Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 30 września 2024 10:34
Reklama KD Market
Reklama

Stracona sprawa

Z powodu masowych demonstracji w wielu miastach USA nasiliły się ostatnio dyskusje o rasizmie, nierównościach społecznych oraz o symbolice z okresu amerykańskiej wojny domowej. Wróciła też tak zwana teoria Lost Cause (straconej sprawy), której zwolennicy od wielu lat próbują napisać część historii Ameryki od nowa... Stary dobry świat Ogromna większość historyków uważa, że zasadniczą przyczyną secesji stanów Południa i późniejszej wojny był kwestia niewolnictwa. Te stany, które postanowiły opuścić Unię, opowiadały się zdecydowanie za utrzymaniem legalności posiadania niewolników, a samą instytucję niewolnictwa traktowały jako zasadniczą część gospodarki. Jednak zgodnie z narracją zwolenników tzw. Lost Cause, wojna wybuchła ze znacznie szlachetniejszych powodów. Miała to być bitwa o zachowanie suwerenności poszczególnych stanów i ochronę specyficznego stylu życia południowców. Wedle tej teorii, ludzie występujący przeciw Unii nie byli zdrajcami, lecz bojownikami o wolność, a kwestia niewolnictwa nie miała większego znaczenia. Ponadto Unię przedstawia się jako bezwzględnego agresora w stosunku do Południa, które miało być ostoją amerykańskiego chrześcijaństwa i obrońcą „tradycyjnych wartości”. Zgodnie z tezami Lost Cause, każdy stan miał prawo do ogłoszenia secesji, tak samo jak miał prawo do dobrowolnego wstąpienia do Unii, a zatem stworzenie Konfederacji nie było aktem zdrady, lecz wyrazem woli znacznej części ludności Stanów Zjednoczonych. Ta romantyczna i wyidealizowana interpretacja amerykańskiej wojny domowej, choć powszechnie uważana za fałszywą, zaczęła być głoszona wkrótce po klęsce secesji. Porażka militarna była dla wielu południowców prawdziwym szokiem, zaczęto szukać wielu różnych usprawiedliwień dla porażki. Pokonanym potrzebne były jakieś pozytywne aspekty wojny i klęski na polach bitew. W ten sposób zrodziła się wyimaginowana, wyretuszowana wizja „starego dobrego świata”, w którym na pięknych plantacjach pracowali szczęśliwi ludzie, cieszący się ze swojego dobrobytu i wolności. Chodziło między innymi o to, by następnemu pokoleniu białych mieszkańców Południa przekazać w spadku pozytywną wersję wydarzeń, gdyż historyczna prawda była zbyt przygnębiająca. Po pewnym czasie zaczęły powstawać różne organizacje, których celem było podtrzymywanie teorii Lost Cause. Były to między innymi United Confederate Veterans i United Daughters of the Confederacy. Sam termin został po raz pierwszy użyty w 1866 roku w książce Edwarda A. Pollarda pt. The Lost Cause: A New Southern History of the War of the Confederates. W dziele tym autor nie tylko pisze od nowa historię wojny domowej, ale również sugeruje, iż niewolnictwo przyczyniło się w jakiś sposób do poprawy bytu czarnoskórej ludności Ameryki. 15 lat później ukazała się książka byłego prezydenta Konfederacji, Jeffersona Davisa, zatytułowana The Rise and Fall of the Confederate Government. Argumentuje on w niej, że południowcy walczyli z czysto szlachetnych pobudek i stawiali bohatersko czoła przeważającym siłom wroga, który ignorował systematycznie wszystkie zasady prowadzenia wojny. „Niepotrzebna rewolucja” Teoria Lost Cause zyskała szczególną popularność w czasie I wojny światowej. To właśnie wtedy w różnych południowych stanach zaczęto stawiać pomniki dawnych konfederacyjnych dowódców i polityków. Dziś coraz częściej słychać głosy o tym, że symbolika ta powinna zniknąć z amerykańskich miast, gdyż gloryfikuje zdrajców i zwolenników niewolnictwa. Wtedy jednak uważano, że konfederatom należał się odpowiedni szacunek i że byli oni w znacznej mierze niedoceniani. Dotyczy to szczególnie generała Roberta E. Lee, który do dziś w wielu kręgach uważany jest za bohatera i doskonałego stratega. Co ciekawe, generał Lee w prywatnej korespondencji wyrażał swój sprzeciw wobec secesji, uważając ją za „niepotrzebną rewolucję”. Po zakończeniu wojny domowej Lee został wprawdzie postawiony w stan oskarżenia, ale nigdy nie stanął przed sądem, a w roku 1865 skorzystał z amnestii ogłoszonej przez prezydenta Andrew Jacksona. Jednym z najbardziej wpływowych piewców wyidealizowanej, niemal sielankowej historii amerykańskiego Południa był Thomas Dixon, pisarz i duchowny w Kościele baptystów. Wydał on wiele powieści oraz jeździł po całym kraju z wykładami, które cieszyły się sporą popularnością. Dixon był zagorzałym i jawnym rasistą. Twierdził, że w USA prędzej czy później dojdzie do wojny na tle rasowym, w której biali odniosą sukces, ponieważ „mają po swojej stronie ponad 3 tysiące lat cywilizacji”. Jego zdaniem po zniesieniu niewolnictwa w USA doszło do degeneracji rasy czarnej, która „nadaje się wyłącznie do pracy pod kontrolą ludzi białych”. Dziś zwolennicy teorii Lost Cause działają przede wszystkim w skrajnie prawicowych organizacjach, które głoszą zasady białej supremacji. Dawni generałowie Konfederacji, tacy jak Robert E. Lee, Albert Sidney Johnston i Stonewall Jackson, przedstawiani są jako bohaterowie broniący szlachetnie swoich ideałów i wolności. Natomiast generałowie Unii to rzekomo bezwzględni agresorzy, pozbawieni jakichkolwiek zasad moralnych. Generał Ulysses S. Grant opisywany jest często jako alkoholik i degenerat. Znakomitym przykładem tego, że w USA teoria Lost Cause nadal ma się dobrze, są nieustające spory o to, czy powinno się pozwalać na używanie flagi konfederacyjnej. Ostatnio organizacja NASCAR postanowiła zakazać pokazywania tej flagi na torach wyścigów samochodowych. Jednak jest to symbol, który pozostaje widoczny w wielu miejscach Ameryki. Dla zwolenników teorii spod znaku Lost Cause jest to godny symbol przeszłości i ważna część historii USA. Jednak znacznej większości Amerykanów flaga ta kojarzy się z niewolnictwem i swoistym anachronizmem, który nie ma nic wspólnego z dzisiejszą rzeczywistością. Wojny secesyjnej nie da się w żaden sposób odseparować od problemu niewolnictwa. Mimo to różni ludzie nieustannie próbują rewidować tę niezbyt chlubną część amerykańskiej historii, a ich wysiłki czasami przynoszą zamierzone skutki. Krzysztof M. Kucharski

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama