Od dziecka lubiła eksperymentować ze sztuką. Gdy coś jej się spodobało, chciała to odtworzyć. Artystyczna smykałka w połączeniu z rodzinną tradycją pieczenia doprowadziły do stworzenia prawdziwych jadalnych dzieł sztuki. Wychodzą one nie z komercyjnej cukierni, lecz z kuchni domu na północno-zachodnich przedmieściach.
Patrząc na piękną białą orchideę w wesołej doniczce na zdjęciu, trudno uwierzyć, że to tort. A jednak – delikatne płatki z białej masy cukrowej, finezyjny różowy środek, zielone pąki i rozłożyste liście u dołu. Kwiat wyrasta na długiej wykręconej łodydze z cukrowej doniczki wypełnionej ziemią, czyli pokruszonym ciastem czekoladowym. Kolejny skarb kryje się po rozkrojeniu doniczki – to czekoladowo-malinowy tort na serku mascarpone. Jeść czy podziwiać?
Wszystko wycinane i klejone jest ręcznie, płatek po płatku, w niewielkiej – jak na cukierniczą pracownię – kuchni domu we Franklin Park przez 42-letnią Teresę Sarat, pasjonatkę artystycznych tortów, cukiernika i dekoratora samouka. Stworzenie takiego jadalnego dzieła sztuki zajęło jej, jak mówi, trzy dni.
Właśnie z tym tortem orchideą Teresa wystartowała niedawno w internetowym konkursie na “najbardziej niesamowitego dekoratora tortów na świecie” organizowanym przez stronę internetową amazingcakeideas.com. Tort Polki długo prowadził na liście 60 tortów z całego świata. W ostatniej chwili w liczbie polubień wyprzedził go tort z Malezji. Konkurs nie był formalny i opierał się na facebookowych „lajkach”, lecz Teresa zgłosiła się do niego, bo zawsze chciała mieć “jakiś dowód swoich umiejętności”.
Beczka z winem, globus z dolarami
Dowody widoczne są jednak gołym okiem na zdjęciach stworzonych przez nią tortów. Oprócz popularnych tortów dla dzieci z motywami z filmów i bajek jest też tort ze staroświecką kamerą dla studenta sztuki filmowej, koszem organicznych warzyw dla wielbicielki ogródków, gigantycznym hamburgerem i coca colą dla miłośnika fast foodów, tort z Emmy Award dla zdobywczyni nagrody, torebką Louis Vuitton dla modnej koleżanki, kopią ulubionego buta męża, a nawet nagim męskim torsem sześciopakiem na babską czterdziestkę.
Teresa nie lubi robić powtarzających się tortów ani odtwarzać tortów z obrazka, o co proszą czasami klienci. Zawsze próbuje coś zmienić lub dodać, aby nadać tortowi indywidualny charakter. Proces zaczyna się często zaczyna od… analizy solenizanta. Co lubi? Jaki jest? Jaką ma pasję? Jaką ulubioną zabawkę z dzieciństwa? Kiedy już wie, co chce zrobić, rozpoczyna research. Studiuje przedmiot, który ma odtworzyć, czasami rysuje i wycina szablony.
W zależności od projektu na samą dekorację poświęca minimum 5 godzin. Ale były i torty, które wymagały 10 godzin dekoracji, a także takie, jak wspomniana orchidea, gdzie trudno zliczyć liczbę godzin poświęconych na pracę.
– To dla mnie więcej niż torty – mówi Teresa. – W każdy z nich wkładam swoje serce. A im większe wyzwanie, tym większa satysfakcja. A najbardziej cieszy radość i zaskoczenie na twarzach solenizantów.
Zaskoczenie, jak na przykład w przypadku tortów niespodzianek, jak tort beczka, z którego można nalać prawdziwe wino, tort globus z dolarami w środku, czy tort wulkan z unoszącą się z niego prawdziwą parą. Czasami klienci rzucają tylko hasło niczym rękawicę, a Teresa podejmuje wyzwanie. Tak było w przypadku pewnego tortu na 21 urodziny.
– Miały być na nim klocki lego, Star Wars, chińska pagoda, Xbox, liczba 21 i jeszcze coś z alkoholem… Pomyślałam – pięć elementów to będzie kompletna klapa, a jednak udało się!
Pójść w torty
Torty Teresy nie tylko pięknie wyglądają, ale też rewelacyjnie smakują, o czym przekonuję się osobiście. Chwalone są za swojski, domowy smak. Ich twórczyni używa tylko wysokiej jakości składników, serka mascarpone jako bazy do mas i nigdy nie oszczędza na owocach. Polka opracowała kilka własnych receptur, z których największą popularnością cieszą się tort owocowy, czekoladowy i orzechowy.
Pieczenia nauczyła się jeszcze w Polsce obserwując mamę i starsze siostry. W wieku 16 lat upiekła samodzielnie swój pierwszy tort – na pierwszą komunię bratanka. Ulepiła kielich 2D z bitej śmietany i zrobiła falbanki. Odkryła wówczas, że zabawa w dekorowanie sprawia jej ogromną przyjemność.
Po przyjeździe do Stanów pieczenie zeszło na drugi plan na całe 10 lat. W kraju, gdzie, jak mówi, ,,nie opłaca się piec, bo ciasto można kupić za grosze” pochłonęła ją codzienność życia na emigracji, dom, rodzina, dzieci i praca. Kontynuując rodzinną tradycję, od czasu do czasu upiekła coś ze starszą córką.
Do pieczenia ,,na poważnie” wróciła przypadkowo przy okazji roczku młodszej córki. Chciała zrobić dla niej tort z Myszką Miki. Teresa miała piec, a uzdolniona plastycznie starsza córka miała ulepić myszkę. Zadanie w ostateczności spadło na Teresę – lepiąc myszkę z masy cukrowej w nocy w przeddzień imprezy, nagle okazało się, że myszka wyglądała całkiem dobrze, co potwierdzili zaskoczeni domownicy.
– Sama byłam w szoku, bo to mi naprawdę nieźle wyszło – śmieje się Teresa, zaznaczając, że jest wobec siebie bardzo krytyczna.
Po wykonaniu ponad dwustu oryginalnych, unikatowych tortów, Teresa chwilowo odstąpiła od pieczenia. Jak na prawdziwego artystę przystało, twierdzi, że potrzebuje przerwy, bo grozi jej twórcze wypalenie.
– Każdy tort to takie moje dziecko. A jak wiadomo, dzieci potrafią czasem być męczące – śmieje się.
Nie wyklucza, że w przyszłości wróci do tortów. Bo nic nie zastąpi uczucia ukończonego dzieła, posprzątanej kuchni i uśmiechu na twarzy solenizanta.
Joanna Marszałek
[email protected]
Zdjęcia z archiwum Teresy Sarat
Reklama