Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
wtorek, 26 listopada 2024 09:39
Reklama KD Market

Muzyką obdarował mnie tata

Muzyką obdarował mnie tata
Rozmowa z Janem Bobkiem, muzykiem, nauczycielem gry na instrumentach smyczkowych, dyrygentem, chicagowskim góralem, liderem zespołu Hajducy, mężem Bernadetty, tatą 9-letniego Filipa i 4-letniego Oliviera. -- „Muzyką obdarował mnie tata. Nie miałem nic do powiedzenia, tata po prostu założył, że będziemy grać i dopiął swego. Na szczęście!” --
Jan Bobek z synkiem i rodzicami Tadeuszem i Krystyną Bobek
Katarzyna Korza: Kto nauczył Cię muzyki? Kto włożył Ci w ręce instrument? Jan Bobek: Tata. Choć muzyka w rodzinie była od zawsze – grał też brat taty i jego dziadek, który był samoukiem, ale i znanym w swojej okolicy muzykiem. Nie miałem nic do powiedzenia, tata po prostu założył, że będziemy grać i dopiął swego. Na szczęście! Tata jakoś szczególnie Cię motywował? – Nie pytał o nic. Zauważył albo założył, że mamy jakąś smykałkę i chciał nam dać muzykę na życie. Mawiał: „dopóki jesteś pod moim dachem, będziesz grał”. I grałem. Miałeś kryzysy jako dziecko? – Jasne, wydaje mi się, że każde dziecko ma. Nauka gry wymaga czasu, cierpliwości, a dzieciom cierpliwości i koncentracji brakuje. Ale stało się to na tyle ważne, że sam zacząłem poszukiwać muzyki i nauczycieli, którzy stawiali przede mną wyzwania. A Ty uczysz muzyki swoich synów? – Tak. Gramy rodzinnie z żoną Bernadettą. Mój starszy synek, Filip, ma w mojej ocenie bardzo duże możliwości. Ćwiczymy. Natomiast Olivier jest jeszcze malutki, ma dopiero 3 lata. Potrafi zagrać proste melodie, chętnie trzyma w rękach skrzypce. Bywa ciężko z tym ćwiczeniem i byciem tatą? – Tak, czasem tak. Moje zawodowe plany pojawiły się dopiero na pewnym etapie życia, ale zawsze wiedziałem, że chcę być mężem i tatą, i to był mój cel. Rodzicielstwo jest trudne, bo czasem trzeba wybrać to, co jest najlepsze dla dziecka, a nie to, co jest najłatwiejsze i chwilowo dziecko zadowoli. Wierz mi, każdy rodzic, nawet muzyk, na pewnym etapie z podobnymi trudnościami się zmaga. Jesteś muzykiem i nauczycielem, więc wiesz co robić. Co powinni robić rodzice nieuprawiający profesjonalnie muzyki, żeby dzieci chciały się jej uczyć? – Rodzice mogą po prostu stworzyć w domu atmosferę pełną muzyki – w moim domu muzyka była, bo mój tato grał – to było jakiś czas temu. A w dzisiejszych czasach dostęp do muzyki jest banalnie prosty. Wystarczy włączyć YouTube, Spotify, każdy rodzaj muzyki jest pod palcem w telefonie. Można też dzieciom w domu śpiewać. Można, ale zaraz usłyszysz, że nie każdy potrafi. Niektórzy ludzie mówią o sobie, że „słoń nadepnął im na ucho”. – Ale to nie ma znaczenia, można fałszować. Niestety, wiele osób na jakimś etapie, może w szkole, usłyszało, że nie potrafi śpiewać i dlatego tego nie robi. Ma hamulce, wstydzi się. Ale myślisz, że dziecko wie, czy to jest czysta nuta czy nie? Dziecko po prostu słyszy melodię, czuje rytm. Wreszcie, dziecko w muzyce czuje miłość, bo rodzice śpiewają dla niego! I to kształtuje dziecko, pokazuje mu, że muzyka jest ważna, jest nieodzowną częścią naszego życia. I takie dziecko, któremu rodzice śpiewają, przychodzi do Ciebie na lekcję. – Tak. I to