i innych subtelnych wstrząsów, których analiza jest zwykle niemożliwa z powodu hałasu sejsmicznego wytwarzanego przez ludzi.
Niestety prawie pewne jest to, że gdy pandemia minie, wszyscy wrócimy do tego, co było poprzednio, a Ziemia ponownie zacznie dusić się pod naporem ludzkiej cywilizacji. Być może jednak, jak ma nadzieję Rutz, tym razem dojdzie do jakichś trwałych zmian, ponieważ antropauza powinna stać się przyczynkiem do poważnej dyskusji o wpływie człowieka na to, co dzieje się na naszej planecie.
Andrzej Malak
Reklama