Praca nad tekstem Deklaracji Niepodległości – która wraz z konstytucją Stanów Zjednoczonych Ameryki stanowi jeden z zasadniczych dokumentów w historii państwa – od początku była burzliwa i pełna gorących sporów. Ostatecznie końcowy dokument został po raz pierwszy podpisany i zaprezentowany 4 lipca 1776 roku w Filadelfii. Późniejsze losy Deklaracji są jednak szczególnie powikłane i pełne wciąż czekających na rozwiązanie tajemnic...
Ta niezwykła historia ma swój początek w czerwcu 2004 roku, kiedy to rosyjski grafik Artemij Lebiediew przeglądał archiwalne dokumenty w Państwowym Centralnym Archiwum Historii Międzynarodowej w Kijowie. W pewnym momencie do Artemija podszedł mocno podekscytowany szef tej instytucji, Nikołaj Kislenko, który powiedział mu, że musi mu coś natychmiast pokazać. Obaj panowie udali się do sekcji archiwum, gdzie na jednej z zakurzonych półek znajdowała się gruba teczka z napisem „Ameryka Północna – wojna 1775-83”.
W teczce, prócz przeróżnych listów, rysunków i plakatów, znajdował się większy kawałek papieru, złożony na trzy części. Była to amerykańska Deklaracja Niepodległości, spisana w 1776 roku! Co więcej, zawarty w nagłówku tego dokumentu napis „United States of America” zawierał dużą literę „A”, która bardziej przypominała rosyjską literę „Ż”. Znalezisko spowodowało, że ta dziwna kopia Deklaracji stała się przedmiotem międzynarodowych przetargów, w które uwikłane zostały kraje nie mające teoretycznie nic wspólnego z powstaniem tego dokumentu: Rosja, Ukraina i Polska.
Niejasne okoliczności
Okoliczności powstania Deklaracji Niepodległości i jej późniejsze losy były dość skomplikowane. Ostateczny tekst tego nadzwyczaj ważnego dla rodzącego się państwa dokumentu został uzgodniony 4 lipca 1776 roku i podpisany przez dwóch urzędników: Johna Hancocka, prezydenta Kongresu Kontynentalnego, oraz Charlesa Thomsona, sekretarza stanu. Tego samego dnia drukarz John Dunlap wydrukował wiele kopii podpisanego przez tę dwójkę dokumentu w celu rozesłania go do różnych zgromadzeń, konferencji, lokalnych komitetów, itd. Do dnia dzisiejszego zachowały się 24 kopie pierwotnej wersji Deklaracji.
Dopiero 19 lipca rozpoczęło się ręczne pisanie deklaracji na opatrzonym pieczęciami pergaminie, co nastąpiło na mocy dyrektywy Kongresu, w której zalecono zatytułowanie dokumentu słowami „The Unanimous Declaration of the thirteen United States of America”. 2 sierpnia 1776 roku gotowy dokument podpisali własnoręcznie wszyscy członkowie Kongresu Kontynentalnego.
Misję opieczętowania i odręcznego spisania Deklaracji powierzono asystentowi Thomsona, Timothy’emu Matlackowi. To, co działo się z gotową, pergaminową wersją dokumentu po 2 sierpnia pozostaje dość niejasne. Wiadomo, że pergamin został zwinięty w rulon i umieszczony w jakimś archiwum. Potem wędrował po kilku innych archiwach, a w roku 1814 powrócił do Waszyngtonu. Przez wszystkie te lata oryginał nigdy nie był prezentowany publicznie. Posługiwano się powszechnie odpisami pierwotnego tekstu. Jest to dość dziwne, jako że chodzi przecież o dokument o fundamentalnym znaczeniu dla amerykańskiego państwa.
W latach 1818 i 1819 podjęto próby sporządzenia wiernej kopii Deklaracji. Jednak uznano niemal natychmiast, że rezultaty tych prób do niczego się nie nadają, ponieważ ludzie, którym powierzono stworzenie tych kopii, „ozdobili” je przeróżnymi ornamentami graficznymi. Nie zmieniło to faktu, iż Kongresowi potrzebna była oficjalna wersja Deklaracji, którą można by było zaprezentować publicznie w muzeum. Wynajęto w związku z tym w 1820 roku grawera Williama J. Stone’a, który spędził trzy lata na tworzeniu wiernej kopii Deklaracji. Jego dzieło zostało zakupione przez Departament Stanu i to właśnie ten dokument znajduje się dziś w licznych podręcznikach, widnieje na plakatach, itd.
Stone zwrócił Kongresowi uwagę na dwie „dziwne anomalie” dotyczące dokumentu podpisanego 2 sierpnia. Po pierwsze, nagłówek „In CONGRESS, July 4, 1776” był przesunięty nieznacznie w prawo w stosunku do reszty tekstu. To kłóciło się z ówczesnymi kanonami, które stanowiły, że nagłówek ma być albo wycentrowany, albo też musi zostać rozciągnięty na całą szerokość zasadniczego tekstu. Po drugie, Stone zauważył, iż litera „A” w słowie „America” jest „niestandardowa”. Specjalna komisja Kongresu uznała, że oba te problemy są „mało znaczące” i że amerykańska opinia publiczna nigdy niczego zdrożnego nie zauważy.
Klucz do zagadki
Przekonanie Kongresu o tym, że „dziwne A” nigdy nie będzie przez nikogo kwestionowane, okazało się słuszne. I zapewne nigdy nic w tej sprawie by się już nie zmieniło, gdyby nie to, że Lebiediew zobaczył w kijowskim archiwum jedną z pierwotnych kopii Deklaracji. Powstało natychmiast pytanie: dlaczego tak ważny dokument zawędrował na Ukrainę? Lebiediew nie jest historykiem, lecz rosyjskim artystą grafikiem, którego interesuje szczególnie kaligrafia. Ponieważ jednak pierwsza litera w słowie „America” bardzo go zainteresowała, postanowił poświęcić nieco czasu na dociekania historyczne.
Kluczem do zagadki wydaje się być wspomniany już Timothy Matlack, który – zdaniem Lebiediewa – tak naprawdę nazywał się Tomisław Matlakowski. Matlack na kilka lat przed wybuchem wojny rewolucyjnej w Ameryce opuścił Bracław na Ukrainie i udał się statkiem do Nowego Świata. Przez pewien czas pracował w browarze, potem przyłączył się do ruchu kwakrów, by ostatecznie szukać kariery w polityce. W roli asystenta Thomsona często wykonywał zadania kaligraficzne. Między innymi to on właśnie spisał list mianujący Jerzego Waszyngtona na stanowisko naczelnego wodza Armii Kontynentalnej. Problem w tym, że oficjalnie Matlack urodził się rzekomo w New Jersey i nigdy nie miał nic wspólnego z Ukrainą.
Lebiediew znalazł w archiwum ministerstwa zdrowia Ukrainy zapis, z którego wynika, że Matlakowski urodził się we wsi w pobliżu miasta Winnica. Nie wiadomo jednak, co robił w swoim ojczystym kraju, zanim zdecydował się na emigrację. Ponadto sam fakt narodzin na Ukrainie Matlakowskiego nie dowodzi, że jest to ten sam człowiek co Timothy Matlack.
Lebiediew spekuluje, że Matlakowski (czyli Matlack) z czystej nostalgii zamienił literę „A” na rosyjskie „Ż”, gdy spisywał ostateczną wersję Deklaracji Niepodległości. Możliwe jest to, że Thomson zauważył dziwaczną literę już następnego dnia. Wyjaśniałoby to fakt, iż dokument natychmiast schowano i przez wiele lat nikomu go nie pokazywano, natomiast sam Matlack został pośpiesznie zdegradowany. Przestał być sekretarzem Wspólnoty Pensylwanii i stał się zwykłym delegatem do Kongresu z tego samego stanu.
Czy to Matlack wysłał lub przewiózł kopię swojego dzieła do Kijowa? Tego nikt nie wie. Jeśli rzeczywiście urodził się w New Jersey, nie miałby żadnych podstaw do wysyłania czegokolwiek do Kijowa. Jeśli jednak był stęsknionym za ojczyzną ukraińskim emigrantem, wszystko jest możliwe.
Problemy dyplomatyczne
Znalezienie kopii Deklaracji Niepodległości w Kijowie nigdy nie stało się tematem na pierwsze strony gazet. Ponieważ zachowało się do dziś sporo kopii tego pergaminu, nie jest to aż tak unikalna sprawa. Początkowo władze ukraińskie postanowiły, że znalezisko zostanie oficjalnie przekazane z powrotem do USA. Pojawiły się jednak problemy natury dyplomatycznej. W roku 1776, gdy podpisywano Deklarację, Winnica i Bracław znajdowały się w granicach Polski. Przeszły pod kontrolę Rosji po II rozbiorze Polski w 1793 roku. Dopiero od niedawna miasta te są częścią niepodległej Ukrainy. Teoretycznie zatem mógł zrodzić się spór o to, kto ma oddać kopię Deklaracji Ameryce.
Lebiediew twierdzi, że latem 2004 roku, w czasie pamiętnej „pomarańczowej rewolucji” na Ukrainie, Wiktor Juszczenko miał rzekomo zamiar osobiście wręczyć dokument prezydentowi George’owi W. Bushowi, podczas gdy Wiktor Janukowycz chciał umieścić Deklarację w regionalnym muzeum w Doniecku. Stanowisko Janukowycza miał popierać Władimir Putin, który mógł mieć nadzieję, że po ewentualnym sukcesie Janukowycza w wyborach prezydenckich będzie go w stanie przekonać, że Deklarację powinni Ameryce oddać Rosjanie.
Urzędujący prezydent Łeonid Kuczma opóźnił podobno spotkanie z ówczesnym prezydentem Polski, Aleksandrem Kwaśniewskim, przewidziane na 25 października, bo nie chciał dyskutować o ewentualnych polskich pretensjach do dokumentu. Następnego dnia do Kijowa przybył Władimir Putin, ale szybko zrozumiał, że Ukraińcy nie chcą żadnych rosyjskich wpływów co do losu dokumentu.
W listopadzie 2004 roku Putin spotkał się przelotnie z Bushem w Chile i rzekomo miał tam po raz pierwszy zdradzić, iż w Kijowie znajduje się kopia Deklaracji Niepodległości. Miał też zadeklarować, iż dokument ten przekaże władzom amerykańskim osobiście. Jednak nigdy nic takiego się nie stało. Potem sprawa ucichła i należy zakładać, że kopia Deklaracji Niepodległości nadal znajduje się tam, gdzie ją znaleziono, czyli w kijowskim archiwum.
A może bez sensacji?
Jak to zwykle bywa, istnieje też inna, znacznie mniej sensacyjna wersja całej tej historii. Badacze wskazują na fakt, że wcześni amerykańscy kaligrafowie często wzorowali się na europejskich wzorcach liternictwa i stosowali niezwykle ozdobne wersje poszczególnych liter. Możliwe jest zatem, że Matlack – niezależnie od tego, czy pochodził z Ukrainy czy też nie – po prostu narysował owe duże „A” w taki sposób, iż przypomina ono nieco literę „Ż” cyrylicy. A jeśli rzeczywiście urodził się w New Jersey, zjawienie się dokumentu w Kijowie może mieć charakter zupełnie przypadkowy, a szczegółów już nigdy nie będzie można ustalić. Jest to zatem zagadka bez ostatecznego rozwiązania.
Andrzej Heyduk
Reklama