dziecko będzie już wiedziało, co lubi – jaką melodię, jaką piosenkę. Druga rzecz, która musi być w domu oprócz muzyki, to wsparcie. Dziecko zaśpiewa? Bij brawo, pochwal. Bo to jest motywujące dla każdego. A uznanie w oczach rodzica jest dla dzieci najważniejsze i nie ma tutaj żadnych wątpliwości. To buduje pewność siebie, może dzięki temu dziecko jeszcze chętniej będzie sięgać po instrument. Ciebie tak motywowano? – Mój tato powiedział po prostu, że dopóki jesteśmy pod jednym dachem, to mam grać. Wielu moich rówieśników było motywowanych strachem, ale myślę, że te czasy już minęły. Natomiast mogę podpowiedzieć rodzicom, że jeśli dziecko chwilę już będzie grało, będzie miało swój repertuar, to dobrze jest stworzyć taką sytuację, w której występuje ono przed jakąś życzliwą grupą, choćby i rodzinną. Nie krytykować, przyjmować te występy zawsze z dobrym komentarzem. Czego takie występy uczą? – Występy trenują odporność, budują pewność siebie. Ale proszę dzieci nie zmuszać do takich występów. Na wszystko przychodzi czas. A Ty byłeś tak wspierany? – Tak. Zawsze, kiedy mieliśmy gości, mój tata mówił: „przynieś skrzypce”. Przynosiłem, grałem. I co? Dostawałeś brawa? – Tylko brawa! Goście, którzy przychodzili do nas do domu musieli siedzieć i mnie słuchać, a na pewno na początku nie wiązało się to z przyjemnością (śmiech). Ale słuchali i nagradzali brawami. Jest nawet takie wideo zachowane: goście w moim domu rodzinnym przy stole świątecznym, a ja gram i gram, i gram. Bo jednego roku nauczyłem się jednej kolędy i odniosłem sukces – rodzina klaskała tak bardzo, że na kolejne święta nauczyłem się dziesięć kolęd (śmiech). I to tak ma właśnie motywować i działać. Każde dziecko może nauczyć się grać? – Ja uważam, że aby zdobyć coś muzycznego, co ludzie nazywają „talentem”, trzeba 99 proc. ciężkiej pracy. „Talentu” można się nauczyć. Pewien japoński pedagog stworzył teorię „mother tongue”. Zadał sensowne pytanie: dlaczego dzieci w Japonii mówią po japońsku, a dzieci w Polsce mówią po polsku? Czy one są szczególnie utalentowane, zdolne? Bo gdybym ja próbował mówić po japońsku, efekt byłby mizerny – może za jakiś długi czas mógłbym coś powiedzieć. Tymczasem roczne dziecko zaczyna mówić, półtoraroczne mówi – po japońsku, polsku, w zależności od tego, gdzie i z kim żyje. Dzieci po prostu z łatwością uczą się języka swojej mamy. I tak zatoczyliśmy koło i wróciliśmy do muzycznej atmosfery domu. A co robić, kiedy dziecko pójdzie trzy razy na lekcję i za czwartym razem nie będzie mu się chciało pójść? – To jest decyzja rodzica. Można zapytać o radę nauczyciela. Można również zrobić z dzieckiem umowę, że nie rezygnujemy przez jakiś określony czas – namawiam do tego i dzieci, i dorosłych. Jeśli nauczymy dzieci, że można zrezygnować z każdego trudu, to będzie im w życiu ciężko, bo przecież życie jest pełne wyzwań. Ja mówię zawsze rodzicom: dajcie nam minimum 3 miesiące. Są cierpliwi? Dają te trzy miesiące? – Najczęściej tak! Rodzice są bardzo różni – niektórzy chcą wiedzieć od razu i pytają: będzie grał, czy nie będzie grał? Albo: czy on będzie kiedyś muzykiem? A to wymaga cierpliwości – rodzica, dziecka i nauczyciela. Bo żeby człowiek się czymś cieszył, chciał to zrobić, musi dostrzec, że