Pięćset lat temu Portugalczycy rozpoczęli regularne dostawy czarnej siły roboczej z Afryki do brazylijskich kopalń złota i diamentów. Później czarni niewolnicy pracowali na plantacjach trzciny cukrowej na Karaibach i na plantacjach bawełny w północnej Ameryce. Ale niewolnictwo nie jest wymysłem ostatnich kilkuset lat...
Ten haniebny proceder narodził się wraz z rozwojem cywilizacji. I nie był zjawiskiem lokalnym. Istniał na wszystkich kontynentach i we wszystkich kulturach. Przez całe tysiąclecia niewolnictwo nie było związane z jakimkolwiek kategoryzowaniem rasowym lub etnicznym. Niewolnikiem mógł zostać każdy – biały, czarny, żółty i biedny, i bogaty – ten ostatni, jeśli został wzięty do niewoli podczas wojny.
Sześć kategorii niewolników
Historycy, którzy często lubią upraszczać (oprócz tych, którzy komplikują), zdefiniowali sześć kategorii niewolników w różnych epokach i kulturach. W większości wypadków niewolnik traktowany był jak przedmiot, część dobytku. Właściciel mógł z nim zrobić wszystko, cokolwiek chciał. Mógł go sprzedać, a nawet zabić. Ten rodzaj niewolnictwa istniał od niepamiętnych czasów w Egipcie i północnej Afryce.
Drugą kategorię stanowili niewolnicy pracujący jako służący w domu swojego właściciela. To była najlżejsza forma zniewolenia. Niewolnicy domowi mieli trochę wolności. Mogli otrzymać zapłatę za służbę w formie skrawka ziemi czy też wytwarzanych przez nich przedmiotów. Bez ważnej przyczyny nie można było ich sprzedać. Mogli zawierać związki małżeńskie i przekazywać otrzymaną ziemię swoim dzieciom, również niewolnikom.
Jednakże takie zasady panowały jedynie w starożytnej Grecji – najbardziej wówczas cywilizowanym państwie świata – a częściowo także w antycznym Rzymie. Gdzie indziej niewolnik mógł być zastawiony w lombardzie jako forma ubezpieczenia długu. Taka forma niewolnictwa była rozpowszechniona na zachodnim wybrzeżu Afryki, jeszcze przed pojawieniem się tam Europejczyków.
W świecie islamu powstawały jednostki wojskowe sformowane z niewolników niebędących muzułmanami, ale dowodzone przez islamskich oficerów. W średniowieczu żołnierzy niewolników nazywano mamelukami. Wojska te istniały jeszcze w XIX wieku.
Arabowie na długo przed nadejściem islamu (VII w.) zajmowali się handlem niewolnikami. Ale już w tamtych czasach nie wszyscy akceptowali ten haniebny proceder. Na przykład sekta Esseńczyków stanowczo potępiała wykorzystywanie niewolników. Wykupywała ich i obdarzała wolnością.
Osobną kategorię stanowili niewolnicy przeznaczeni na ofiary. Ten szczególnie okrutny zwyczaj był powszechny zwłaszcza w zachodniej Afryce i w starych kulturach, głównie wśród Azteków.
Czarni niewolnicy
Niewolnictwo afrykańskie, polegające na przewożeniu Afrykanów z ich rodzinnych miejsc do Ameryki, to stosunkowo niedawne dzieje. Ale już w średniowieczu istniały w zachodniej Afryce wielkie targowiska niewolników. Stamtąd karawany z żywym towarem wędrowały przez Saharę w kierunku Algieru, Tunisu, Kairu. Jeden z ważnych szlaków kończył się na brzegu Morza Czerwonego, skąd transportowano niewolników na Półwysep Arabski i do Zatoki Perskiej.
Z kolei na wschodnim wybrzeżu Afryki istniały takie porty jak Mogadiszu i Zanzibar, z których wysyłano niewolników do Indii. Wśród tamtejszych handlarzy niewolników ponurą sławą okrył się niejaki Hamad bin Mohammad, bardziej znany jako Tippu Tip. Stworzył on potężne imperium nad jeziorem Tanganika. Był właścicielem 10 tysięcy czarnych niewolników, których wyprzedawał zagranicznym kupcom.
Porywanie Afrykanów i przewożenie ich przez Atlantyk do Ameryki nigdy nie przybrałoby tak wielkich rozmiarów, gdyby nie współpraca europejskich i afrykańskich handlarzy niewolników. Silniejsze afrykańskie plemiona często wywoływały lokalne wojny i utarczki. W ten sposób mieli okazję chwytać ludzi i sprzedawać ich jako żywy towar.
90 procent ludzi wysłanych z Afryki do Ameryki zostało schwytanych przez ich czarnych pobratymców. Wyprawy łowców niewolników były organizowane przez afrykańskie królestwa, jak królestwo Joruba czy Kongo. Bez współpracy elit afrykańskich z białymi handlarzami wysyłanie niewolników do Nowego Świata byłoby w praktyce niemożliwe.
Biali niewolnicy
Były długie okresy w dziejach ludzkości – między XI a XIX wiekiem – kiedy to Afrykanie porywali mieszkańców Europy i handlowali nimi jako niewolnikami. Tak postępowali na przykład berberyjscy piraci. Ich bazami były porty Maroka, Algieru, Trypolisu. Wywodzili się z okolic Sahary, a mimo to byli doskonałymi żeglarzami. Przez setki lat byli prawdziwym postrachem europejskich krajów.
Berberyjscy piraci uprowadzili bądź zatopili tysiące statków pływających pod europejskimi banderami. Napadali na wybrzeża Anglii, Francji, Irlandii, Szkocji. A potrafili się zapuszczać nawet w głąb tych krajów. Łupili bezlitośnie porty i miasta. Uprowadzili do Afryki ogromne liczby chrześcijańskich niewolników. Robert Davis z Uniwersytetu w Glasgow wyliczył, że berberyjscy piraci sprzedali na targowiskach Afryki ponad milion Europejczyków.
Dopiero w XVIII wieku Wielka Brytania, Francja i Hiszpania rozpoczęły skuteczną kontrofensywę przeciwko niepokonanym dotąd piratom. Kraje te musiały stoczyć dwie kilkuletnie wojny i zyskać pomoc floty Stanów Zjednoczonych, żeby złamać potęgę Berberów. Po jednej z morskich bitew uwolniono ze statków pirackich 4 tysiące chrześcijan. Starzy marynarze jeszcze do dzisiaj przechowują opowieści o okrucieństwie berberyjskich piratów.
Słowiańscy niewolnicy
Niewolnictwo znane było także naszym słowiańskim przodkom, którzy tworzyli polską państwowość. Na przełomie I i II tysiąclecia zdobywanie niewolników i handel nimi należał do obyczajowości tamtej epoki. Profesor Henryk Samsonowicz podkreślał, że pierwsi Piastowie nie gardzili zasilaniem kasy państwa dochodami ze sprzedaży niewolników – do Bizancjum i arabskich kalifatów. Uprowadzali ich podczas podbojów sąsiednich regionów słowiańskich.
Do dzisiaj na terenie Polski archeolodzy znajdują srebra bizantyjskie i monety arabskie. Można przypuszczać, że pochodzą one z handlu żywym towarem słowiańskim. Zdobyty w ten sposób kapitał pozwolił Piastom na zbudowanie silnego militarnie państwa. Dzięki niemu mogli prowadzić dalsze podboje i zdobywać nowych niewolników.
Transportem niewolników do Bizancjum i kalifatów arabskich zajmowali się zazwyczaj kupcy żydowscy. Źródła arabskie podają, że w kalifatach arabskich było pełno ludzi pochodzenia słowiańskiego. Jeden z arabskich poetów wspominał nawet o „słowiańskiej szarańczy” w Bagdadzie. W Palermo na arabskiej Sycylii także istniała słowiańska diaspora, a jej mieszkańcy mieli swój meczet (Słowianie wzięci w niewolę musieli przejść na wiarę islamską).
Historycy arabscy wspominają, że nasycenie służby ludźmi pochodzenia słowiańskiego było tak wielkie, że emirowie uczyli się ich języka, żeby móc porozumieć się ze służącymi. Ale ze słowiańskich niewolników rekrutowała się też administracja pałacowa i gwardia kalifa. Arabski władca Kordoby miał 14 tysięcy gwardzistów słowiańskich. To daje wyobrażenie, jak duża była sprzedaż wziętych w niewolę Słowian do emiratów.
Biali i czarni na jednym polu
Początkowo do europejskich kolonii na dzisiejszym terenie Stanów Zjednoczonych docierały statki z europejskimi emigrantami. Przypływali z nadzieją na lepsze życie. Zamiast tego nowo przybyli byli zmuszani do pracy za darmo. Podpisywali kontrakt na pięć czy więcej lat i stawali się de facto własnością osadników. Za pracę dostawali jedynie jedzenie i miejsce do spania. Podczas obowiązywania kontraktu właściciel takiego kontraktowego robotnika mógł na przykład przegrać go w karty. Ucieczka groziła postawieniem przed sąd i surowymi sankcjami, w tym przymusowym przedłużeniem kontraktu.
Z latami okazywało się, że liczba tego rodzaju robotników, traktowanych w istocie rzeczy jak niewolnicy, jest niewystarczająca do pracy w polu. Poza tym Europejczycy byli fizycznie słabi i źle znosili upały panujące na plantacjach. Indianie też byli wykorzystywani do niewolniczej pracy, ale zazwyczaj uciekali. Ponadto koloniści bali się Indian, ponieważ ci potrafili poderżnąć gardło swemu oprawcy.
W tej sytuacji zaczęto sprowadzać do przymusowej pracy rdzennych mieszkańców Afryki. W 1619 roku dotarł do Wirginii pierwszy transport z 20 Afrykanami. W następnych latach masowo przywożono kolejnych czarnych niewolników. Szacuje się, że około 12 milionów Afrykanów zostało przywiezionych do Nowego Świata. Z początku biali i czarni pracowali obok siebie na jednym polu, mając takie same prawa, czyli de facto nie mając żadnych praw.
Czarni niewolnicy okazali się bardzo efektywni. Koszt wykupienia w porcie robotnika pochodzenia irlandzkiego wynosił 5 funtów. Afrykanin kosztował dziesięć razy więcej. Właściciele pól nie chcieli utracić tak dobrych pracowników. Uchwalali coraz to nowe przepisy, żeby jeszcze bardziej ubezwłasnowolnić Afrykanów. W Karolinie Północnej ukazała się uchwała takiej treści:
„Czarni emigranci są ze swej natury barbarzyńcami, bestiami i dzikusami, co całkowicie wyklucza możliwość, by byli rządzeni prawami, zwyczajami i praktykami panującymi w naszej prowincji. Przeto jest absolutnie konieczne uchwalenie i wprowadzenie w życie specjalnych ustaw, przepisów i zarządzeń, tak regulujących ich postępowanie, aby powstrzymywali się od gwałtów, zamieszek, innych nieludzkich zachowań, do których mają naturalną skłonność”.
Dopiero wojna secesyjna przyniosła wyzwolenie czarnych niewolników w Ameryce Północnej. Ten przegrany przez Południe (gdzie było najwięcej niewolników) bratobójczy konflikt zbrojny doprowadził do zniesienia niewolnictwa w całym kraju. Formalnie ustanowił to Kongres Stanów Zjednoczonych w 1865 roku, a głównie przyczynił się do tego sam prezydent Abraham Lincoln. Jednak Afrykanie jeszcze długo nie odzyskali realnej wolności. Niektórzy badacze sugerują, że mimo wyzwolenia i formalnej równości wobec prawa, na pełne swobody obywatelskie czekają do dzisiaj.
Pańszczyźniani niewolnicy
W Polsce była pańszczyzna – stanowiąca swoistą odmianę niewolnictwa. Chłop zmuszany był do pracy na ziemi swojego pana przez określoną liczbę dni w tygodniu. Pierwotnie traktowano to jako zapłatę za użytkowanie spłachetka marnej ziemi, którą chłop dostał od pana. Początkowo były to trzy dni w tygodniu. Z czasem urosło do siedmiu. Chłop musiał z rodziną pracować na pańskim polu. Swojej ziemi nie miał kiedy uprawiać.
Szlachta wykorzystywała swoje polityczne wpływy, by przywiązać chłopa do ziemi. Z roku na rok rosła legalna kontrola właściciela ziemskiego nad chłopami. Wprowadzono sankcje za sprzeciwianie się panu, włącznie z karą śmierci. Ale jeśli szlachcic pobił chłopa na śmierć, bo tak mu się uwidziało, otrzymywał karę miesiąca aresztu oraz pokutę wyznaczoną przez księdza.
Właściciel ziemski decydował, czy chłop może opuścić wieś czy nie. Przesądzał także o losie wdów, często zmuszanych do poślubienia chłopa wskazanego przez pana. Chodziło o wypełnienie luki w sile roboczej.
Duża część chłopstwa w Rzeczypospolitej żyła w warunkach, które nie różniły się od tych będących udziałem czarnych niewolników w Ameryce. Domy były podobnie nędzne. Praca podobnie ciężka. Podobnie okrutne kary. W przypadku ucieczki na jednych i drugich urządzano polowania. Handlowano nimi. W Polsce sprzedawano rodziny chłopskie albo sprzedawano całe wsie z mieszkającymi w nich chłopami. Tylko jedzenie czarni mieli lepsze. Na przednówku nie musieli żywić się zupą z dopiero co wyrosłych pokrzyw.
W XVI wieku powstało jedno z największych państw w historii Europy: Rzeczpospolita Obojga Narodów (Polacy i Litwini). I zaczęła się polska ekspansja na ziemie ukraińskie. Niektórzy historycy nazywają to wprost kolonizacją Ukrainy – porównywalną z kolonizacją Indii przez Brytyjczyków. W obu przypadkach aktywnymi kolonizatorami byli właściciele ziemscy.
W czasach rozbiorów Polski milion chłopów ukraińskich było własnością kilku tysięcy polskich posiadaczy ziemskich. Polacy w stosunku do Ukraińców okazywali się nierzadko jeszcze większymi barbarzyńcami niż Anglicy wobec Hindusów.
Ryszard Sadaj
Reklama