jest w tym dobry, musi mieć w tej dziedzinie dobre doświadczenia, a to wymaga czasu. Badania pokazują, że łatwiej i chętnie przyswajamy wiedzę w dobrej atmosferze. I to staram się robić, prowadząc lekcje muzyki, nie tylko z dziećmi. Jesteś muzykiem, masz kapelę, z którą grasz, uczysz w liceum, a dosłownie chwilę temu uruchomiliście z żoną szkołę muzyczną. – Tak. Od długiego czasu sytuacja zmierzała w tym kierunku, było bardzo wielu chętnych do nauki, nie byłem już w stanie sam ich wszystkich uczyć. A znam wielu dobrych muzyków i nauczycieli jednocześnie, stworzonych do uczenia, więc postanowiłem pójść za pomysłem. I teraz uczymy razem, pod jednym dachem. No i bardzo chcę, żeby dzieci uczyły się z moich książek z melodiami góralskimi. Ale nie wszystkie dzieci w Chicago są przecież dziećmi góralskimi. – Oczywiście, że nie. Dlatego my uczymy i klasyki, i góralskiego grania, co kto wybierze. Górale lubią muzykować. Chciałbym, żeby wszystkie dzieciaki doświadczały poczucia wspólnoty w muzyce. Co jest dla Ciebie  jako nauczyciela  sukcesem? – Wbrew pozorom, sukcesem nie jest to, że nauczę dziecko grać – dziecko nauczy się grać tak czy inaczej. Sukcesem nauczyciela jest to, że dziecko jest zainspirowane i naprawdę chce muzykę uprawiać, będzie chciało przychodzić na lekcje. Ale uczysz też starsze osoby, nie tylko dzieci. – Tak, ale wiesz, co mówię moim dorosłym uczniom? „Musisz zapomnieć o swoich ograniczeniach, doświadczeniach, jesteś nowym człowiekiem i bądź w tej nauce dzieckiem. Bądź dla siebie cierpliwy”. I czasem zdarza się, że dorośli bardzo chcą nauczyć się grać i taką właśnie ufnością we własne siły potrafią się wykazać, pozbywają się zahamowań. Uczę na przykład Pawła, który bardzo chciał grać jako dziecko, ale nie miał możliwości. Więc uczy się teraz jako dorosły. Idzie mu świetnie, ale pasję ma tak dużą, że gra czasem nawet w korku w samochodzie, choć może nie powinienem tego mówić. (śmiech) Czasem ludzie przyprowadzają swoje dzieci z tego powodu – chcieli grać, a nie mogli… Ale są chyba również takie dzieci, które same chcą zacząć grać, prawda? – Tak. Większość dzieci, które uczę grać, chce przyjść i grać. I one prosiły o lekcje. Czy ucząc muzyki wzorujesz się na jakiejś metodzie? – Bardzo podoba mi się metoda Suzuki, która jest powiązana z koncepcjami „mother tongue” i kształcenia talentu, o których mówiliśmy. Używamy również repertuaru Suzukiego, bo jest sensownie ułożony. Jest wiele systemów, z których wyciągamy to, co nas najbardziej interesuje i co służy naszym uczniom. Jeśli jakaś metoda nie działa, to trzeba szukać innej, która dla ucznia będzie dobra. Na przykład, jest trochę takich dzieci, które chcą grać, ale nie chcą uczyć się nut. Czy powinniśmy im zabronić? To tak, jakby powiedzieć dzieciom, które nie czytają – „tylko przypadkiem nie mów”! Ludzie komunikowali się ze sobą, zanim powstał spisany system językowy. Zresztą, są słynni muzycy, którzy nie znają nut, ale grają, tworzą i odnoszą sukcesy.
Jan Bobek w czasie występu
Czyli potrafisz nauczyć dziecko grać bez nut? – Jasne! Czy do małego dziecka, ale naprawdę małego, takiego, które jeszcze nie mówi, podchodzisz i mówisz: dzisiaj nauczymy się alfabetu? Czasem dziecko powinno nauczyć się grać, a dopiero później może nauczyć się systemu, który za tą muzyką stoi. Motywujemy dzieci do nauki nut, ale nie wszystkie muszą uczyć się nut, żeby grać. A czy w Twojej szkole będzie chór? – Tak. Każde dziecko ma lekcje indywidualne, a kiedy dzieci będą gotowe – będziemy je łączyć w grupy. Dzieci grające na fortepianie będą mogły grać w duecie, dzieci grające na gitarze – będą mogły grać w grupach i tak dalej. Muzyka jest społeczna. Wspaniale jest grać razem, wspaniale jest śpiewać razem, no i nikt nie uczy się grać, żeby zamknąć się w jakimś tam pokoju i nigdy z niego nie wyjść. Oceniasz dzieci, wystawiasz oceny? – Przygotowałem system, w którym oceniamy tak, jak ocenia się w karate. Żeby dostać kolejny kolor i pasek, trzeba kolejnych kilka piosenek nauczyć się i zagrać. To bardzo dzieci motywuje. Chodzi również o to, żeby dzieci znały pewien kanon muzyczny, żeby umiały ćwiczyć i uczyć się, realizowały swoje muzyczne cele. Przyznam, że myślimy o tym, jak wspaniale byłoby wychować pokolenie dzieci muzykujących. I trochę się już to zaczęło: w szkole będzie uczyć nauczycielka, którą uczyłem od kiedy miała 5 lat. Uczyłem również Daniela, mojego najmłodszego brata, on także uczy u nas gry na gitarze. Mam też uczennicę, która ma teraz 13 lat, ale ja wiem, że za kilka lat będzie uczyć muzyki, jestem pewien, że będzie nauczycielką. Podsumujmy: co muzyka daje dzieciom? – Najprostsza odpowiedź brzmi: wszystko. (śmiech) Muzyka uczy umiejętności grania, to oczywiste, ale uczy również poczucia piękna, estetyki, wrażliwości. Dziecko szybciej rozeznaje się w matematyce i łatwiej uczy się języków obcych. Dzieci muzykujące są bardziej odpowiedzialne, systematyczne. Są też sprawniejsze fizycznie – mają lepszą koordynację ruchów. Ich zdolności motoryczne są na bardzo wysokim poziomie. Pozwól, że podam Ci przykład. Harvard w jednym z badań wykazał, że ponad 90 proc. chirurgów amerykańskich grało na instrumentach w dzieciństwie jako dzieci. Chirurgia wymaga niezwykłej precyzji – gra na instrumentach pomaga osiągnąć taką właśnie sprawność. Muzyka w czasie pandemii zajęła szczególne miejsce w Internecie. W czym pomogła ludziom w zamknięciu? – Muzyka zajmuje głowę, dosłownie. Badania pokazują, że muzyk grając albo tworząc muzykę używa tyle obszaru mózgu, co pilot samolotu – czyli dużo. Człowiek gra, jego głowa jest zajęta, ale oczyszczona z codzienności. W pandemii ludzie uciekli w muzykę, stąd tyle filmów z utworami nagranymi przez zespoły i orkiestry – muzyków z całego świata. Szczęściarzem jest ten, kto potrafi grać w tak trudnym czasie. Ci, którzy chcieli ćwiczyć i grać – skorzystali z tego czasu. My graliśmy rodzinnie – z Benią i dziećmi. A uczyłeś przez Internet? – Początek pandemii był trudny, człowiek nie wiedział nawet, czy powinien odbierać telefon (śmiech). Ale już po dwóch tygodniach 95 proc. moich uczniów ćwiczyło ze mną przez Zoom. To nie jest tak, jak na lekcji na żywo, ale można się spokojnie uczyć. Co można najlepszego dać w życiu dzieciom? – Kochać je, pokazać im świat i jak być człowiekiem. Nauczyć je muzyki i rozmiłować w niej. Dziękuję za rozmowę.   Zdjęcia pochodzą z archiwum rodzinnego  

3

3

2

2

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama